60

394 31 7
                                    

Długo zastanawiałam się, zanim podjęłam decyzję o tym, czy pójść na ceremonię pogrzebową Matta. Nie były to wcale proste rozterki. Mimo że bałam się widoku znajomego w trumnie, czułam, że jestem mu to winna. To naprawdę się działo. Ogłoszenie daty pogrzebu boleśnie utwierdziło mnie w fakcie, że tak okropna rzecz naprawdę miała miejsce. Wielokrotnie słyszałam o podobnych sytuacjach w telewizji, nagłówki gazet leżących zawsze na stole krzyczały o kolejnych tragediach, ale nikt przecież nie spodziewa się czegoś takiego, każdemu zawsze wydaje się, że to jego nie dotyczy. A później prawda brutalnie się z nami wita i nic nie jest już takie samo. Chciałam jakoś mentalnie przygotować się na to, co zastanę na uroczystości, ale nie byłam w stanie. Poprosiłam Manu, by poszedł ze mną. Nie chciałam być zupełnie sama, a obecność chłopaka na pewno bardzo by mi pomogła. Na szczęście  zgodził się niemal od razu, mówiąc, że musi tylko zamienić się zmianami z kolegą. Aż w końcu nadszedł ten dzień. Piątkowe lekcje były odwołane z racji tego, że każdy chciał pójść na ceremonię, nawet jeśli znał Matta tylko z widzenia. Cała szkoła zrezygnowała z piątkowych imprez, by pojawić się na uroczystości i oddać cześć pamięci kolegi. Uważałam to za naprawdę miły gest, który Matt z pewnością by docenił, choć rzuciłby pewnie coś w stylu "Hej, ja i tak już nie żyję. Dajcie spokój, zabawcie się, nic mi nie będzie!". 
Po raz ostatni przejrzałam się w lustrze i wygładziłam czarną sukienkę. To też powinieneś docenić, nieczęsto noszę sukienki- pomyślałam. Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie mama, która specjalnie zwolniła się z pracy, żeby mnie zawieźć. Zmartwiła ją wiadomość o śmierci jednego z moich znajomych, zwłaszcza gdy dowiedziała się, że zmarł na skutek przedawkowania. Od razu zaczęła wypytywać się mnie o to, jak się czuję i czy na pewno nie chciałabym, aby została ze mną w domu pogrzebowym. Nie obyło się też bez pytań, czy aby przypadkiem nie kręcę się, ani nie mam znajomych w tych niebezpiecznych kręgach. Nie- skłamałam od razu. 
Uśmiechnęła się pokrzepiająco, gdy stanęłam obok niej i bez słowa skierowała się w stronę drzwi. Droga nie trwała długo. Przez cały czas siedziałyśmy w ciszy, a ja przyglądałam się mijanym domom i ludziom. Im bliżej domu pogrzebowego byłyśmy, tym więcej ubranych na czarno osób mijałyśmy. 
Adekwatne byłoby powiedzenie czegoś w stylu "to idealny dzień na pogrzeb", ale w rzeczywistości okoliczności zupełnie nie pasowały do panującego wśród żałobników smutku- był bezwietrzny, słoneczny dzień, ptaki śpiewały, nic nie robiąc sobie z rozciągającej się pod nimi czarnej masy przygnębionych ludzi. 
Pożegnałam się z mamą i wysiadłam pod samym budynkiem, w którym miała odbywać się uroczystość. Rozglądałam się po stojących na zewnątrz ludziach, szukając jakiejś znajomej twarzy i gdy wreszcie zauważyłam stojącego przy ścianie Manu, odetchnęłam z ulgą. Podeszłam do niego niepewnie, przyglądając się twarzom mijanych osób. 

- Hej- przywitałam się cicho.

- Cześć- odparł.- Wchodzimy?- skinął w stronę wejścia. Wzruszyłam ramionami i pokiwałam ledwo zauważalnie głową. Wpisałam się szybko do księgi pamiątkowej i weszliśmy do ogromnej sali, przeznaczonej specjalnie dla dużej ilości gości. Rodzina Matta wykazała się sporą wyrozumiałością, pozwalając wszystkim znajomym chłopaka wziąć udział w ceremonii. Uzgodniliśmy z Manu, że w razie czego będzie udawał dawnego kolegę Matta i może było to nieuczciwe, ale stwierdziłam, że Matt na pewno nie miałby nic przeciwko. 

