Wszędzie wokoło świat budził się do życia po długiej w tym roku zimie. Jeszcze gdzieniegdzie leżał topniejący już śnieg, ale dosłownie z dnia na dzień ubywało go w oczach. Drzewa zrzucały z siebie resztki białego puchu i wydawało się, że oddychają z ulgą pozbawione jego ciężaru. Trawa zdążyła się już w niektórych miejscach zazielenić, a między pozostałościami śniegu kwitły pierwsze wiosenne kwiaty. Nawet ptaki, szczęśliwe z nadejścia wiosny, postanowiły dać wieczorny koncert.
Odzianej w szarozieloną pelerynę postaci wydawało się, że słońce jest bardziej gorące niż zwykle. Cały świat stał się nagle bardziej radosny i beztroski. Młoda kobieta zrzuciła z głowy kaptur i rozkoszowała się pierwszymi tej wiosny promieniami słońca na twarzy. Długi czarny warkocz podskakiwał w rytm ruchów konia, który był praktycznie takiego samego koloru, co włosy.
Zwiadowczyni wracała właśnie z rutynowej wyprawy w dalsze zakątki lenna. Starała się trzymać rękę na pulsie i nie przegapić żadnych oznak band lub poważniejszych spraw, którymi musiałaby się niezwłocznie zająć. Tym razem jednak nic niepokojącego się nie działo z wyjątkiem kilku drobnych kradzieży i sąsiedzkich zatargów.
Lenno Algar, w którym stacjonowała od roku należało do tych spokojnych – nikt by przecież nie wysłał świeżo upieczonego zwiadowcy do ważnych i strategicznych punktów królestwa, bo po prostu w niektórych sprawach trzeba było mieć doświadczenie. Kobiecie nie przeszkadzało to zbytnio; wolała swoje spokojne lenno, a przygód miała już wystarczająco w ciągu pierwszego roku terminu.
Czasami tęskniła trochę za tymi czasami, gdy nie musiała polegać tylko na swoich umiejętnościach, a wszystko wydawało się jakby prostsze, ale też doskonale pamiętała dumę i wzruszenie, gdy rok temu, jako druga kobieta w Korpusie, otrzymała srebrny liść dębu.
Wspominała też często swoje pierwsze samodzielne zadanie i niepokój, czy da sobie radę. Oczywiście lęk irracjonalny; nawet nie uświadamiała sobie tego, ale przecież już wielokrotnie do tamtej chwili polegała na własnych umiejętnościach. Po prostu dużo bezpieczniej się czuła z kimś kompetentnym u boku, nawet jeśli nie wtrącał się i pozwalał jej działać samodzielnie.
Była mocno zdumiona, gdy później Hadrian jej powiedział, że też się bał i zastanawiał, czy podoła. Zrozumiała wtedy, że lęk jest czymś naturalnym, ale trzeba nauczyć się nad nim panować i tego starała się trzymać.
W pewnym momencie, widząc znajomą okolicę, Eve zdecydowała się zaniechać środków ostrożności, by jeszcze przed zmrokiem dotrzeć do domu, którym po rocznym pobycie stała się dla niej chatka w lesie, znajdująca się nieopodal wioski. Wiedziała, że Hadrian nie byłby zadowolony z tej decyzji, ale szybko odgoniła od siebie tą myśl. Zwiadowcy przecież się o tym nie dowie.
Zaraz wpadła galopem na polanę i zeskoczyła zgrabnie z grzbietu Iskry. Od razu zauważyła na werandzie Łatkę, wylegującą się w ostatnich promieniach wiosennego słońca.
– Cały dzień tylko leżysz, leniu? – zapytała kotkę, drapiąc ją za uchem, a ta posłała jej oburzone spojrzenie swoich niebieskich oczu, a przynajmniej tak się kobiecie wydawało.
Eve odgarnęła kosmyk włosów za ucho i zaprowadziła Iskrę do stajni, by ją rozsiodłać i oporządzić. Gdy klacz dostała już o dwa jabłka za dużo, zwiadowczyni ruszyła w kierunku chaty. Zmęczenie po tygodniowej podróży dawało już o sobie znać i młoda kobieta najchętniej położyłaby się spać.
Kiedy otworzyła drzwi, momentalnie przystanęła zdumiona. W kuchni przy stole siedziała Noriko i jak gdyby nigdy nic popijała sobie kawę.
– O. Myślałam, że już nie zauważysz, że nie jesteś tu sama. Co z ciebie za zwiadowca? – spytała swoim charakterystycznym kpiącym tonem, który sprawiał, że zdecydowanie nie dało się pomylić jej z nikim innym.
CZYTASZ
Być zwiadowcą
أدب الهواة"Być zwiadowcą" to zbiór pięciu opowiadań inspirowanych "Zwiadowcami" J. Flanagana, których wspólnym mianownikiem jest postać normalnej dziewczyny. Eve od zawsze podziwiała zwiadowców i ich wręcz legendarne umiejętności. Marzyła o tym, że kiedyś zos...