Zaczynasz od jutra

445 50 32
                                    

Wysoki, dwunastoletni chłopak siedział przy drzwiach i starał się podsłuchać rozmowy za nimi prowadzone.

Wiedział, że jeśli dorośli odkryją jego obecność, to dostanie niezłą burę, ale słowa nie były mu straszne. Przez te wszystkie lata zdążył się uodpornić na wyzwiska i niepochlebne epitety na swój temat.

Gdy ojciec wracał po pijaku do domu, nie raz dostawał w skórę, jeśli wystarczająco szybko nie usunął się z zasięgu wzroku.

Matka nigdy nie reagowała. Nigdy nie stanęła w jego obronie. Nawet nigdy nie powiedziała o nim dobrego słowa. Nienawidził ją za tą obojętność prawie tak jak ojca.

Chłopak marzył już tylko o tym, żeby się stąd wyrwać, tak jak jego starszy brat. Kasjana też nienawidził za to, że go tu zostawił samego. Miał nadzieję uciec razem z nim, ale cztery lata temu jego brat zniknął bez słowa. Widać, nie przejmował się zbytnio losem chłopaka, a ośmioletnie dziecko raczej nie ułatwiałoby mu ucieczki, więc po prostu go zostawił. Dwunastolatek czasem się zastanawiał, czy Kasjan miał chociaż czasem wyrzuty sumienia, czy go to wcale nie obeszło.

Zaraz chłopak doszedł do wniosku, że w sumie to nienawidzi całej swojej rodziny i raczej się to nie zmieni.

Ponownie skupił się na próbie podsłuchania rozmowy prowadzonej za drzwiami, mimo usilnych starań nie mógł dosłyszeć słów tajemniczego gościa. Zrezygnowany podkulił nogi i ukrył twarz w dłoniach.

* * *

Postać owinięta w zielono-szary płaszcz zmierzała pewnym krokiem w stronę chaty na uboczu wsi. Jej stan pozostawiał wiele do życzenia. Zwiadowca pobieżnie obejrzał ją i ocenił, że przydałby się gruntowny remont. Po chwili wahania zapukał do drzwi. Miał nadzieję, że nie postanowią się rozlecieć, pod wpływem tej czynności.

– Czego? – Z wnętrza chaty do uszu mężczyzny doleciał zachrypnięty głos.

Morgan, uznając to za zaproszenie, wszedł do środka. Jego oczom ukazał się zaniedbany pokój. Na krześle, które też miało już lata świetności za sobą, w rogu pomieszczenia siedział mężczyzna o niechlujnym wyglądzie. Jasne włosy miał krzywo przycięte, a koszula rozerwana w paru miejscach domagała się już prania. Morgan po zapachu stwierdził, że najprawdopodobniej od bardzo dawna.

– Czego tu chcesz, zwiadowco, e? – zwrócił się do niego mężczyzna i upił duży łyk z butelki, którą kurczowo trzymał w ręce.

– Przyszedłem prosić o zgodę na zabranie pana syna na termin. – Morgan starał się by w jego głosie nie było słychać pogardy, ale nawet sam przed sobą w myślach przyznał, że z tym panem to przesadził.

– Wykluczone. Dzieciak jest mi tu potrzebny.

– Do czego? Jako worek treningowy? – zapytał, a jego brązowe oczy zalśniły złowrogo. Każdy, kto go znał, wiedział, że nadszedł czas na taktyczną ewakuację. – Jeśli nie po dobroci, to i tak chłopak pójdzie ze mną. Wybór należy do pana – dodał, siląc się na spokój.

– Chyba mam prawo decydować o moim dziecku. Dorosły nie jest, a ja wydaję na niego majątek! – Mężczyzna wypił kolejny łyk i ze złością stwierdził, że zawartość butelki się kończy.

– Szczerze? Wątpię. Jedyne pieniądze jakie wydajesz, to na alkohol. Żaden dzieciak nie zasługuje, by wychowywać się w takim domu. Zawołaj go i nigdy więcej już nas nie zobaczysz. – Cierpliwość Morgana już się wyczerpywała.

– Nie.

Mężczyzna nawet nie zdążył pożałować swojej odpowiedzi. Nagły ból przeszył jego dłoń i butelka rozbiła się z trzaskiem o podłogę. Resztka płynu rozchlapała się na wszystkie strony. Po sekundę Morgan był już przy nim. Złapał go za brudną koszulę i rzucił jak lalką o ścianę. Nie silił się na delikatność, na pewno mu się należało. Zwiadowca wyjął saksę z pochwy i przyłożył, nierozumiejącemu co się stało mężczyźnie do szyi.

– Zawołaj chłopaka – Morgan wysyczał przez zaciśnięte zęby.

– Hadrian! Chodź tu w tej sekundzie! – wykrzyknął, jakby od tego zależało jego życie.

Możliwe, że nawet zależy – pomyślał zwiadowca.

Natychmiast do pokoju wszedł zdziwiony chłopak. Morgan odnotował, że jest zdecydowanie wychudzony.

Hadrian nie potrafił objąć całej sytuacji umysłem. Zwiadowca o krótko ściętych, ciemnych włosach trzymał jego ojcu nóż przy gardle. Sytuacja na pewno była niecodzienna. Tajemniczy mężczyzna podniósł się, schwał saksę i podał chłopcu rękę. Hadrian z zaskoczeniem zauważył, że jest niewiele niższy od zwiadowcy.

– Jestem Morgan, a ty pewnie Hadrian?

Chłopiec na potwierdzenie kiwnął głową. Zwiadowca zobaczył podbite oko, które wcześniej ukryte było za przydługimi, popielatymi włosami.

– On ci to zrobił? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź.

– Tak.

Zwiadowca spojrzał na ojca chłopaka z oczami pełnymi nienawiści i pogardy. Bez zastanowienia wymierzył mu cios w szczękę, który pozbawił go przytomności.

– Słusznie zakładam, że chcesz się stąd wyrwać? – zwrócił się dwunastolatka, jak gdyby nic takiego się nie stało.

Chłopak gorliwie zaczął kiwać głową.

– Tak myślałem. Chodź, szkolenie zaczynasz od jutra. W ramach wyjątku, dowódca Korpusu zgodził się, żebyś uczył się w tak młodym wieku.

Niewiedzący co myśleć, Hadrian posłusznie poszedł za zwiadowcą, mając nadzieję, że na zawsze zamyka pewien rozdział w swoim życiu. Nie wiedział też, czego może spodziewać się po szkoleniu u tego tajemniczego mężczyzny, ale na pewno będzie to sto razy lepsze niż jego dotychczasowe egzystowanie.

– I dobrze, że idzie. Same z nim tylko problemy były i zero pożytku. Tylko mi nie wracaj! – Hadrian usłyszał jeszcze, jak matka krzyczy z progu drzwi. Przelotnie pomyślał, że to aż dziwne, że raczyła się odezwać, ale zaraz przypomniał sobie, że ojciec był nieprzytomny.

Zwiadowca skrzywił się i wypalił w przestrzeń:

– Jak ty wytrzymałeś tu te dwanaście lat?

Chłopak nic nie odpowiedział, ale na jego ustach zagościł nieśmiały uśmiech. Cokolwiek go czekało, gorzej już nie mogło być.

Być zwiadowcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz