Modlitwa

201 16 5
                                    


Boże Narodzenie- dzień, który napawa wszystkich optymizmem i daje nadzieję na lepsze jutro. Świat, choć skuty lodem, uśmiecha się do słońca i ogrzewa serca ludzi. Nowonarodzone dzieciątko błogosławi swą rączką każdemu, kto pielęgnuje w sobie dobro i podtrzymuje płomień wiary. Pierwsze szczęśliwe święta po 6 latach wojny. Wielu osób zabrakło przy wspólnym kolędowaniu, ponieważ zostały pochłonięte przez żywioł jakimi są ludzka nienawiść i rządza władzy. Po ojcach, matkach, synach czy córkach zostały jedynie puste krzesła, w okół których krążyły smutne spojrzenia bilskich pogrążonych w żałobie. O ranach przypominał też każdy spacer po warszawskich ulicach, które nie podniosły się jeszcze z upadku i zdecydowanie nie wpasowywały się w klimat najpiekniejszych świąt w roku. Ból i niepokój przepełniały serce Igi od dawna, jednak po powrowcie do Warszawy w jej głowie rozgrywało się jeszcze większe piekło. Oprócz rozpaczy jaka towarzyszyła jej po śmierci Mathiasa, dręczyły ją wyrzuty sumienia związane z faktem, że porzuciła własne dziecko. Wyrzekła się go, bo czuła, że nie potrafi go prawdziwie pokochać. Nie chciała, by dorastająca Olga czuła się odrzucona, dlatego uznała, że lepiej będzie jeśli zniknie z jej życia na zawsze. Po cichu wierzyła, że Bruno ułoży sobie życie na nowo z kobietą, która będzie w stanie zapewnić jej córce ciepło domowego ogniska. Choć chciała odsunąć wszystkie wspomnienia na bok i zacząć życie od nowa, skupiając sie tylko i wyłącznie na przyszłości, koszmar minionych lat powracał do niej co noc. Bała się ciemności, a raczej tego, że gdy zaśnie to wszystkie twarze ludzi, których chciała wymazać ze swej pamięci powrócą na nowo i burza rozpęta się na nowo:

- Dokąd idziesz?- zapytał Abraham, przyłapując Igę, która po cichu próbowała wydostać się z domu.

- Ja tylko...potrzebują zaczerpnąć świeżego powietrza -wymyśliła tłumaczenie na prędce.

- Może pójdę z tobą?-zaproponował.-Nie powinnaś spacerować sama.

- Nie, dziękuję. Mam tylko małą sprawę do załatwienia- dodała, otwierając drzwi prowadzące na ulicę.

- Poczekaj!-próbował ją zatrzymać. Abraham zbiegł po schodach, zarzucił na siebie płaszcz i pobiegł za uciekającą w pospiechu Igą. Gdy znalazł się blisko , chwycił ją za ramię, zmuszając tym samym do zatrzymania i spojrzenia mu w twarz:

- O co ci chodzi?!- Zdenerwowała się, próbując wyswobodzić się z jego chwytu.

- Powinniśmy porozmawiać. Wszyscy chcieliby dowiedziec się co się z tobą działo. Widząc jak dziwnie się zachowujesz mogę się jedynie domyślać, że masz jakąś traumę, ale dopóki mi nie powiesz, nie będe wiedział jak ci pomóc. Znam cię dobrze. Dorastaliśmy razem i byliśmy sobie bliscy. Pamiętasz, jak przed wyjazdem do Szwajcarii obiecałem, że zawsze bedę się o ciebie troszczył, bez względu na to co się stanie? Pozwól mi dotrzymać słowa.

- Przepraszam Abrahamie, wiem, że zatruwam wam wszystkim życie swoją posępnością, ale postaram się wynieść jak najszybciej. Proszę tylko o chwilę czasy, bo musze znaleźć jakąś pracę i lokum. Nie jestem w stanie powiedzieć ci co mnie spotkało, nie umiem tego zrobić nawet przed samą sobą. Może kiedyś gdy będę gotowa poznasz moją historię, ale nie dziś - wyjaśniła i ruszyła przed siebie, nie oglądając się na przyjaciela, który został w tyle.

Szła ulicami próbując wycierać spod oczu łzy, zanim te zamarzną na jej skórze. Po cichu błagała o to, by przechodnie nie zwracali na nią uwagi. Po kilkugodzinach szybkiego marszu dostrzegła na horyzoncie obiekt, do którego zmierzała. Przyspieszyła i po chwili stała przed skromnymi murami małego kościółka, który niegdyś widziała z okna swojego rodzinnego domu. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Wewnątrz znajdowało się garstka osób stłoczonych wokół maleńkiej szopki, adorujących nowonarodzonego Zbawiciela. Iga niesmiale zrobiła kilka kroków na przód, po czym schowała się za filarem tak, by nikt jej nie zuważył. Uklęknęła i niepewnym ruchem wykonała znak krzyża:

-Panie Boże... Przebacz mi, bo zgrzeszyłam - wyszeptała. Wiem, że nie modliłam się od dawna ale czuję, że teraz tylko ty możesz pomóc mi odnaleźć spokój. Podczas wojny nie potrafiłam uwierzyć, że mogłeś zesłać na mnie takie niesczęścia. Zwątpiłam w twoje miłosierdzie lecz teraz... dzisiaj wiem, że nigdy nie obarczasz mnie czymś, czego nie byłabym w stanie udźwignąć. Wybacz moje słabości i chwyć mnie za rękę, bo jestem tylko słabą grzesznicą. Pokaż mi drogę, którą powinnam iść by w końcu cię spotkać i odnaleźć stabilizację. Błagam daj mi choć jeden mały sygnał, jedno światełko w tunelu... O nic więcej nie proszę.


OGŁOSZENIA
OMG nie wierzę, ale chyba mam pomysł na rozwinięcie dalej tej histori. Kwarantanna sprzyja wenie ;) Dawno mnie tu nie było dlatego zależy mi, by znów mieć z wami kontakt. Przy okzaji zapraszam na moje nowe opowiadanie pt.,, Tylko jeden dzień"!

Wojna na trzy fronty cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz