Rozdział 9

227 29 17
                                    

Kapitan Wermian kończył pisać wiadomość na cienkim pergaminie do garnizonu w zamku Macindaw. Zabrał się za to, gdy tylko dowiedział się o planowanym ataku Scottów.

Gdy rano najspokojniej w świecie odsypiał zarwaną noc, do środka wpadł roztrzęsiony kapral. Z jego bełkotliwej wypowiedzi Wermian wywnioskował tylko tyle, że jacyś zwiadowcy chcą z nim rozmawiać i że wieści od nich nie są pomyślne. Czym prędzej doprowadził się do porządku i wyszedł na spotkanie niecodziennym gościom.

Jego zdumienie sięgnęło granic, gdy zobaczył, że zwiadowców jest aż trzech, a jedna postać w cętkowanej pelerynie to młoda dziewczyna, a nawet jeszcze dziecko. Nigdy nie słyszał, żeby Korpus przyjmował kobiety albo żeby do jednego zadania był oddelegowany więcej niż jeden zwiadowca z uczniem.

Najstarszy z przybyłych szybko przedstawił siebie i towarzyszy oraz bezzwłocznie zaczął mu relacjonować sytuację. Gdy skończył, na twarzy kapitana można było dostrzec wielkie zmartwienie. Teraz, kiedy już napisał wiadomość, nadal nie opuszczało ono oblicza młodego dowódcy.

Zwinął pergamin w mały rulonik i wsadził do tubki na nodze gołębia. Czym prędzej wypuścił białego ptaka, aby wiadomość dotarła jak najszybciej do celu, po czym poszedł zobaczyć, jakie postępy w umacnianiu terenu uczynili do tej pory jego podwładni.

Żołnierze przed koszarami uwijali się jak w ukropie. W ich bieganinie Wermian starał się znaleźć jakiś ślad porządku i zaplanowanych działań, ale w całym tym rozgardiaszu nie widział ani odrobiny sensu.

Inaczej chyba uważali zwiadowcy. Wyższy i młodszy tłumaczył coś zbrojnym. Przed nim leżała mapa okolicy, na której pokazywał im jakieś punkty palcem.

Siwowłosy zwiadowca natomiast dyrygował falami żołnierzy rozchodzącymi się w różne strony. Jedni kopali rów, inni ostrzyli drewniane pale, a jeszcze inni budowali prowizoryczną barykadę.

W pewnym momencie wzrok kapitana zatrzymał się na drobnej dziewczynie siedzącej na zwalonym pniu. Na jej szaro-zieloną pelerynę opadały fale kruczoczarnych włosów. Była jak gdyby wyłączona z całego zamieszania i wyglądała, jakby nie miała co ze sobą zrobić. Jej oczy starały się uchwycić wszystko, co działo się dookoła. W pewnym momencie ich wzrok się spotkał. W szarych oczach dziewczyny dostrzegł jakieś zrezygnowanie.

Szybko jednak zapomniał o małej zwiadowczyni, bo zauważył, że wyższy mężczyzna w cętkowanej pelerynie coś od niego chce. Ruszył w jego stronę, starając się sobie przypomnieć, jak miał na imię.

Hadrian. Tak, nazywał się Hadrian.

– Kapitanie, wysłał pan wiadomość do Macindaw? – zapytał go zwiadowca.

– Tak. Widzę, że już się zadomowiliście i moi podwładni traktują was jako dowodzących. – Po tych słowach rzucił karcące spojrzenie stojącym najbliżej zbrojnym.

– No, kapitanie... Kapitan wybaczy... No bo my ten... Kapitan kazał się słuchać ich rozkazów... – zaczął się plątać w wyjaśnieniach kapral, ale Wermian przerwał mu machnięciem ręką.

– Spokojnie, Nick. Żartowałem – powiedział śmiertelnie poważnym tonem, który wcale na to nie wskazywał. – Coś jeszcze ode mnie chciałeś zwiadowco Hadrianie? – zapytał.

– Musimy omówić strategię obrony.

* * *

Wyruszyli od razu, gdy zwiadowcy odjechali końmi. Według wyliczeń Mojmiry, na przejściu granicznym powinni być już około południa.

Szli zwartą grupą. Przemytniczka z lisicą przy nodze prowadziła, a pochód zamykał Cedric, który nie wiadomo skąd wytrzasnął na poczekaniu topór.

Noriko patrzyła na początku sceptycznie na jego pomysł udziału w wyprawie, ale teraz, gdy patrzyła jak sprawnie trzyma broń, doszła do wniosku, że druid może się przydać.

Nadal nie była jednak przekonana, co do zabierania ze sobą Tumiry. Nie dość, że dziewczyna najprawdopodobniej nie umie walczyć i nie pomoże w żaden sposób, to jeszcze trzeba będzie jej pilnować. Pole bitwy to nie jest miejsce dla dzieci.

Mojmira miała na ten temat podobne zdanie, ale wiedziała, że za nic nie przekona siostry do zostania w domu. Zdecydowałam się na pomoc Aralueńczykom między innymi po to, by pilnować tej upartej dziewczyny.

Kierowała nią również trochę ciekawość. Nigdy nie miała okazji pomyszkować po jaskiniach w okolicy posterunku, a taka sytuacja mogła się już nie powtórzyć.

No i był jeszcze jeden powód, do którego nie chciała się przyznawać nawet przed samą sobą, a mianowicie polubiła tych ludzi. Nie miała pojęcia skąd bierze się jej sympatia do zwiadowców poznanych dziś rano, a tym bardziej do Noriko, która zachowywała się władczo i chciała wszystkich sobie podporządkować. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że trochę byłoby jej szkoda, gdyby zginęli w tej bezsensownej walce.

Wędrówka minęła im w milczeniu. Wszyscy byli pogrążeni w swoich myślach i nie kwapili się do rozmowy. Przed wąwozem, który później się zwężał i prowadził do przejścia granicznego, Mojmira zostawiła grupę i poszła rozejrzeć się, czy w okolicy nie ma jakiś jaskiń prowadzących na drugą stronę ściany skalnej.

Noriko przejęła na siebie zadanie prowadzenia pochodu. Nie było ono jakieś skomplikowane, bo wystarczyło iść ścieżką do przodu i kobieta była pewna, że temu zadaniu podołałby nawet Alex, który z pochmurną miną wlókł się teraz za Tumirą. Nie uśmiechało mu się walczenie w otwartej bitwie, a tym bardziej zostanie bohaterem wojennym. Już samo stanie po stronie zwiadowców, nie mieściło się w jego światopoglądzie.

Tymczasem ściany skalne wznosiły się coraz wyżej i po chwili były już ponad cztery metry nad ziemią. Przez myśl Noriko przemknęło, że gdyby Scottci byli wystarczająco przebiegli, to mogliby się wspiąć po pionowej, ale chropowatej skale, a potem spuścić się z drugiej strony na linach i zaatakować ich z dwóch stron. Miała nadzieję, że nie wpadną na ten pomysł, ale odnotowała w pamięci, by podzielić się ojcem swoimi spostrzeżeniami i jakoś zabezpieczyć się przed taką możliwością.

Po chwili czterem parom oczu ukazał posterunek graniczny. Pierwsze co się rzuciło Noriko w oczy, to biegający we wszystkie strony zbrojni. Po chwili zauważyła w ich krzątaninie głębszy sens i dostrzegła Morgana, który wydawał im wszystkim polecenia. Zobaczyła też Hadriana rozmawiającego z najprawdopodobniej dowódcą żołnierzy. Westchnęła ciężko i niezwłocznie udała się w jego stronę.

Być zwiadowcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz