-Muszę dziś iść na badania- powiedział pewnego dnia Łukasz smażąc jajka na patelni.
-Jak to? Coś nie tak?- Kuba przestał smarować chleb masłem i spojrzał się na chłopaka.
-Nie, wszystko w porządku. Znaczy, mam nadzieję.- westchnął- Po prostu chcę już wrócić do grania. Jeśli tymi badaniami pokażę, że nic mi nie jest, może w końcu trener mi na to pozwoli.
-A, w takim razie...eem...powodzenia?-Kuba powoli odwrócił wzrok, przez chwilę nie wiedząc na czym go skupić. Przygryzł wargę. Czuł się źle, zazdrościł Łukaszowi możliwości powrotu na boisko. Możliwości, której on nie miał. Nie chciał się tak czuć, ale to było silniejsze od niego.
-Dzięki-odrzekł Łukasz. W całym pokoju nastała niezręczna atmosfera. Powietrze wydawało się być jakieś gęstsze.
Cały ranek spędzili w milczeniu. Kuba cały czas myślał co zrobić ze sobą, skoro nie może już wrócić do piłki, a Łukasz był tak spięty nadchodzącymi badaniami, że nie miał ochoty na rozmowy. Już miał wychodzić, gdy Kuba go zatrzymał.
-Łukasz. Ja... Naprawdę chciałbym żebyś wrócił do gry.
Piszczek uśmiechnął się. Rozładował tym narastające od rana napięcie , za co Błaszczykowski był niezmiernie wdzięczny. W odpowiedzi przytulił go mocno i szepnął do ucha:
-Dzięki.
Jednak to "dzięki" było inne niż to z rana. Było ciepłe i przyjemne, nie wprawiało w zakłopotanie, raczej łagodziło całe napięcie. Kuba potrzebował tego "dzięki" bardziej niż zwykle. Czuł się dzisiaj źle. Nawiedzała go myśl o tym, że już nigdy nie wejdzie na murawę. Od wypadku starał się o tym nie myśleć i póki Łukasz był przy nim, to właśnie piłkarz zajmował jego umysł. Ale teraz on miał pójść dalej, naprzód, zostawić Kubę w tyle. Zostawić Kubę. Kropka.
Łukasz rozluźnił uścisk i odsunął się.
-Naprawdę muszę już iść. Będę koło wieczora.- pocałował Błaszczykowskiego w policzek i wyszedł.
-Pa- powiedział Kuba do zamkniętych drzwi.
***
*Łukasz*
Musiałem zaparkować dwie ulice dalej, bo jak zwykle wszystkie miejsca parkingowe były pozajmowane. Wysiadłem z samochodu i powoli zacząłem iść w stronę klubu. Zaczęło wiać, więc schowałem ręce do kieszeni płaszcza. Nie sprawiało to jednak, że było mi szczególnie ciepło. Wyszedłem z domu w takim pośpiechu, że zapomniałem szalika. (Jezu, jak ja kocham szaliki).
Kiedy stanąłem przed drzwiami klubowego lekarza serce zabiło mi mocniej. Bałem się. Tak cholernie się bałem. Tak bardzo chciałem znów założyć żółtą koszulkę, zobaczyć w akcji pszczołę Emmę i przybić piątkę z Reusem po strzelonej bramce. Tak tęskniłem za piłką, że aż śniłem o powrocie na murawę.
Odetchnąłem głęboko i pchnąłem drzwi.
*Kuba*
Myśl o piłce strasznie mnie przybiła. Nie chciałem o niej myśleć, próbowałem wyrzucić ją z głowy, ale zielona murawa cały czas do mnie wracała. To było strasznie frustrujące- to, że jedno moje marzenie było niemal jedyną rzeczą, która była dla mnie nieosiągalna. Spędziłem cały ranek zamartwiąc się brakiem mojej sportowej kariery, czas minął tak szybko, że ani się obejrzałem, a w drzwiach stanęło moje drugie marzenie. Jakie szczęście, że to było w zasięgu ręki.
*Łukasz*
Wszedłem do domu, rozebrałem się i wszedłem do salonu. Kuba podniósł się z kanapy, a gdy mnie zobaczył oczy mu się zaszkliły i wyciągnął do mnie ręce. Trochę mnie to zbiło z tropu, Kuba był do tej pory lekko nieprzystępny, ale w sumie znałem go na tyle długo, żeby wiedzieć, że ma też uroczą stronę. Podszedłem i pozwoliłem mu się do siebie przytulić. Sam też go objąłem i oparłem podbródek na czubku jego głowy. Nadal byłem zdenerwowany badaniami, wyniki miałem odebrać dopiero za tydzień. Nie zdawałem sobie sprawy jak potrzebny był mi ten uścisk. Poczułem się nagle... bezpieczny. Całego mnie przepełniło uczucie, że nie ważne co się stanie, mam to swoje metr-siedemdziesiąt-pięć szczęścia. Szczęścia, które właśnie mamrotało mi coś w koszulę.
-Co tam mruczysz?- pogłaskałem go po głowie i spojrzałem w oczy.
-Łukasz, ja chcę pograć w piłkę- podniósł brwi czekając na moją reakcję.
-...Nie ma mowy, nie wolno ci- zawahałem się przed odpowiedzią. Wiedziałem, że Kuba kocha piłkę tak samo jak ja, może nawet bardziej.
-Ale tak-nawettylkotroszkę?- wow. Słowotok. Jest zdesperowany.
-Nie patrz tak na mnie...- jego oczy były 100 razy słodsze od jakiegokolwiek psiaka.
-Proszęęęęęę- złapał mnie za koszulę i podciągnął się, żeby nasze twarze były na tej samej wysokości- tylko troszeczkę, kilka razy kopnę piłkę i tyle, obiecuję.
-EEchhhh- próbowałem odwrócić wzrok, ale na nic się to zdało- Nooo, no dobra- chciałem ostentacyjnie westchnąć, ale moje plany pokrzyżował siarczysty pocałunek. Przez chwilę byłem trochę odurzony brakiem tlenu, ale w końcu oddałem pocałunek.- Coś załatwię, ale cały czas jesteś pod moim nadzorem, więc masz się mnie słuchać.- wydyszałem w końcu.
-Jasne szefie!
I co ja mam teraz zrobić?! Przecież on się zabije!
____________________________________________________________________________
Jak zwykle pozdrawiam i życzę miłego czytania :)
Zawsze Wasza
JA
CZYTASZ
Piłka jest okrągła a Piszczu jest gejem dla Błaszczu
FanficTytuł mówi sam za siebie. Piszczykowska miłość w końcu może dać sobie upust, gdy chłopcy są na L4 aka urlopie lekarskim.