4

1.4K 64 0
                                    

Wstawanie jest dziwnym elementem dnia. Przynajmniej dla mnie. Obudzić się z jednego z nawiedzających mnie koszmarów, po to by zaraz przejść do drugiego. Tyle że realnego. Nie powiem żebym wstawała niechętnie. Traktuję to jak część dnia, przykry obowiązek. Czasami mam wrażenie, że całe życie jest dla mnie przykrym obowiązkiem. Tak więc, gdy tylko usłyszałam dźwięk budzika, gwałtownie wstałam z łóżka, trąc oczy, by pozbyć się resztek płytkiego snu. Skierowałam się do łazienki. Po drodze spojrzałam na kalendarz, bo wszystkie dni wydawały się takie same i nigdy nie mogłam się zorientować który dzień tygodnia właśnie się rozpoczął. Piątek. Piątek... Dzisiaj umówiłam się z Shawnem? Chyba tak. Mniejsza, to tylko jakiś projekt z historii. Łatwa piątka. Gdy spojrzałam na swoje odbicie w wiszącym nad umywalką lustrze, dostrzegłam znajomy i jakże nieporządany widok: zielono-szare, zalęknione oczy, burza brązowych, falowanych włosów, twarz o dosyć ostrych rysach. Przeciętna- podpowiadała mi moja podświadomość. Ile bym oddała za to, żeby choć trochę wyładnieć, choć trochę odprzeciętnieć. O ile istnieje takie słowo... Rozczesałam włosy, umyłam zęby i od niechcenia ochlapałam twarz wodą. Nie nakładałam makijażu. Skoro i z nim i bez niego wyglądam okropnie, to jaki jest sens go nakładać? Wróciłam do pokoju i wślizgnęłam się do niewielkiej garderoby. Wyciągnęłam rurki z ciemnego jeansu, dużą, ciemną bluzę z Nike i komplet świeżej bielizny. Przebrałam się szybko i zeszłam na dół. Była siódma, autobus miałam za pół godziny. Nie byłam głodna, ogólnie rzadko bywałam głodna. Spakowałam do torby jabłko i założyłam adidasy, zarzucając na siebie parkę sięgnęłam po słuchawki i podłączyłam do telefonu. Wyszłam z domu stwierdziwszy, że poczekam na przystanku. Było zimno, od dziesięciu minut czekałam na przeklęty autobus. Gdy przyjechał, wsiadłam do środka i nie zwracając uwagi na innych wyglądałam przez okno. Po piętnastu minutach byłam pod szkołą i niechętnie skierowałam się w jej stronę. Odłożyłam buty i kurtkę do szafki i zabrałam potrzebne podręczniki. Udałam się pod salę od matematyki i widząc machającą do mnie Ashley, podeszłam do niej.
- Cześć!- przywitała się, z charakterystycznym entuzjazmem.- Wczoraj rozmyślałam o tej imprezie na sylwestra i wiesz pomyślałam sobie, że powinnyśmy się spotkać tak z trzy godzinki przed i się przygotować. No wiesz ubrać i tak dalej.
- Chwila, chwila! Nie zapędzaj się tak Ashley. Impreza jest dopiero za dwa tygodnie!- strofowałam ją. Dwa tygodnie to szmat czasu, przez ten czas wszystko się może zmienić.
- Tylko. Dwa. Tygodnie.- odparła śmiertelnie poważnie.
- Daj spokój!
- Musimy pojechać i kupić jakieś sukienki i dodatki! Najlepiej już w sobotę.
- Proszę cię, ostatni raz nosiłam sukienkę w podstawówce!- zaoponowałam.
- Najwyższy czas to zmienić!- uśmiechnęła się przebiegle blondynka.
Wymianę zdań brutalnie przerwał nam dzwonek.
- Wrócimy do tej rozmowy.- oznajmiła Ashley.
Lekcja matematyki z panią być-cicho-albo-jedynka nie należała do najprzyjemniejszych. Na szczęście zajęłam taktyczną pozycję tuż przy jej biurku i udawałam, że rozwiązuje zadania, więc odpowiedź przy tablicy mnie ominęła.
Później mieliśmy godzinę wychowawczą. Niby nie ma się nad czym rozwodzić- zbieranie usprawiedliwień, ogłoszenia. Nic zajmującego. Ale mniej więcej w połowie lekcji, gdy wszyscy powoli usypiali w akompaniamencie nużącego wywodu wychowawczyni, Jace- klasowy śmieszek postanowił ubarwnić lekcję. Wyszedł "do toalety" i po chwili wrócił w okularach przeciw słonecznych i kapturze, lecz nie sam, był z nim nasz nauczyciel wf'u ubrany w ten sam sposób. Siedząca po środku dużej sali, plecami do drzwi, nauczycielka nie zauważyła przybyszy. Ci natomiast zaczęli robił przewroty i skracać się niczym agenci FBI. Wuefista stanął za nauczycielką i zaczął ją naśladować. Cała klasa ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Ale nic nie mogło zahamować wybuchu śmiechu, gdy Jace założył kapelusz wychowawczyni i z rozłożoną parasolką zaczął tańczyć niczym gwiazda estrady z lat 60. Nauczycielka była czerwona ze złości, lecz wuefista ją udobruchał i obeszło się bez uwagi. Gdyby mnie to obchodziło węszyłabym romans pomiędzy tą dwójką.
Reszta lekcji minęła spokojniej. Zabrzmiał dzwonek kończący ostatnią lekcję a do mnie podszedł Shawn.
- To co? Idziemy robić ten projekt?- zapytał. No tak, prawie o tym zapomniałam!
- Jasne, odłożę książki i możemy iść.
Schowałam ciężkie podręczniki do szafki i pożegnałam się z Ashley. Wyszłam przed szkołę, gdzie czekał na mnie chłopak i razem ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Nieźle, jestem w tej szkole niecałe dwa tygodnie, a już tyle akcji odwalili.- zaśmiał się.
- Tak, Jace i spółka często tak śmieszkują.- zawtórowałam mu. Jakie to łatwe- tak po prostu się śmiać. Jakby moje życie wcale nie było do dupy.
- Zawsze to jakieś urozmaicenie. Bałem się, że w tej szkole będzie sztywno, w internecie panuje taka opinia.
- Może w innych klasach. W naszej zawsze coś się dzieje.- opowiedziałam Shawnowi o innych śmiesznych sytuacjach, które działy się w naszej klasie i tak w przyjemnej atmosferze dotarliśmy pod mój dom. Zupełnie jakby kiedyś nie zniszczył mi życia.
- Jest ktoś u ciebie?- spytał chłopak.
Pokręciłam przecząco głową i wyciągnęłam klucze z torby. Weszliśmy do środka.
- Wezmę tylko coś do picia, możesz już iść do mnie, pierwszy pokój po prawej na górze.- poleciłam.
Wyjęłam z lodówki mrożoną herbatę i wzięłam dwie szklanki. Tak wyposażona skierowałam się na górę.
Gdy otworzyłam drzwi, zastałam Shawna oglądającego regały z tomikami wierszy i powieściami.
- Jakieś uwagi?- uśmiechnęłam się.
- Dziwię się, że nie masz żadnych zdjęć, żadnych pamiątek.- odwrócił się.
- Nie mam czego wspominać.- odparłam trochę chłodniej niż zamierzałam. Chłopak wyglądał na zmieszanego, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu porzucił ten pomysł i usiadł na jednym z przystawionych do biurka krzeseł.
- Rewolucja francuska?- zapytał.
Usiadłam na drugim krześle i włączyłam laptopa.
- To chyba najgorszy temat, jaki mogliśmy dostać.- stwierdziłam.- zrobienie tego projektu zajmie nam kilka godzin.
Szhawn wzruszył ramionami.
- Mi się nie spieszy.- odparł z uśmiechem.
Pierwsza godzina minęła nam na zbieraniu informacji o tej rewolucji. Tego jest na prawdę dużo. Dobrze przynajmniej, że nie muszę tego robić sama, Sahwn przynajmniej trochę to ogarnia i śmieje się ze mnie, gdy narzekam na długość zagadnień. Postanowiliśmy zrobić sobie chwilę przerwy, bo już nie miałam sił do tych dat. Zaczęliśmy ni z tego ni z owego rozmawiać o naszych hobby. Opowiedziałam chłopakowi o zamiłowaniu do poezji i rysowania, a on o swojej miłości do muzyki. Dowiedziałam się, że umie grać na gitarze i pianinie.
- Pokaż mi któryś z rysunków albo wiersz.- poprosił. Nie byłam przekonana co do tego pomysłu. Traktowałam moje rysunki i wiersze jako coś bardzo osobistego.
- Tylko jeśli mi zaśpiewasz.- zaproponowałam.- za tobą stoi gitara. Kiedyś chciałam się uczyć, ale nie miałam cierpliwości.
- Może cię kiedyś nauczę.- zaoferował siegając po instrument. Nastroił ją i zaczął grać i śpiewać. Ma na prawdę niesamowity głos. Słuchałam jak urzeczona. Piosenka była o byciu duszą rowarzystwa i cieszeniu się chwilą. Podobała mi się, była taka prosto z serca. Czułam jakby głos chłopaka otulał moje serce i wypełniał mnie przyjemnym ciepłem.
- Napisałem ją dwa lata temu, tuż po tym jak się do nas przepisałaś.- powiedział, gdy skończył grać. Uśmiechnęłam się do niego. Pokazał mi coś równie osobistego co moje wiersze czy rysunki. Wstałam i wyjęłam z szafki mój szkicownik z tego czasu. Były tam moje wiersze i rysunki. Podałam chłopakowi zeszyt, a on bez słowa powoli przegladał rysunki i czytał wiersze.
- To z czasu kiedy się przepisałam do was.- wyjaśniłam. Shawn dalej kartkował szkicownik, aż natrafił na coś co przykuło jego uwagę na dłużej. Spojrzałam na przedmiot jego zaintersowania. Był to jego portret sprzed dwóch lat, obok znajdował się wiersz skierowany do niego. Dobrze pamietam kiedy go pisałam. Zapłakana w środku nocy, musiałam jakoś dać upust emocjom. Shawn wyglądał na poruszonego, łzy zbierały się w jego oczach.
- Byłem takim idiotą. Takim pieprzonym idiotą.- powiedział.
Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym żalu.
- Przepraszam Nessa, na prawdę.
- Shawn mówiłam, że już ci wybaczyłam.- westchnęłam.- Teraz ty musisz wybaczyć sobie.
Chłopak długo coś rozważał, aż w końcu odezwał się:
- Na prawdę nie masz czego wspominać.

~~~~
Hej, hej! Nie wiem co ja mam do tych smutnych zakończeń :') Szczęśliwego nowego roku tak btw 😘

Do I ever cross your mind? /S.M. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz