-EEEEhhhh, dlaczego nie mogliśmy wziąć taksówki?
-Bo czekalibyśmy na nią wieki. Widziałeś tłum przed lotniskiem.- Łukasz znosił narzekanie Kuby odkąd wyruszyli z lotniska do hotelu komunikacją miejską. Stali teraz na stacji metra, czekając na kolejny pociąg. Wokół było pusto, ani żywej duszy. Nic dziwnego, ich samolot wylądował około północy, nikt tędy nie jeździł o tej porze, szczególnie w środku tygodnia. Piszczek kątem oka spojrzał na Kubę i zobaczył, że przyjaciel lekko się trzęsie.
-Wszystko ok?- zapytał przejęty.
-Tak, po prostu nie spodziewałem się, że będzie tak chłodno. Szykował się raczej ciepły tydzień.
-Wieczory potrafią być chłodne- Łukasz sięgnął do jednej z toreb i wyciągnął szary szalik- proszę, załóż go- wręczył go Kubie- będzie ci cieplej.
Kuba spojrzał najpierw na szalik, potem na Łukasza, jakby był zaskoczony, że ktoś się aż tak o niego martwi. Obejrzał się dokoła, ale ostatecznie wziął szal i otulił nim szyję.
Po 15 minutach stania, chłopcy postanowili usiąść na obskurnych, aczkolwiek wygodnych, ławkach.
-Kurczę, Kuba, czy tobie jest aż tak zimno?
Faktycznie. Kuba dygotał coraz bardziej. Łukasz złapał go za rękę. Była strasznie zimna. Chwycił obydwie dłonie przyjaciela w swoje i zaczął je o siebie pocierać, próbując wytworzyć ciepło. Spojrzał Błaszczykowskiemu w twarz i zobaczył, że ten się śmieje.
-O co chodzi?- spytał zaskoczony.
-Nic, tak sobie tylko myślę, że jesteś jedną z nielicznych osób, które są miłe dla mnie bez żadnych ukrytych zamiarów. Po prostu dobry z ciebie przyjaciel.
Przyjaciel. Zabolało, ale do tego bólu Łukasz był przyzwyczajony.
-Skąd wiesz, że nie mam ukrytych zamiarów?
-Słucham?- pytanie zbiło Kubę z tropu.
-Skąd wiesz, że nie jestem dla ciebie miły, bo chcę od ciebie czegoś więcej...- przestał pocierać jego dłonie i spojrzał mu prosto w oczy.
-Łukasz, nie żartuj...- przerwał jakby nie był pewny czy to dowcip.
-Kuba... ja-
Pociąg wjechał na stację z piskiem zagłuszjąc słowa Piszczka.
-...nareszcie przyjechał, wsiadajmy zanim nam ucieknie!- Błaszczu chwycił swoje walizki i pobiegł w kierunku wagonu. Nie odzywali się do siebie całą drogę do hotelu. W holu Kuba zwrócił się do recepcjonistki.
-Rezerwacja na nazwiso Piszczek.
-Chyba Błaszczykowski...- Łukasz spojrzał na niego krzywo.
-Nie, to ty miałeś zamówić pokoje.- Można było zobaczyć pulsującą żyłkę na czole Kuby.
-Myślałem, że ty to zrobiłeś!
-Daję słowo Piszczu, kiedyś po prostu nie wytrzymam i przypadkiem wepchnę cię pod samochód za to wszystko!-odetchnął i zwrócił się do recepcjonistki- Czy są jakieś wolne pokoje?
-Został nam tylko jeden pokój.
-Jedynka czy dwójka?
-Dwuosobowy.
-Świetnie, bierzemy!
-Rozumiem...- kobieta spojrzała na nich z ukosa, po czym wręczyła im klucze.- Życzę udanej nocy- uśmiechnęła się pod nosem.
-Udanej nocy? Co ma nam się niby udać? Spanie?-Piszczek nie rozumiał o co chodziło recepcjonistce. Ale kiedy Kuba otworzył drzwi pokoju powiedzał tylko- A, dlatego udanej.
W pokoju stało jedno, dwuosobowe łóżko.
-Czemu nie spytałeś się czy są dwa łóżka?
-Myślałem, że to się rozumie samo przez się!
-Samo przez co?
-No, że my, razem... no, przecież nie wyglądamy na parę...
Łukasz spojrzał na niego groźnie, rzucił szorstkie "dobranoc", po czym rozebrał się i położył do łóżka.
-Eh, co znowu?
-Zamknij się i idź spać.
-Dobra, ale nie bądź na mnie zły. Szczególnie, że to ja powinienem być zły za to, że nie zamówiłeś pokoi.
-Nie jestem na ciebie zły. Nawet jakbym chciał to bym nie mógł.
-Wiadomo. Jestem za dobrym kumplem żeby się na mnie gniewać, co?
Egh, znowu ten kumpel. Łukasz gwałtownie się obrócił.
-Jeszcze jedno słowo a śpisz na podłodze. Nie żartuję.
Błaszczu pokiwał przestraszony głową i położył się na wznak na swojej połowie łóżka. Po krótkiej chwili ciszy dało się słyszeć szept "Dobranoc Piszczu" i następujący po nim huk Kuby spadającego na podłogę.
CZYTASZ
Piłka jest okrągła a Piszczu jest gejem dla Błaszczu
FanfictionTytuł mówi sam za siebie. Piszczykowska miłość w końcu może dać sobie upust, gdy chłopcy są na L4 aka urlopie lekarskim.