Sfrustrowany przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu telefonu. Musiał zostawić go w samochodzie, a akurat dzisiaj nie mógł sobie pozwolić na nieodebrane połączenia. Po treningu wybierał się z Kubą do nowej włoskiej restauracji na ich osiedlu. Mieli zamiar zamówić wielkie michy makarony, żeby uzupełnić niedobór glutenu, który powodowało samo patrzenie na Anię Lewandowską.
Nagle poczuł jak ktoś na niego wpada, na co obrócił się gwałtownie.
-Jak leziesz...?- urwał, gdy dostrzegł, że osobą która go potrąciła jest Robert. Mężczyzna spojrzał na niego i rzucił ciche cześć, po czym ruszył w dalszą drogę do szatni. Łukasz potrząsnął tylko głową i pobiegł w przeciwną stronę, do samochodu. Nie miał zamiaru się nim przejmować. Robert nie był jego problemem, a przynajmniej to wciąż powtarzał sobie w głowie.
Kiedy wrócił do szatni, wszyscy byli już przebrani i rozgrzewali się na boisku. Szybko wskoczył w żółto czarny kostium już miał wychodzić kiedy usłyszał huk dochodzący z łazienki. Zajrzał do środka i przespacerował się przez podłużne pomieszczenie zaglądając do wszystkich kabin prysznicowych. Tylko jedna z nich miała zasłoniętą kotarkę. Łukasz odsłonił ją powoli i ujrzał Marco podnoszącego z ziemi słuchawkę prysznica.
-Co ty robisz?- spytał podnosząc jedną brew.
Reus westchnął, ale wyglądało na to, że fakt, że znalazł go Piszczek, a nie ktoś inny sprawił mu ulgę.
-Eee... Nic takiego... Jakoś tak, pomyślałem, że zimny prysznic rozbudzi mnie przed treningiem...- wyraźnie szukał wymówki.
-Nie kręć. Gadaj, o co chodzi?
Marco wyglądał na zrezygnowanego. Dopiero teraz Łukasz zauważył, że musiał krótko spać tej nocy, jego oczy były bowiem zwieńczone ciemnymi workami, a usta wyschły, zapewne od ciągłego ich oblizywania.
-Chodzi o Roberta?- czuł, że przyjaciel sam nic mu nie powie.
Obecność Lewandowskiego w ich drużynie była niewygodna dla Piszczka, nie mógł jednak sobie wyobrazić, jak bardzo niekomfortowo czuł się teraz Marco. Gdy jeszcze należał do BVB lata temu, on i Reus byli nierozłączni. Tam gdzie Łukaszowi zawsze towarzyszył Kuba, tam Marco miał Roberta. Razem się śmiali, bawili i smucili. Aż nagle Robert stracił pasję do tego konkretnego klubu i zapragną więcej. Większego, bardziej cenionego, bogatszego. Zapragnął Bayernu. Marco nie potrafił zrozumieć tej nagłej zmiany nastawienia Lewandowskiego. Nie potrafił też tego zaakceptować. Brak lojalności oznaczał zdradę. Transfer Roberta nastąpił niemal z dnia na dzień, choć oczywiście w rzeczywistości trwało to trochę dłużej. Mężczyźni przestali się jednak do siebie odzywać, a Robert nigdy nie wytłumaczył Marco swojej nagłej decyzji. Zniknął, a nikt nie ważył się o nim wspomnieć w obecności kapitana drużyny.
Kiedy Niemiec wciąż się nie odzywał Łukasz w końcu złapał go za ramię i lekko nim potrząsnął.
-Pieprzyć Roberta! Pamiętaj, jestem z tobą, bracie. Wszyscy jesteśmy.-Nic nie rozumiesz- unikał wzrokiem Piszczka, a jednocześnie nie mógł nim osiąść na jednej rzeczy.
-Oświeć mnie.
Reus wziął głęboki oddech. Chyba bał się, że wypowiedzenie swoich myśli sprawi, że staną się one rzeczywiste.
-Robert... On nic już dla mnie nic nie znaczy. Nie obchodzi mnie. Ale obchodzi trenera.
Łukaszowi zapaliła się w głowie ostrzegawcza lampka. Jeszcze nie wiedział o co chodzi, ale nie było to nic dobrego.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Robert jest lepszym napastnikiem ode mnie. A Borussia nie potrzebuje tylu atakujących.- urwał jakby nie chciał kończyć zdania. Spojrzał na Łukasza zrezygnowany- Jeśli ktoś będzie od tej pory grzał ławę- a gwarantuję, że tak się stanie, jak myślisz, który z nas to będzie?
__________________________________
Aż wstyd, że tak rzadko te rozdziały.
Kłaniam się i życzę miłej lektury 😊
Wasza na zawsze
Ja😘
CZYTASZ
Piłka jest okrągła a Piszczu jest gejem dla Błaszczu
FanfictionTytuł mówi sam za siebie. Piszczykowska miłość w końcu może dać sobie upust, gdy chłopcy są na L4 aka urlopie lekarskim.