XXII

637 54 6
                                        

Iga biegła ile sił w nogach. Bruno próbował ją dogonić jednak dziewczynie udało się schować w bocznej uliczce. Kiedy upewniła się, że chłopak oddalił się od niej, zwróciła i szła w kierunku domu Edmunda. Liczyła, że pozwoli jej przenocować u siebie a rano pomoże jej wymyślić, co ma robić dalej. Na dworze było chłodno. Idze zaczynał się robić coraz zimnej. Przyspieszyła tempo kroków. W końcu stanęła pod drzwiami do domu sąsiada. Zawahała się:

- Czy powinnam do niego iść? Co jeśli dam mu nadzieję na coś więcej, jeśli będzie sądził, że chcę z nim być?- myślała.- Przecież ja go nie kocham. Jeśli tak się stanie to zaplącze się w to jeszcze bardziej. Co robić?

Usiadła i oparła się o drzwi. W środku było słychać muzykę i głośne rozmowy. Ktoś był u Edmunda, tylko kto... W całym domu paliły się światła. Po chwili namysłu Iga zdecydowała się zapukać. Chwilę później w drzwiach pojawił się chłopak opierający się o ramiona dwóch, bogata ubranych kobiet. Edmund wyglądał na pijanego. Iga spojrzała na niego. W jej oczach było widać żal, ból i zawód. Nie chciała dłużej widzieć go w takim stanie. Odwróciła się i odeszła:

- Iga zaczekaj!-krzyknął za nią.- Ja ci to wszystko wytłumaczę. To nie tak jak myślisz.

- Nie musisz mi niczego tłumaczyć. Masz prawo robić co chcesz i nie zamierzam się w to mieszać ani ci w tym przeszkadzać - odpowiedziała.

- Coś się stało prawda?

- To mój problem. Dam sobie z tym radę. Tylko zanim odejdę chcę wiedzieć jedno. Dlaczego dzisiaj mnie zapytałeś, czy z tobą będę skoro jak widać masz już swoje wybraniki i jak widać świetnie się bawicie?

- To nie tak. Ja musiałem odreagować....
- nie zdążył dokończyć, bo Igi już nie było. Szła wzdłuż długiej ulicy. Z jej oczu lały się łzy. Trzęsła się z zimna. Nie wiedziała co ma teraz z sobą zrobić, dokąd pójść. Została sama jak palec. Jedyną rzeczą dla której się nie poddała było dziecko, które nosiła pod sercem. Weszła w ślepy zaułek i zsunęła się na ziemię. Nie miała siły. Złapała się za brzuch:

- Nie bój się... będzie dobrze maluszku. Mama coś wymyśli. Damy sobie radę. Przetrwałam wojnę, powstanie a nawet postrzały więc teraz też muszę walczyć i zrobię to dla ciebie.

Chwilę później dziewczyna zemdlała. Jej ręka, która już wcześniej zaczęła ją znów boleć zrobiła się sina. Jej ciało było okropnie wychłodzone. Nagle ktoś zaczął krzyczeć:

- Iga! Iga! Gdzie ty jesteś?

Był to Bruno, który nieustannie jej szukał. Wszedł w ślepą uliczkę. Kiedy zobaczył swoją ukochaną zamarł:

- Boże Iga! Co ci się stało- ukucnął przy niej. - Obudź się! Słyszysz?! Wstawaj!

Dziewczyna nie reagowała. Bruno wziął ją na ręce i włożył ją do auta:

- Jedziemy do szpitala, natychmiast!- krzyknął do kierowcy. - Nie bój się kochanie wszystko będzie dobrze.

Po kilku minutach byli już na miejscu. Lekarze natychmiast zajęli się Igą. Bruno czekał przed salą. Denetwował się. Czuł się winny temu, że dziewczyna teraz cierpi. Rozmawiał już z matką. Dowiedział co zaszło pomiędzy kobietami. Nie mógł uwierzyć w to, że tak okropne słowa wyszły z ust jego matki. Przecież ona ją zaakceptowała i lubiła!,:

- Panie doktorze! Co z nią?- zapytał wychodzącego z sali lekarza.

- Sytuacja nie jest zbyt dobra. Pańska żona jest strasznie wyziębiona. Kto by pomyślał, że w czerwcu można doprowadzić się do takiego stanu! W dodatku na jej ręce pojawił się ogromny krwiak. Obawiam się, że doszło do martwicy i trzeba będzie ją amputować.

- Nie! To niemożliwe! Musi być jakiś sposób aby temu zapobiec! Proszę coś zrobić!

- Niestety jeśli moje przypuszczenie się potwierdzi nie będzie innego wyjścia.

- A co z dzieckiem? Będzie zdrowe?- dopytywał.

- Niestety nie jestem panu w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Musieliśmy podać pana żonie bardzo silne leki, które mogą negatywnie wpłynąć na dalszy rozwój ciąży.

- Co wyście narobili! Mogę stracić ich oboje?!

- Zapewniam, zrobimy wszystko aby do tego nie dopuścić.

- Mogę teraz do niej wejść? - zapytał.

- No dobrze ale tylko na chwilę.

Bruno wszedł na salę. Usiadł na krześle przy łóżku, na którym leżała dziewczyna. Złapał ją za rękę. Położył głowę na jej brzuchu:

- Co ja na robiłem.... mogę was stracić. Kocham was całym sercem... Iga, jeśli to coś zmieni i sprawi, że do mnie wrócisz to wyprowadzimy się od mojej matki. Możemy zamieszkać z moim ojcem na wsi. Byłem ostatnio u niego i wszystko mu powiedziałem. Pokazałem mu twoje zdjęcie. Powiedział, że się cieszy. Nie jest zły i cię akceptuje. Nie przeszkadza mu to, że jesteś Polką. Chce cię poznać. Pojedziemy do niego i tam zamieszkamy. Urządzimy pokój dla dziecka. Wszystko będzie takie jak zechcesz, tylko błagam, wróć do mnie. Wyzdrowiej...

Wojna na trzy fronty cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz