19.Worthless man

2.7K 208 12
                                    

"Po milionach osób, które nigdy nie dały ci szansy, w końcu znajduje się jedna albo i cała rodzina, która nie patrzy na ciebie jak na potwora"

Lucas

Skoro Sharon chciała Michela to dostała go. Nie mam z tym najmniejszego problemu. Jednak prawdziwym może okazać się moja praca. W końcu złamałem dwie z trzech zasad, a Sharon jako dziewczynka z dobrego domu, raczej dzieli się z nimi całym swoim życiem. Tym bardziej, żeby uprzykrzyć życie komuś takiemu jak ja.

Wiem, że właśnie wybiła moja godzina

- Luke! - jej ojciec, mój pracodawca, nauczyciel, pomoc woła mnie do swojego gabinetu. Zostanę zraniony przez zranienie jej córki? Co mnie tak właściwie kurwa obchodzą uczucia Sharon? Nie obchodzą

- Tak, proszę pana? - za każdym razem gdy zwracam się do niego z szacunkiem, nie przychodzi mi to łatwo. Ale jeśli on mnie zwolni skończę, z tym, bo nie zrobiłem, kurwa nic złego.

- Chcesz czek czy w gotówce? - siedzi przed swoim biurkiem wpisując coś w komputer.

- Wypłatę - dodaje gdy nie uzyskuje ode mnie żadnej reakcji. To koniec, tak?

- Dlaczego masz taką minę dziecko? - papieros w kieszeni pali, ale nie zamierzam tego zrobić. Jeszcze nie.

- Zwalnia mnie pan? - uśmiecha się, co za kretyn z niego.

- Nie, płacę ci za pracę. Chyba, że mam za co cię zwolnić - nie odpowiadam, bo dobrze wiecie, że ma za co.

- Gotówka - mówię krótko, a on odlicza pieniądze. Cholera dziwnie się czuje, to pierwsze pieniądze jakie zarobiłem w życiu. I to, żeby zrobić coś dobrego - pomóc bratu.

Sharon, która wjechała mi w dupę okazała się bardzo pomocna. Uśmiecham się na krótką chwilę na wspomnienie jej przerażonej miny, gdy zaczęła krzyczeć moje imię. To ona była zażenowana, nie ja, to była nowość w tym mieście.

Szybko liczę pieniądze i okazuje się, że jest więcej niż ustaliliśmy. Może mnie sprawdza To by było typowe dla ludzi w tym mieście. W końcu jestem Lukiem Hemmingsem. Zmorą miasta i rodziny i nawet brata, który przeze mnie musiał tu zostać.

- Pomylił się pan - wchodzę bez pukania i po prostu się odzywam. A on się uśmiecha, tak to zdecydowanie był test.

- Nie, Luke - marszczę na niego brwi, a on dalej się uśmiecha

- Wykonujesz dobrą robotę, zasługujesz na te pieniądze - moja pokerowa mina się w tym momencie nie sprawdza, bo nic nie poradzę, że na małą pochwałę się uśmiechem. Nie słyszę tego często, praktycznie nigdy.

Wycofuje się gdy on za mną krzyczy.

- Aha i przyjdź na obiad! - nie rozumiem dlaczego on jest dla mnie taki dobry. Kurwa, czym sobie na to zasłużyłem? Ale właściwie mam lepsze pytanie, czym sobie zasłużyłem, żeby ci ludzie w tym mieście mnie tak nienawidzili?

- Nie mogę, muszę coś załatwić - ale tak naprawdę nie chce pokazywać się na oczy Sharon i sam też nie chce jej oglądać.

- Nie wydawaj głupio tych pieniędzy, mówiłeś o studiach - krzywię się.

- To właśnie miałem na myśli - już się nie uśmiecham.

- Przyjdź na obiad, kiedy będziesz miał ochotę. Zawsze jesteś mile widziany - no to kurwa chyba jesteś jedyną osobą, która tak myśli.

- Do piątku, proszę pana - kiwa głową i wychodzę.





Jack nie wie o mojej pracy. W końcowym efekcie wyszło tak, że nawet nie zwraca uwagi, że regularnie wychodzę trzy razy w tygodniu, ale nie winię go za to. Zamierzam po prostu podłożyć mu te pieniądze, nie chce za nie wdzięczności, czy, żeby mówił, że powinienem skupić się na szkole. On na szczęście jest w domu. Znajduję portfel i wkładam do niego większość zarobionych pieniędzy. Na resztę miałem plan, ale teraz? Teraz pewnie wydam to na papierosy.


W nijakim humorze decyduje się jednak iść na ten obiad. Potem pójdziemy z chłopakami się upić. Może Calum chociaż raz zostawi Scarlett w domu i spędzimy męski wieczór. Pomimo, że uwielbiam tą dziewczynę. Czasem jest to potrzebne.

Pukam do drzwi i pierwszy raz od zawsze denerwuje się.

- Luke! - drzwi otwiera brat Sharon. Przybijam sobie z nim piątkę, po czym czochram mu włosy.

- Sharon, Luke przyszedł! - wychyla głowę z salonu, ale gdy mnie widzi od razu chowa się z powrotem i bardzo dobrze. Nie wiem dlaczego jednak tu przyszedłem.

- Przyszedłeś - mówi jej ojciec i ściska moją dłoń. Jakbym był równy jemu. Zgadnijcie, co w tym mieście nigdy nie będę równy nikomu. Zniszczyłem małżeństwo rodziców.

- Dzień dobry - mówię do jego żony, a ona posyła mi uśmiech. Za każdym razem czuję się tutaj nieswojo, ale jednak lubię tutaj przychodzić.


Sharon w końcu podchodzi do mnie i nic na początku nie mówi. Nawet na mnie nie patrzy.

- Możemy porozmawiać? - pyta cicho, a ja czuję satysfakcje, że straciła co do mnie swoją pewność. Niech obdarza ją Mika. Go w końcu chciała pocałować od razu nie grała w nim w żadne gierki.

- Mów - nie przyszedłem tu dla niej, ale dla domowego posiłku. Jestem głodny.

- Nie tutaj - kręcę głową. To ja rozdaje karty i nie dam się zmylić. Nie odpuszczam.

- Tutaj albo wcale - spogląda na mnie niepewnie, po czym znowu opuszcza wzrok na podłogę.

- Co zrobiłam? - no tak ona nie ma pojęcia. Ale to lepiej dla mnie. Pokazuje głową w kierunku jej pokoju, a ona po prostu tam idzie.

- Nie chodzi o to co zrobiłaś, a czego nie zrobiłaś - jestem kutasem i nie zamierzam się hamować. Podziwiam ją za odwagę, że zapytała, ale to tyle, co ode mnie dostanie.

- Wiesz - podchodzę bliżej niej, a ona nie odsuwa się.

- Ten pocałunek był kurewsko beznadziejny - nie dotykam jej. Wkładam ręce głęboko w kieszenie.

- Chloe zna się na rzeczy i nie boi się mnie dotykać tak jak lubię - każde słowo wyraźnie podkreślam.

- Po prostu doszedłem do wniosku, że nie potrzebuje bycia twoim pierdolonym nauczycielem, Sharon - nie patrzy na mnie, po mimo, że ja patrzę na nią.

- To co tutaj robisz? - wzruszam ramionami.

- Przyszedłem zjeść obiad - zakładam na twarz mój szyderczy uśmiech i nie zdejmuje go do końca kolacji. Jest miło i wiem, że zdenerwowałem Sharon, która nie odezwała się prawie cały posiłek.

Gdy mam już wychodzić słyszę pukanie do drzwi. Otwieram je, a ta stoi Michael. Oczywiście, kurwa.

- Siema - jego uśmiech mnie wkurwia, wyciąga z kieszeni papierosa i krzyczę za siebie.

- Sharon, twój chłopak! - przewracam oczami i bez oglądania się za siebie wychodzę.

Słyszę jak ona go pyta, co on tutaj robi, a on w odpowiedzi ją całuję. On nie dostał zakazu od jej ojca? Proszę, kurwa bardzo, nawet Michael jest ode mnie lepszy.

********

Nikt nic nie powiedział, ale co myślicie, o tym co zrobił Mika?

Kiedy Sharon i Luke naprawdę porozmawiają? XD

WORDPLAY {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz