XXIII

694 60 3
                                    

- Bruno...- wyszeptała Iga odzyskawszy przytomność. Spojrzała na śpiącego obok niej chłopaka i ścisnęła jego dłoń. Bardzo bolała ją rękę. Spojrzała na nią. Kiedy zobaczyła, że jej ramię jest całe sine z jej oka wypłynęła jedna, krystalicznie czysta, słona łza. Wiedziała co to oznacza. W pewnym momencie Bruno przebudził się:

- Igunia, moje kochanie... - przytulił ją.

- Bruno dlaczego? - rozpłakała się w jego ramionach. - Nie mogę stracić tej ręki.

- Cii... spokojnie. Już nie płacz. Lekarze ci pomogą. Będziesz zdrowa.

- A co jeśli nie? - zapytała ocierając strumień łez.

- To i tak będę z tobą. Nigdy cię nie zostawię. Pamiętasz co ci obiecałem?

- Tak...

- Zawsze w zdrowiu i w chorobie, bez względu na wszystko zostanę przy was- przy tobie i naszym maleństwu - wyszeptał jej do ucha.

- A co z naszym dzieckiem? Wszystko w porządku? Nic mu nie będzie?

- Wszystko z nim dobrze. Nie ma żadnego zagrożenia - chciał ukryć przed nią prawdę. - A jak ty się czujesz?

- Strasznie boli mnie ręka...

- Zawołam doktora. Niech poda ci jakieś leki- powiedział wstając z krzesła.

- Nie... proszę zostań na chwilę. Muszę ci coś powiedzieć.

- Zamieniam się w słuch.

- Ja... ja nie chcę cię skrzywdzić. Byłeś dla mnie dobry, dbałeś o mnie, dawałeś wszystko o czym tylko mogłam zamarzyć. Przez chwilę myślałam, że przy tobie zapomnę o tym, co przeżyłam, o tym, że straciłam osobę, którą tak bardzo kochałam. To nie trwało długo. Przez ostanie miesiące bardzo się oddaliłam od ciebie. To nie jest twoja wina... Po prostu nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Ja... ja nadal kocham twojego brata. Nie mam ci za złe tego, że długo ukrywałeś przede mną prawdę. Rozumiem twoje postępowanie. Ja też, kiedy się zakochałam, długo nie mówiłam Mathiasowi wszystkiego z obawy, że go stracę. Wiem, że gdybyś mi powiedział, to teraz prawdopodobnie byłabym z nim teraz we Włoszech ale co z tego, bo wtedy pod moim sercem nie rozwijało się nowe życie, które tak kocham- mówiła patrząc mu głęboko w oczy.

- Ale... dlaczego? Co ja robię źle? Mogę dać ci to samo co on a nawet więcej a ty...

- Chwila... - przerwała mu. - Daj rękę i połóż ją na moim brzuchu.

- Po co?- zapytał zaskoczony.

- Czujesz? -zapytała nagle rozpromieniając się. - Kopnęło. Pierwszy raz je poczułam!

- Faktycznie. Poczułem to! - ucieszył się.

- Bruno. Nie skończyłam. Nie kocham cię ale wiem, że ty coś do mnie czujesz. Jestem w stanie zrobić wszystko abyś był szczęśliwy. Mathias... cóż z tego że żyję tylko dla niego. Nie jestem w stanie zrujnować mu życia, które ułożył sobie teraz. Zdecydowałam, że jeśli się zgodzisz zostanę z tobą ale pod jednym warunkiem. Nigdy nie weźmiemy ślubu. Chcesz tak żyć?

- Iga... to co do ciebie czuje nigdy się nie zmieni. Wiem, że cię skrzywdziłem zabierając ci Mathiasa. Teraz to widzę. Jeśli takie życie, jest jedyną możliwoscią aby być blisko ciebie, to się zgadzam. Nie będę cię zmuszać do małżeństwa. Wiem, że chciałaś zostać żoną mojego brata, dlatego nie będę wymagał abyś była moją.

- Dziękuję - wyszeptała.- będzie nam trudno. To skomplikowane. Ja sama się w tym gubię i nie wiem czego tak naprawdę chcę ale najważniejsze jest teraz dobro naszego dziecka.

Bruno i Iga rozmawiali jescze kilka minut. Kiedy zegar wybił godzinę 8:00 do sali wszedł lekarz:

- Dzień dobry państwu. Cieszę się, że w końcu się pani ocknęła.

- Doktorze, co z moją ręką?- zapytała.

- Leki, które pani podaliśmy trochę pomogły. Krwiak się zmniejszył. Na szczęście nie doszło do martwicy i moje podejrzenia się nie sprawdziły - powiedział.

- Naprawdę? To cudownie. Dziękujemy panu - powiedział Bruno.

-Musi pani bardzo uważać na ramię. Jescze jedna taka sytucaja i naprawdę amputacja może okazać się koniecznością. Jeśli chodzi o ciążę, leki mogą wpłynąć negatywnie na dziecko. Staramy się ich nie podować, ale w pani przypadku to było jedyne wyjście. Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do jakiś komplikacji.

- Kiedy będziemy mogli wrócić do domu - zapytał.

- Myślę że za dwa, trzy dni jeśli wszystko będzie w porządku.

- Jeszcze raz bardzo panu dziękuję za pomoc - dodała Iga.

- Taka już jest moja paraca.

- Kochanie...

- Proszę, nie mów już tak do mnie. To nic nie da.

- Iga, jeśli pozwolisz pojadę na trochę do domu odpocząć. Pojadę na wieś. Zamieszkamy u mojego ojca. On już wie o tobie. Chętnie cię pozna. Nie będziesz musiała słuchać mojej matki. Tam będzie nam  dużo lepiej. Przynajmniej wniesie to trochę spokoju do naszego życia.

- Dobrze, jedź - odpowiedziała. - Ja dam sobię radę. Tylko przyjedź mnie odebrać.

Bruno wyszedł ze szpitala. Nie pokazywał tego wcześniej ale był załamany. Nie spodziewał się, że Iga wyzna mu takie rzeczy:

- Dlaczego ona mnie nie kocha! Przecież robię wszystko, żeby było jej dobrze! Prezenty, czułe słowa, a ona i tak woli jego! Nawet dziecko niczego nie zmieniło!- krzyczał w głębi duszy. - Chyba naprawdę miłości nie da się oszukać...

Wojna na trzy fronty cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz