14

592 73 6
                                    

 Przepraszam za wszystkie powtórzenia i błędy!!


   Obudził mnie dźwięk sms. Po omacku znalazłem telefon w spodniach. Mrużąc oczy spojrzałem na ekran. Była już 16:30. Lekcje już dawno się skończyły. Dobrze że nikt nie dzwonił bo uciekłem. Wszedłem w wiadomości,5 nieprzeczytanych.

Armin:

Eren wszystko ok? Mam przyjść? Słyszałem co się stało.

Do Armina:

Nie trzeba. Dam sobie radę.

Następne wiadomości były od Leviego. Mam nadzieję że nic nie wie.

Levi:

Co się dzieje bachorze?

Levi:

Ej Eren?

Levi:

Eren odpisz do cholery jasnej!

Levi:

Dobra,idę do ciebie!

Ostatnia wiadomośc mnie zaskoczyła.Kiedy on chce niby przyjść!! Z wiadomości wynika że nic nie wie. O tyle dobrze. Nie zdążyłem wstać z łóżka a usłyszałem dzwonek do drzwi. No nie mam wyjścia, pewno jak mu nie otworzę to wyważy drzwi... on jest do tego zdolny.Wolnym krokiem sunąłem do wejścia. Otworzyłem powoli drzwi a za nimi stał Levi.

-Czemu mi nie odpisujesz bachorze?!

-Spałem.-odparłem cicho. Levi zaczął mi się przyglądać.

-Ryczałeś?- spytał

-Nie.

-Kłamiesz.Masz zaczerwienione oczy.

-Może płakałem, może nie. Nie ważne.- powiedziałem oschle.Chce żeby sobie już poszedł jeszcze się przy nim poryczę. Nie mogę pokazać że jestem mięczakiem.

-Widzę że nie masz humoru...Jean ci coś zrobił?

-Nie, nie przejmuj sie mna, nie jestem mięczakiem za którego mnie uważasz!Poradzę sobie sam!!- podniosłem głos.Levi spojrzał na mnie zaskoczony, a ja zdałem sobie sprawę że nie potrzebnie sie unosze. Opuściłem głowę w dół.-Przepraszam poniosło mnie.- wyszeptałem.

-Nie wiem co ci jest, jak bedziesz chciał to mi powiesz.A teraz się szykuj idziemy godzinę grać w kosza.

-CO?!-spytałem zdziwiony.

-Sam mnie prosiłeś,żebym cię zabierał jak idę biegać albo grać.

-A no tak. Wiesz nie mam ochoty nigdzie wychodzić.-powiedziałem drapiąc się z tyłu głowy.

-Mam to gdzieś. Albo idziesz,albo więcej nie przyjdę po ciebie.-chyba nie mam wyjścia.

-Dobra, to gdzie się spotykamy?-spytałem.

-Za godzinę,obok szkoły. Nie będę czekać jak się spóźnisz.

-Nie spóźnię się, obiecuję. -uśmiechnąłem się lekko.

Pożegnałem się z Levim i pobiegłem na górę szukać swojego stroju do kosza. Zastanawiam się czy zrobił to specjalnie,żebym nie siedział w domu?Sam nie wiem nigdy nie mogę się domyśleć o czym myśli.

Znalazłem swój strój,ale jest dość zimno na podwórku więc założyłem bluzę. Zapakowałem jeszcze do plecaka picie,telefon i jakieś drobne.Spojrzałem na zegarek minęło dopiero 20 minut. Nie mam nic do roboty w domu więc pójdę wcześniej. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w kierunku szkoły. Było już dość ciemno w końcu jest połowa listopada ale i tak zauważyłem że zbiera się na deszcz. Najwyżej zmoknę.Idąc przez pustą ulicę zdawało mi się że słyszałem jakieś szmery, nie przejmujac sie włączyłem muzykę na słuchawkach.

Pod szkołą oparłem się o ścianę przy bramie. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w muzykę.W czasie gdy muzyka się skończyła usłyszałem znajomy śmiech. Otworzyłem oczy,ale nie zdążyłem nic więcej zrobić bo poczułem mocne uderzenie w twarz.Wywróciłem się, przez siłę uderzenia spadły mi słuchawki.

-O kogo my tu mamy.- zaśmiał się szyderczo Jean z kolegami.No fantastycznie jak zwykle z kumplami, sam już sie mnie boi.

-Czego ty znowu chcesz.- wysyczałem. Chciałem się podnieść ale dostałem kopniaka w brzuch.

-Gdzie się wybierasz pedale?-podszedł do mnie i podniósł mnie za kołnierz, żebym spojrzał mu w twarz.

-Spieprzaj Jean.- naplułem na niego krwią i kopnąłem w kostkę przez co zasyczał z bólu.

-Przegiąłeś.-wysyczał- Chłopaki trzymać go!- rozkazał.A oni jak grzeczne pieski posłusznie wykonali rozkaz. Dwóch złapało mnie pod ręce mocno trzymając.Wyrywałem się jak tylko mogłem ale byli za silni.

-Przestań się wyrywać!-krzyknął jeden i kopnął mnie w kolano. Krzyknąłem z bólu i gdyby mnie nie trzymali upadłbym.Jean podwinął rękawy i spojrzał się na mnie.Szczerze zaczęłem się bać.

-Co już nie jesteś taki odważny, nie ma tu twojego kochasia.-zaśmiał się i uderzył mnie w twarz. Poczułem jak krew spływa mi z nosa. Bolało, strasznie.-Nic teraz nie zrobisz. Nikt ci nie pomoże.-kopnął mnie w brzuch. Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. Poczułem jak jak łzy napływają mi do oczu.-Ooo nie mów mi że będziesz płakać.-Jean zaśmiał się i ponownie mnie kopnął.Przygryzłem dolna wargę, nie chciałem żeby miał z tego satysfakcje. Próbowałem nie płakać. Kolejne uderzenie w twarz. Po chwili poczułem jak mnie puszczają, upadłem bezwładnie na ziemię.Na moją głowę zaczęły spadać zimne krople. Deszcz zaczął padać.Nie miałem siły się podnieść.Łzy spływały po moich policzkach. Jean odwrócił mnie nogą na plecy i mocno wcisnął buta w mój brzuch. Krzyknąłem, okropnie bolało.-Pedałek się popłakał,może się wreszcie czegoś nauczysz.

-O-..odwal ..s-się Jean- wychrypiałem cicho.

-Jeszcze masz siłę mówić?- Nagle złapał mnie za szyję i zacisnął. Nie mogłem złapać oddechu. Próbowałem go odciągnąć ale nie miałem siły. Widziałem mroczki przed oczami.

-Jean starczy zaraz go udusisz!!-krzyknął ktoś. Po chwili puścił mnie a ja zacząłem łapczywie łapać powietrze.

-Nie pokazuj mi się więcej na oczy pedale.- Tym razem kopnął mnie w twarz.Zatoczyłem się nieco, poczułem metaliczny smak w buzi.Kręciło mi sie w głowie, obraz miałem zamazany widziałem tylko zarys sylwetek.Czemu potraktował mnie jak śmiercią? Dlaczego... Naprawdę to takie złe?Słyszałem jakieś krzyki i odleciałem.

_______________________

Wiem że nie było dawno rozdziałów. Następny jest już napisany, więc postaram sie wstawić do środy :D Rozdział poprawiany przez ze mnie więc.... no jest źle XD

Bez przeszkódWhere stories live. Discover now