XIX

683 63 7
                                    

Mathias leżał na podłodze i wpatrywał się w sufit. Na zewnątrz panowała ciemna noc. Gwiazy przysłaniały kłębiaste chmury. Chłopak cały czas rozmyślał. Chciał wyrzucić wszystko co siedziało w jego głowie przez całe 8 miesięcy. Wtedy przypomniało mu się jedno z pierwszych spotkań z Pauliną, kiedy to ta poradziła mu aby powiedział Idze to co czuje wprost, tak jakby była tuż obok niego:

- Iga! Ty jesteś gdzieś tam prawda? Widzisz co się dzieje. Życie wali mi się na głowę. Nie wiem co mam robić. Z jednej strony czuję się przywiązany do Pauliny i odpowiedzialny za nasz związek i dziecko, które się urodzi a z drugiej tak naprawdę chyba nic do niej nie czuję. To co było między nami to jedynie chwilowe zauroczenie, nic więcej. Może nieopatrznie braliśmy ślub. Zrobiłem jej tylko nadzieję na to, że będziemy ze sobą szczęśliwi aż do śmierci. Kiedy tylko usłyszałem, że jest w ciąży to wpadłem w szał. Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Normalnie nigdy bym się tak nie zachował. W końcu to ja jestem ojcem i to ja przyczyniłem się do tego, że to dziecko żyje. Boję się jak cholera. Nie wiem jak to jest. A co jeśli nie pokocham swojego syna czy córki? Co jeśli uczucia jakie żywię do jego matki a w zasadzie ich brak przyczynią się do tego, że porzucę własne dziecko? Nie chcę tego. Nie chcę, żeby cierpiało z powodu braku miłości. Ty jesteś kobietą. Wiesz więcej o uczuciach, życiu i całym instynkcie rodzicielskim. Pomóż mi. Nie wiem w jaki sposób ale wskaż mi drogę jaką mam iść dalej. Marzę, żebyś teraz była obok mnie. To ty powinnaś być moją żoną nie Paulina. Ty Iga miałaś urodzić nasze dzieci. Ty miałaś przy mnie być w zdrowiu i chorobie a co jest? Teraz nawet nie ma cię na świece. Odebrano mi ciebie- jedyny sens mojego życia. Co mam robić?! Błagam zrób coś! - mówił wpatrując się w okno.

Następnego ranka chłopak podniósł się z ziemi. Całą noc spędził śpiąc na podłodze. Podszedł do stołu. Nie było na nim śniadania ani nawet zimnej herbaty. Po całym pokoju walały się jedynie ubrania i butelki bo alkoholu. Mathias zdał sobie sprawę, że nie może dłużej pić bo nie prowadzi to do niczego dobrego. Mógł stać się alkoholikiem a tego nie chciał. Postanowił najpierw coś zjeść a później zabrać się za sprzątanie. W spichlerzu jednak nie było nic poza kawałkiem starego chleba i kilkoma obwiędniętymi listkami sałaty. Zajrzał do szuflady w której trzymał pieniędze, które dawał Paulinie na sprawunki. W środku jednak nie było nawet jednej, małej monety. Zdał sobie sprawę z tego, że jego żona ma rację i nie stać ich nawet na jedzienia a co dopiero na jakąkolwiek wyprawkę dla malucha. Wiedział, że w końcu musi poszukać jakiejś pracy, bo Paulina powinna już teraz tylko odpoczywać i będzie jej ciężko samej utrzymać cały dom jedynie ze sprzedaży marnych warzyw. Nie wiedział od czego zacząć. Przyszło mu do głowy żeby udać się do miejscowego mechanika:

- Może potrzebuje pomocy w zakładzie- pomyślał.

Mathias nie miał wykształcenia w tym kierunku ale zawsze ciekawiło go to. Często majsterkował przy autach i jakieś pojęcie miał o naprawie silników i tym podobnych. Szybko posprzątał w pokoju i wyszedł na zewnątrz. Szedł wąskim uliczkami aż w końcu jego oczom ukazał się mały, prowizoryczny warsztacik, w którym krzątał się mężczyzna. Podszedł nieco bliżej:

- Dzień dobry - przywitał właściciela.

- Dzień dobry - odpowiedział mu mężczyzna z czarną od smaru twarzą. - Co pana tutaj sprowadza?

- W zasadzie to przyszedłem się zapytać czy nie szuka pan przypadkiem kogoś do pomocy. Ja i moja żona potrzebujemy pieniędzy dlatego szukam jakiejkolwiek pracy. Znam się trochę na autach. Lubię coś przy nich robić, naprawiać, odnawiać - mówił próbując go zachęcić. - Nazwałbym się.

- Przykro mi ale nie. Mój syna ma wrócić za parę dni i to on będzie mi pomagali - odpowiedział wracając do reperowania auta.

- Rozumiem... W takim razie do widzenia...

- Do widzenia! - odpowiedział.

Mathias nie wiedział gdzie może jeszcze szukać. To było jedyne miejsce, które przychodziło mu do głowy. Wrócił do domu. Robił się coraz bardziej głodny jednak nie było nic do jedzenia. Spojrzał na blat. Stała tam pełna butelka wina, chyba ostatnia jaka mu została. Postanowił wypić kieliszek. Jak zwykle nie skończyło się to na jednej lampce. Potem była druga, trzecia, czwarta i tak dalej aż nie zobaczył, że trunek się skończył. Kiedy wypił już wszystko był lekko pijany. Mamrotał pod nosem:

- Iga... dlaczego ty mi to robisz? Przecież nie żyjesz. Czemu się na mnie mścisz i zsyłasz wszystkie klęski. Dlaczego mi się nic nie udaje!

Wojna na trzy fronty cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz