Rozdział 10

542 63 60
                                    

Pierwsze, co poczuła po przebudzeniu, to ból w okolicy ramienia. Z trudem otworzyła oczy i od razu je zmrużyła pod wpływem ostrego światła. Po kilku sekundach podjęła kolejną próbę. Tym razem zobaczyła już niewyraźny obraz, z którego zaczął się wyłaniać pokój w chacie zwiadowcy.

Eve spróbowała się podnieść, ale ból sprawił, że zaniechała tego pomysłu. Po chwili wszystkie wspomnienia do niej wróciły: walka z bandytami, rana, córka Hadriana...

No właśnie – pomyślała – ciekawe, co się stało z... – dziewczyna musiała chwilę pomyśleć, żeby sobie przypomnieć jej imię – Noriko. Tak, na pewno nazywała się Noriko.

W tym momencie usłyszała skrzypnięcie drzwi i po chwili zauważyła w nich zwiadowcę.

– Widzę, że się obudziłaś – rzekł z bladym uśmiechem na ustach. – Bardziej przestraszyć już mnie nie mogłaś. Miałaś tylko tu zostać. To takie trudne? – zapytał z wyrzutem.

– Ale nie zostałam i chyba dobrze zrobiłam, bo sobie nie radziliście – odrzekła dziewczyna.

– Sytuacja była pod kontrolą – powiedział pewnym tonem nie przewidującym sprzeciwu.

– Ta jasne – mruknęła pod nosem, ale na tyle głośno by Hadrian ją usłyszał.

Mężczyzna miał coś odpowiedzieć, ale w tym momencie, przez uchylone drzwi, do pokoju wpadła brązowo-biało-ruda kulka i rzuciła się na Eve.

– Też się cieszę, że cię widzę, Łatko – rzekła dziewczyna z bladym uśmiechem i pogłaskała zadowolonego z siebie kociaka, po czym zwróciła się do zwiadowcy – no to co mnie ominęło?

Hadrian streścił jej późniejsze wydarzenia. Gdy dziewczyna zemdlała, wszyscy rzucili się by ją ratować. W całym zamieszaniu Noriko wykorzystała okazję i zniknęła. Lady prowizorycznie opatrzyła Eve, by zatamować coraz szybszy upływ krwi, po czym zabrali ją do chaty. W międzyczasie posłano po uzdrowiciela. Dziewczyna dwa dni była nieprzytomna. Rokowania były niepomyślne, bo straciła za dużo krwi. Hadrian w tym czasie odchodził od zmysłów.

– A co z twoją córką? Pozwolisz jej tak odejść? – zapytała po chwili Eve, przyglądając się Hadrianowi z uwagą. Dowiedział się, że jego córka żyje, tylko po to, żeby ją znowu stracić.

– Nie, gdy tylko poczujesz się lepiej pojedziemy jej szukać. Musi to sobie najprawdopodobniej wszystko przemyśleć. Nie mam zamiaru jednak dać jej zniknąć po raz drugi.

– Jak to "my"? Miałam przecież zostać z tobą tylko do czasu napadu – dopytała zaciekawiona.

– Gdy do mnie przyjechałaś, napisałem do Gilana – zobaczył, że dziewczyna ma zamiar zadać kolejne pytanie, więc szybko dodał – dowódcy Korpusu Zwiadowców. Pozwolił mi cię przyjąć na termin, jeśli zechcesz. Na ostatnim zlocie przyjęliśmy do swego grona pierwszą kobietę, a ty możesz być następną. Ostatnie wydarzenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że się nadajesz. Ostateczna decyzja należy oczywiście do ciebie. Zanim się zdecydujesz przemyśl to. To oznacza najbliższe pięć lat szkolenia; wcale nie będzie łatwo.

– Pewnie, że chcę! - wykrzyknęła, przerywając monolog mężczyzny. – Zawsze o tym marzyłam!

– No to postanowione. Byłbym zapomniał, lady Malvina kazała ci podziękować za uratowanie życia. Wczoraj musiała wyjechać – sprawy służbowe. Tylko zapamiętaj sobie, że jak jeszcze raz postanowisz kogoś ratować, to postaraj się, żebym nie musiał się później martwić, czy przeżyjesz ten pomysł. – Uśmiechnął się blado.

– Postaram się – zapewniła go pospiesznie. – I tak już masz dwa razy więcej siwych włosów niż ostatnio.

– Skoro tak uważasz - odrzekł i odnotował, że ma przy najbliższej okazji sprawdzić prawdziwość jej słów. – Masz jeszcze innych gości. Nie będę wam przeszkadzał.

Przed drzwiami zatrzymał się jeszcze i powiedział:

– Eve, dobra robota.

To jedno zdanie oznaczało dla dziewczyny więcej niż tona pochwał z ust jakiegokolwiek innego człowieka. Po chwili do środka wkroczyła jedyna osób, której nie spodziewała się tu nigdy zobaczyć – jej ojciec. Za nim do środka weszli Adam z Hebertem, rozglądając się trochę niepewnie. W końcu jednomyślnie stanęli kawałek za drzwiami.

– Eve, martwiłem się o ciebie – rzekł już w progu jej tata.

– Przepraszam, ojcze – odrzekła i zapadła między nimi martwa cisza. W powietrzu można było wyczuć napięcie.

Eve pochwyciła pokrzepiające spojrzenie Adama, zebrała w sobie odwagę i powiedziała:

– Ojcze, zostaję na terminie u zwiadowcy. Wiem, że tego nie pochwalasz... – chciała jeszcze coś dodać, ale mężczyzna przerwał jej.

– Poczekaj. Możesz się dalej uczyć. – Zrobił przerwę i po chwili dodał: – Ja... myliłem się. Jestem z ciebie dumny.

Eve wtuliła się mocno w tatę, nie zważając na to, że tym sposobem może uszkodzić szwy. Jej szare oczy zaszły łzami.

– Tylko więcej nas tak nie strasz – usłyszała jeszcze z tyłu mrukliwy głos Heberta.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Być zwiadowcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz