XXVI

653 50 3
                                        

05.06.1946r, Włochy

-Paula, proszę! Otwórz! Musimy porozmawiać! - krzyczał Mathias stojąc pod drzwiami domu rodziców swojej żony.- Ja...Ja przepraszam. Wiem, że byłem okropnym egoistą. Myślałem tylko o swoich idiotycznych problemach, a ty biedna zostałaś sama. Walczyłaś o nas i o naszą rodzinę. Nie dostrzegałem twojej pracy ani poświęcenia. Ale teraz już tak nie jest...Musimy być silni chociażby ze względu na dziecko. Przecież nie jestem taki głupi, żeby zostawiać was samych. Paulina! Do jasnej  cholery, co z tobą?!

Po chwili drzwi uchyliły się. Stanęła w nich zapłakana kobieta. Po jej policzkach spływały długie strumienie łez. Czarna chusta przykrywała lekko siwawe włosy. Mathias nie wiedział co się dzieje. Serce podeszło mu do gardła:

- Paulina...Moja córeczka... 

- Co z nią?!

- Nie żyje...

-Jak to?

- Zmarła po porodzie. Wykrwawiła się na śmierć! - odpowiedziała kobieta wybuchając głośnym krzykiem. 

- To niemożliwe! A co z dzieckiem?

- Z małym na szczęście wszystko dobrze. Macie silnego i zdrowego synka. 

- Czy ja... Czy mogę go zobaczyć?

- Proszę, wejdź - powiedziała kobieta prowadząc go do ciasnego pokoju. W środku na niewielkim łóżku leżało niemowlę zawinięte w biały koc. Obok dziecka blade i sine ciało pauliny, zasłonięte do szyi śnieżnym płótnem. Mathias zawahał się. Po chwili namysłu podszedł bliżej i uklęknął przy zmarłej żonie. Chwycił jej zimną jak lód dłoń:

-Przepraszam, przepraszam za to co ci zrobiłem. Nie chciałem. Myślałem, że będziemy razem szczęśliwi a tak naprawdę, żadne z nas nie czuło się dobrze. Przeszłość za bardzo na mnie wpływa. Ja po prostu nie umiem o niej zapomnieć. Teraz... teraz nie mam ani ciebie ani Igi. Dziękuję, za czas, który spędziliśmy razem, za te pierwsze chwile, kiedy się poznaliśmy. Choć na chwilę zapomniałem przy tobie o tym ,co było. Dałaś mi cudownego syna. To najpiękniejszy prezent na świecie. Choć cię przy nas nie będzie, w jego oczach będzie tkwiła cząstka ciebie. Nie pozwolę aby zapomniał o tym, że miał taką cudowną mamę. Będzie mi ciężko ale jestem gotowy na to, żeby zmierzyć z tym wyzwaniem. Wychowam go najlepiej jak będę potrafił. Śpij spokojnie. - Powiedział i pocałował ją w czoło. Ostatni raz spojrzał na twarz Pauliny po czym zasłonił ją resztą białego płótna. W tym samym momencie niemowlę zaczęło płakać. Mathias ostrożnie wziął synka na ręce. Mały miał ciemne włosy i błękitne oczy. Jego widok od razu przewrócił ciepło w sercu Mathiasa:

- Mój mały, dzielny synek. Już teraz wszystko będzie dobrze. Tata jest przy tobie.

- Czas, żebyś nadał mu imię - powiedziała cicho matka Pauliny. - Moja córka nie zdążyła tego zrobić...

- Będzie się nazywał Frans.

- Piękne imię.

- Chcę zabrać go do domu. Tam będzie bezpieczny. Przygotuję dla niego wszystko, co będzie potrzebne i zajmę się nim.

- Ale... Proszę cię, Mathias. Bądź człowiekiem. To dziecko to jedyna rzecz jaka pozostała nam po Paulinie. Ono powinno zostać z nami. Ja wychowałam już własne potomstwo. Wiem co to znaczy opiekować się niemowlakiem a ty nie masz o tym najmniejszego pojęcia. Jak zmierzasz pogodzić pracę z opieką nad synem? To niemożliwe. Kobieta powinna zająć się wychowaniem dziecka. Mężczyzna nie nauczy syna jak być uczuciowym, dobrym człowiekiem. Zrozum, ja nie mówię tego, żeby zrobić ci na złość lecz chcę dla was obu jak najlepiej.

- Ja doskonale rozumiem pani obawy jednak ja dojrzałem już do tej decyzji. Jestem gotowy do największych poświęceń dla dobra Fransa. Poza tym, nie zamierzam zostać tu na długo. Wyjeżdżam.

- Dokąd?!

- Wracam do Niemiec, do Berlina, tam gdzie moje miejsce. Moja rodzina na mnie czeka. Mama na pewno pomoże mi w wychowaniu dziecka.

- To jakiś absurd! On jest za mały na taką podróż. A poza tym, co jeśli złapią was Amerykanie? Paulina mówiła mi, że cię poszukują.

- Mam już dosyć tego wiecznego ukrywania się. Jak dotąd im się nie udało mnie odnaleźć, choć zbytnio nie uważałem. Spokojnie mogłem korespondować z rodziną a i tak mnie nie wytropili.

- Ale wtedy stracimy z wami kontakt! Ja nie wytrzymam takiej rozłąki.W tym dziecku żyje moja córka! - krzyczała.

- Już podjąłem decyzję. Jutro wyjeżdżam. Miała ze mną jechać Paulina ale odjedzie tylko Frans.

- A co z pogrzebem? Przecież co by się nie stało, to twoja żona.

- Przykro mi, ale nie mogę zostać tu ani chwili dłużej. Robię to dla dobra syna. Paulina by to zrozumiała.

- Jak ty się zachowujesz! W jakim świecie żyjesz! Twoje głupie widzimisię są ważniejsze niż żona?! Chyba za tyle poświęceń należy jej się jakiś szacunek, hołd. To aż tak wiele? A może ty jej nigdy nie kochałeś? Może zrobiłeś sobie z mojej córki zabawkę a kiedy ci się znudziła po prostu wystawiłeś ją za drzwi i chcesz zapomnieć o tym, że w ogóle istnieje? - zarzucała mu. - Nie łódź się. To ci się nie uda. Nie da się wyrzucić z pamięci kobiety, która dała ci syna. Życzę ci, żebyś za każdym razem, gdy na niego patrzysz widział w jego oczach łzy mojej córki, którą po prostu wyrzuciłeś ze swojego życia jak starą szmatę.

- Co też pani wygaduje! Paulina była, jest i będzie dla mnie ważna, nie zależnie od tego czy żyje, czy nie ma jej już wśród ludzi. Tym bardziej nie pozwolę aby mój Frans wychowywał się wśród wariatów!Żegnam! - krzyknął, po czym wziął syna na ręce i zniknął za drzwiami. Szedł jak najszybciej mógł. W jego głowie tkwiła już tylko jedna myśl: powrót do domu.

Wojna na trzy fronty cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz