Rozdział 16

67 9 6
                                    

Zmierzch systematycznie podkradał się do obozowiska pogrążonego w ciszy, czekając tylko, aż ostatnie promienie słońca skryją się za horyzontem.

Hadrian stłumił ziewnięcie. Wydawało mu się, że kolejny dzień upłynął aż za cicho i za sennie. Już od dłuższego czasu nie zdarzyło się nic godnego uwagi i to właśnie go martwiło. Od wyjazdu Eve, Noriko i Jovana, czas zwolnił i stanął w miejscu, jakby chciał dać wytchnienie ludziom, przed nadciągającą burzą. Hadrian podświadomie czuł, że tajemniczy morderca szykuje się do kolejnego kroku, ale nie miał pojęcia, jak temu zapobiec. Iluzoryczny spokój tylko go utwierdzał w tym przekonaniu.

Choć był zwiadowcą i przez lata przywykł do czekania, nienawidził bezczynności z całego serca. Tym bardziej, gdy jego uczennica i córka same – no dobrze, prawie same – pojechały rozprawić się z bandą grasującą w pobliskim lennie. To nie tak, że nie wierzył w ich umiejętności. Wiedział, że powinny sprostać zadaniu, ale mimo wszystko wolał je mieć na oku. Szczególnie Noriko. Nigdy nie wiadomo, co strzeli jej do głowy. Po Eve wiedział, czego może się spodziewać, ale wątpił, by potrafiła wyperswadować jego córce szalone pomysły. Nawet z całym swoim uporem, czarnowłosa zwiadowczyni miała na to nikłe szanse. Niestety jeśli Noriko coś sobie ubzdurała, to to robiła, nie oglądając się przy tym na opinię innych.

Z zamyślenia wyrwał go tętent końskich kopyt. Ktoś się spieszył. Wziął w dłonie łuk. Choć wiedział, że rozstawieni na warcie zwiadowcy, raczej nie przepuściliby nikogo obcego, zabezpieczeń nigdy dość.

Na polanę wpadła jak burza dziewczynka na zmęczonym wierzchowcu. Hadrian momentalnie rozpoznał w niej dziecko, które towarzyszyło Noriko i już wiedział, że coś się stało. Dziewczynka przeczesywała polanę wzrokiem, wyraźnie kogoś szukając. W kilka sekund znalazł się przy niej.

– Znaleźliśmy go. Mordercę mojego ojca – wyrzuciła z siebie jednym tchem, nie tracąc czasu na powitania.

Hadrian już dalej nie słuchał dziewczynki. Wiedział wszystko, co mu było potrzebne. Błyskawicznie zaczął szykować się do drogi, błagając w myślach Eve, by nie dała Noriko możliwości zrobienia czegoś głupiego.

* * *

Gdy Eve przekradła się do linii drzew, jej oczom ukazała się mała polana i niewątpliwie jakieś obozowisko składające się z jednoosobowego namiotu oraz miejsca na ognisko. Za to jej mieszkańca nigdzie nie dostrzegła. Wiedziała jednak, że to nie oznacza wcale, że nikogo tu nie było. Skoro podobno był zwiadowcą, mógł czaić się za każdym drzewem.

Eve bez problemu zauważyła także Noriko po drugiej stronie obozu. Mimo że miała narzucony zapasowy płaszcz maskujący, rzucała się aż nadto w oczy. Ktoś mniej doświadczony pewnie by jej nie dostrzegł, ale skoro młoda kobieta potrafiła ją zauważyć, to mogła mieć też realne obawy, że dokona tego samego poszukiwany przez nich zwiadowca. Eve walczyła z chęcią pokręcenia z niedowierzaniem głową, ale powstrzymała się, by nie robić niepotrzebnych ruchów i zakodowała w pamięci, żeby następnym razem dobrze przemyśleć, zanim zabierze ze sobą byłą bandytkę na zwiad.

Jovana za to nigdzie nie dostrzegła, ale nie zdziwiło jej to ani trochę. Był znany w Korpusie ze swoich umiejętności wtapiania się w tło.

Nagle z zamyślenia wyrwał zwiadowczynię jakiś głos.

– Wyjdź z tych krzaków lub cię postrzelę.

Eve mimowolnie drgnęła i powoli, bez gwałtownych ruchów, odwróciła się w stronę głosu.

Na polanie pod jednym z drzew stał mężczyzna ubrany w charakterystyczną pelerynę zwiadowcy. Na oko miał około czterdziestu lat. W dłoni trzymał łuk z nałożoną strzałą, ale jeszcze nie naciągnął cięciwy. Eve doskonale wiedziała, że potrzebuje na to ułamka sekundy. Brązowe oczy mężczyzny patrzyły spod czarnej czupryny w kierunku Noriko, która właśnie się wyprostowała i weszła pewnym krokiem na skraj polany.

– Zginiesz zanim naciągniesz łuk. Nie próbowałbym.– Jovan, jak gdyby nigdy nic, też wkroczył na polanę z bronią gotową do strzału.

Eve kazała mu mieć oko na Noriko, ale niezupełnie to miała na myśli.

– Jesteś pewny, że zdążysz mnie zastrzelić zanim wypuszczę strzałę? Cóż... Może i zginę, ale pociągnę ją ze sobą – odparł beztrosko czarnowłosy zwiadowca, a w oczach Jovana pojawił się błysk zawahania.

– Rzuć broń – rzekła Eve, spokojnie wychodząc na polanę z drugiej strony. Starała się, by jej głos brzmiał pewnie, ale serce biło jej jak oszalałe. Wiedziała, że każdy błąd mogą przypłacić życiem.

Blayze momentalnie odwrócił się w jej kierunku.

– A więc wysłali, żeby mnie złapać dwie kobiety i młodego zwiadowcę, co ledwie wie, jak się strzela. Chyba faktycznie kończą im się ludzie.

– Sam do tego doprowadziłeś – odparła Eve, uśmiechając się niewinnie. Choć z jednej strony wiedziała, że nie za dobrym pomysłem jest drażnienie człowieka, który celuje do ciebie z łuku, nie mogła się powstrzymać.

– O tak. Zdecydowanie to moja zasługa.

– Nazywasz zasługą mordowanie niewinnych ludzi? – Wpatrywała się w mężczyznę z przerażeniem. Przemknęło jej przez myśl, że mógł być szalony.

– Niewinnych?!

Nagły wybuch gniewu tak zaskoczył Eve, że mimowolnie odsunęła się o krok.

– Są winni śmierci mojego ucznia! Mówiłem im, że jest nie gotowy, ale oni swoje...

Blayze urwał w połowie zdania i odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni w kierunku Noriko, która korzystając z tego, że całą uwagę skupił na Eve, chciała zajść go od tyłu z nożem w ręku.

– Nie ruszaj się – warknął.

– Dlaczego? – spytała z beztroskim uśmiechem na ustach była bandytka i podeszła jeszcze o krok.

– Bo cię zastrzelę – odparł głosem wyzutym z emocji.

Eve stwierdziła w myślach, że na tej polanie jest dwójka szaleńców. A sama jest trzecim, bo zabrała ze sobą Noriko.

– Wątpię. Nie zabijasz uczniów i dzieci zwiadowców, jak już zdążyliśmy zauważyć. A tak się ładnie składa, że jestem córką Hadriana Soltana, a jakby nie patrzeć, to jest on zwiadowcą. Nic mi więc nie grozi. – Ostatnie słowa wypowiedziała tak, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku i jednocześnie przesunęła się o kolejny krok do przodu.

Eve wymieniła się przerażonym spojrzeniem z Jovanem. Musieli coś zrobić, zanim była bandytka da się zastrzelić. Niestety zwiadowczyni nie miała pomysłu co takiego. Nawet jeśli by strzeliła, to mężczyzna też zdążyłby zrobić to samo.

– Zostań tam gdzie jesteś albo cię zastrzelę – odparł tymczasem niewzruszony jej wywodem.

Noriko jednak nic sobie nie zrobiła z ostrzeżenia i wtedy wydarzyło się kilka rzeczy na raz.

Blayze wystrzelił, ale nie mógł podziwiać lotu swojego pocisku, bo w tej samej chwili złapał się za ramię, z którego sterczała strzała wypuszczona przez Eve. Upuścił broń na ziemię.

Noriko wylądowała na trawie przygnieciona ciałem Jovana i to uratowało jej życie. Oczy jej wybawcy zaszły mgłą, a ubranie Noriko zrobiło się czerwone od jego krwi. Nawet nie zarejestrowała tego, że krzyknęła.

Eve znalazła się przy byłym zwiadowcy i przystawiła mu nóż do szyi. Mężczyzna nie stawiał oporu, kiedy go krępowała. Tępo wpatrywał się przed siebie.

I taką właśnie sytuację zastali Hadrian i Inez, gdy wpadli galopem na polanę.

Być zwiadowcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz