Rozdział 6

67 11 4
                                    

– Czy ty naprawdę chcesz, żeby ona z nami jechała?!

Noriko zorientowała się, że powiedziała to trochę głośniej, niż zamierzała. Nie zamierzała jednak przepraszać.

Od dłuższego czasu Eve i była bandytka stały pod domem kurierki i sprzeczały się, co powinny dalej zrobić. Zwiadowczyni nalegała, by zabrać Lenę ze sobą i odeskortować do barona. Nie uśmiechało jej się zostawić teraz kobiety na pastwę losu po tym, jak jej pomogły.

Noriko natomiast nie miała zamiaru nakładać kolejnego dnia drogi, szczególnie, że od chaty Hadriana dzieliło je już tylko kilka godzin jazdy. Nie żeby jakoś jej specjalnie zależało, by Lena jechała sama taki kawał drogi, gdy po okolicy grasuje banda z jej dawnym "znajomym" na czele, szczególnie, że wiedziała do czego jest zdolny, ale Noriko wyznawała zasadę, że w życiu są sprawy ważne i ważniejsze, a tą ważniejszą było bezzwłoczne dowiedzenie się, co się stało z jej ojcem.

– Przecież możemy pojechać najpierw do chaty, a stamtąd do barona! Przy okazji dowiemy się, co się tu wyprawia. – Tym razem Eve nie wytrzymała. Od dłuższego już czasu argumentowała swoją propozycję, ale wszystkie jej słowa jakby odbijały się od byłej bandytki i nie miały zamiaru przebić się do jej świadomości.

– A tobie przypadkiem nie śpieszyło się na Zlot? – zapytała niewinnym głosem Noriko.

Eve już miała odpowiedzieć, że do Zlotu zostało jeszcze sporo czasu, gdy na zewnątrz wyszła lady Lena i zapanowała niezręczna cisza.

– Nie martwcie się, nie chce was zatrzymywać. Jakoś sobie poradzę – odezwała się kurierka, jakby przeczuwając, o czym dyskutują.

Cóż, istniała też możliwość, że tak głośno przerzucałyśmy się argumentami, że słyszała nas połowa okolicy – pomyślała Eve.

Noriko już szykowała się do powiedzenia, że to dobrze i w takim razie, będziemy się zbierać, ale natrafiła na twarde spojrzenie szarych oczu. Westchnęła cicho.

– Nie ma problemu, możesz jechać z nami.

Po tych słowach zerknęła na Eve. Jej wzrok mówił, że jeszcze się policzą. Nie oglądając się już na swoje towarzyszki, poszła do stajni osiodłać konie. Miała nadzieję, że choć tym sposobem przyspieszy odjazd.

* * *

Słońce stało już wysoko na niebie, gdy trzy kobiety nadal przemierzały powolnym tempem kolejne kilometry. Przekroczyły już granicę lenna Meric i niedługo powinny dotrzeć do celu swojej wyprawy. Pełna napięcia i wyczekiwania cisza wisiała w powietrzu. Każda z kobiet pogrążona była w swoich myślach.

– Kim on właściwie jest? – odezwała się w pewnym momencie Eve, dręczona niewyjaśnioną jeszcze sprawą i prześladującym ją widokiem przeszywających niebieskich oczu.

Noriko i Lena posłały jej nic nie rozumiejące spojrzenia.

– Nasz kolega bandyta. Miałaś mi powiedzieć – rzekła z wyrzutem do byłej bandytki.

– Nic takiego nie mówiłam! – zaprotestowała szybko Noriko. Naprawdę wołała do tego nie wracać.

Eve nadal wpatrywała się w nią, czekając na wyjaśnienia. Tym razem nie mogła odpuścić.

– No dobra, znamy się z Arydii. Dawne czasy – powiedziała cicho, odwracając wzrok. – Nazywa się Codey. Spotkaliśmy się, gdy oboje byliśmy jeszcze praktycznie dziećmi. Właściwie dzięki niemu moja ucieczka zakończyła się sukcesem, o ile można to tak nazwać – skrzywiła się. – Przez wiele lat był moim zastępcą. Przyjaźniliśmy się i trzymaliśmy razem. Potem... Nie wiem, co się stało... Zdradził mnie i wpakował całą bandę w pułapkę. Musiałam uciekać i wróciłam tutaj. Resztę już znasz.

Eve kiwnęła głową i ponownie zatopiły się w myślach, a Lena pragnęła być jak najdalej stąd. Zdecydowanie źle się czuła, słuchając takich osobistych wyznań, nawet jeśli nie wiedziała, co znaczyło "resztę już znasz". Noriko natomiast miała nadzieję, że nie będzie dalej ciągnąć tematu. Myślała, że już poradziła sobie z przeszłością, a ta znowu zaatakowała ze zdwojoną siłą, tym razem posługując się niebieskimi oczami.

Drzewa się przerzedziły i ich oczom kobiet ukazała się polana, na której stała chata, gdzie Eve spędziła swoje pięć lat szkolenia. Już na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest nie tak. Drzwiami otwartymi na oścież poruszał lekko wiatr, a na werandzie leżała jakaś pojedyncza zagubiona kartka.

Noriko i zwiadowczyni bez słowa zeskoczyły z koni i ruszyły w kierunku chaty. Gdy weszły do środka, ich oczom ukazał się przerażający widok. Meble były porozwalane, a wszędzie na podłodze walały się dokumenty. Nie pozostawiało to wątpliwości, że ktoś przetrząsnął wszystkie kąty.

– Jak wyjeżdżałam, to wszystko było normalnie... – Noriko urwała, bo zauważyła, że Eve również za czymś się rozgląda. Posłała jej pytające spojrzenie.

– Ktoś wiedział, czego szuka – odparła, wskazując na dziurę w podłodze. – Tu były wszystkie ważne dokumenty – dodała, widząc, że była bandytka nic nie rozumie. – Nie wiedziałaś? Każda chata zwiadowcy ma taką skrytkę. Ten cały bałagan jest zrobiony dla niepoznaki, chodziło mu o to.

Noriko oczywiście nie miała o tym pojęcia. Pomyślała, że może to dlatego, że ojciec jej nie ufa, ale szybko odgoniła tą myśl. Hadrian jej ufał. Po prostu nie była zwiadowcą, więc to logiczne, że nikt jej nie wtajemniczył.

Eve wyszła tymczasem z chaty i wskoczyła na grzbiet Iskry.

– Nic tu po nas. Pojadę na Zlot, może ktoś wie, co tu się dzieję.

– A co z lady? Nie może jechać z nami – spytała Noriko, patrząc ukradkiem na kurierkę, która nadal spokojnie czekała na grzbiecie swojego konia.

– Jakimi NAMI? Ty też nie możesz ze mną jechać. I tak, wiem, że to twój ojciec – dodała szybko, bo zauważyła po minie byłej bandytki, że już zamierza się wtrącić. – Pojedź z Leną. Postaraj się czegoś dowiedzieć. Na przykład, czemu zwiadowca ani baron nie reagują na bandę grasującą w okolicy albo czy plotki o zamordowaniu członka Korpusu są prawdziwe. Spotkamy się tu za dwa tygodnie i mam nadzieję, że już z nami będzie Hadrian.

Noriko nie zaprotestowała od razu. Po prawdzie to niezbyt miała do czego się przyczepić. Nigdy nie była na Zlocie, ale odnosiła wrażenie, że raczej by ją wyproszono niż udzielono tajnych informacji, a Eve to jednak zwiadowca, nawet jeśli nie jakiś wybitny. A co do bandy Codeya... Noriko lepiej się nadawała do tego, żeby się im przyjrzeć ich; temu nie mogła zaprzeczyć. W końcu wiedziała o nim sporo, a to zdecydowanie bywało pomocne. Za to baron na pewno za nic jej nie przyjmie, ale jeśli chodzi o kurierkę... Tak, to było całkiem rozsądne.

– Dobrze, niech będzie – odezwała się w końcu, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że tym samym wystawia ojca do wiatru, a przecież miał kłopoty... Szybko odgoniła od siebie złe myśli. Eve jest zwiadowcą, da sobie radę. A przynajmniej miała taką nadzieję.

Czarnowłosa kobieta wydawała się na początku zaskoczona tym, że obyło się bez kłótni, ale potem nieznacznie się uśmiechnęła, pożegnała z Leną i odjechała. Noriko z zadowoleniem odnotowała, że prędkość jej jazdy była większa niż zwykle.

Być zwiadowcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz