Mathias obudził się bardzo wcześnie. Był niewyspany. Mały płakał całą noc. Z podkrążonymi oczami podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki. Umył twarz zimną wodą i zabrał się za golenie. Ostrożnie przeciągał brzytwę po twarzy aby się nie zaciąć. Kiedy skończył założył swój stary, lekko zakurzony mundur. Teraz już nie bał się konsekwencji jakie groziły za ten strój. Nie obchodziło go zdanie innych ludzi. Nie chciał już dłużej czekać. Tyle lat spędził poza domem, z dala od rodziny, przyjaciół, znajomych. Brakowało mu wszystkiego, nawet skrzypiącego krzesła w kuchni, którego tak bardzo nienawidził. Wiedział, że to jego ostatnia a zarazem jedyna szansa i droga na normalne, spokojne życie. Gdy zakończył rytuał porannej toalety usłyszał cichy płacz dochodzący z pokoju. Poszedł w kierunku sypialni. Frans leżał spokojnie na łóżku. Był taki malutki. Mathias miał pewne obawy. Bał się, że męska ręka może okazać się zbyt ciężka dla tak kruchej istotki, ale wiedział, że temu dziecku został tylko on i żadna babcia, dziadek, czy opiekunka nie zastąpi mu rodzicielskiej miłości. Delikatnie wsunął ręce pod plecy i główkę niemowlaka i podniósł go:
- Dzień dobry synku- wyszeptał a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech - Jesteś jeszcze taki maleńki, ale nie martw się. Obiecuję ci, że damy sobie radę. Już niedługo będziemy w domu, prawdziwym domu. Pojedziemy do Niemiec. Tam poznasz swoją babcię, dziadka, no i wujka, jeśli wybaczy mi moje słowa. W Berlinie będziemy szczęśliwi. Spakujemy walizki i odjeżdżamy. Za godzinę mamy pociąg.
Tak jak powiedział tak zrobił. Wyciągnął z dębowej szafy dużą walizkę i zaczął wkładać do niej najpotrzebniejsze i najcenniejsze rzeczy: ubrania, dokumenty, korespondencję, zdjęcia, no i wszystkie akcesoria dla małego. Po około 10 minutach wszystko było już gotowe do podróży. Mathias pospiesznie przewinął syna i wziął go na ręce. Ostatni raz stanął przed progiem domu i zakluczył drzwi:
- Żegnaj Monte Oriolo- miasto żalu, smutku i bólu.
Z dzieckiem na rękach ruszył w kierunku dworca. Po 30 minutach w końcu dotarł na stację i stanął na drugim peronie. Pociąg miał przyjechać za kwadrans. Położył walizkę na ziemi i rozejrzał się w koło. Na ławkach siedziało kilka osób. Wśród nich kręciła się grupa alianckich żołnierzy, którzy od razu skupili swoją uwagę na Mathiasie. Dwóch z nich podeszło do niego:
- Dokumenty - odezwał się opryskliwie jeden z nich.
- Proszę - odpowiedział, podając porucznikowi gruby zbitek papierów.
- I kogo my tutaj mamy! Mathias Zimmerman.
- Zgadza się - przytaknął mu Niemiec.
- Słynny Mathias Zimmerman- morderca żydów, kobiet, dzieci, bezwzględny, a jednocześnie jeden z najlepszych żołnierzy Rzeszy. Szkoda, że ten wasz Hitler przegrał tą wojnę. Kto wie, może rozmawialibyśmy teraz z generałem.
- Nie rozumiem, co mają znaczyć pańskie słowa? Dlaczego mnie przepytujecie?
-Wyjaśnimy to sobie w bazie. Pójdzie pan z nami - powiedział i złapał go gwałtownie za ramię.
- Nigdzie nie idę. Wracam do Niemiec. Za chwilę mam pociąg.
- Proszę się nie rzucać i robić to co każemy.
- A co z moim dzieckiem? Przecież nie zostawię syna samego. Pozwólcie mi chociaż przekazać go pod opiekę rodzinie. W Niemczech dobrowolnie poddam się karze.
- Nie ma takiej opcji. Dziecko zostanie z panem, dopóki sąd nie wyda wyroku. Z resztą, chyba każdy chciałby spędzić ostatnie dni z rodziną.
- Ostatnie... dni?!
- A czego się spodziewałeś? Uniewinnienia? A może jeszcze pokojowej nagrody Nobla?- zaczął zwracać się do niego na ,, ty".- Wiadomo przecież, że tacy zbrodniarze kończą na krześle elektrycznym.

CZYTASZ
Wojna na trzy fronty cz. I
Historical FictionIga Sosnowska angażuje się w pomoc Żydom za sprawą żony generała, u której pracuje. Los postawił na jej drodze Mathiasa Zimmermana- niemieckiego żołnierza, który stał się miłością jej życia od momentu pierwszego spotkania. Toczący się konflikt stan...