Nie pytałam o nic, gdy mój towarzysz prowadził mnie przez ludzi i rzędy krzeseł, jedynie starając się  nie zgubić. W końcu zatrzymaliśmy się mniej więcej z przodu sali, kilka rzędów od otoczonej wiązankami trumny. Przełknęłam ciężko ślinę, patrząc na stojących nieco na uboczu bliskich Matta i stwierdzając, że i tak nie wiedziałabym co powiedzieć, zdecydowałam nie podchodzić na razie do nich ani do trumny. 
- Tu siedzimy- odezwał się w końcu Manu, wskazując na krzesła po drugiej stronie rzędu. Spojrzałam na niego zaskoczona, byłam pewna, że przychodząc na ostatnią chwilę będę musiała stać pod ścianą, albo w najlepszym wypadku daleko z tyłu. Podążyłam wzrokiem w miejsce, które wskazywał i niemal zachłysnęłam się powietrzem, widząc siedzącą tam i uśmiechającą się łagodnie Ashley. 
- Co...- zaczęłam, ale chłopak jedynie przewrócił oczami i popchnął mnie lekko w stronę dziewczyny.
- Po prostu siadaj- mruknął. Ruszyłam pełna obaw w stronę naszych miejsc i starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jestem zdenerwowana, zajęłam miejsce obok blondynki, odwzajemniając uśmiech.

- Rozmawiałeś z nią?- spytałam szatyna, ściszając głos tak, by dziewczyna nas nie usłyszała.
- Może- odparł równie cicho, starając się powstrzymać lekki uśmiech. 
- O czym?
- Powiedziałem, że chciałabyś wszystko naprawić i ją przeprosić- wyjaśnił. 
- Słucham?- syknęłam zaskoczona.
- A nie jest tak?
- Oczywiście, że jest, ja tylko... nie byłam przygotowana.
- Więc zwyczajnie ją przeproś- poradził, na co posłałam mu krytyczne spojrzenie. Odwróciłam się w stronę dziewczyny, biorąc głębszy oddech.
- Ashley, naprawdę bardzo chciałabym cię przeprosić i musimy w końcu szczerze porozmawiać, ale jeśli ci to nie przeszkadza, wolałabym to przełożyć na po uroczystości- powiedziałam, stwierdzając, że czas i miejsce niezbyt sprzyjają takim rozmowom.

- Jasne, to by było niestosowne- odpowiedziała, znowu posyłając mi uśmiech. Poczułam ulgę, że po tym wszystkim chociaż z nią będę mogła się pogodzić. Spojrzałam ponad jej głową, na rząd znajdujący się po drugiej stronie sali i napotkałam spojrzenie brązowych oczu, które od razu rozpoznałam. Shawn przez chwilę przyglądał mi się, po czym zacisnął usta w wąską linię i wbił wzrok w trumnę. Moją uwagę odwróciło głośne odchrząknięcie wysokiego mężczyzny, stojącego na środku sali. Założyłam, że był to ojciec Matta, bo miał taką samą linię szczęki i odcień włosów. Mój żołądek ścisnął się na widok wielu podobieństw w postawie i wyglądzie ojca i syna. Przyciszone rozmowy ucichły i wszyscy pospiesznie zajęli swoje miejsca, pozwalając mężczyźnie zabrać głos. 

- Nadszedł czas na przemówienia- oznajmił donośnym głosem.- Zanim jednak ja i moja rodzina zajmiemy głos, chcielibyśmy poprosić Jonathana, by zaczął, bo... nasz syn na pewno  by sobie tego życzył- głos lekko mu się załamał, choć dzielnie trzymał emocje na wodzy. Na środek wyszedł blondyn z ponurą miną, na którego widok ścisnęło mi się serce. Złapałam Manu za rękę, a on ścisnął ją w pokrzepiającym geście.

- Panie i panowie- zaczął z westchnieniem chłopak. Sprawiał wrażenie, jakby każde słowo sprawiało mu coraz większą trudność.- Gdyby mógł, Matt pewnie powiedziałby w tej chwili coś jak "co to za sztywna impreza!?" albo "dlaczego nikt na litość boską nie zatrudnił DJ-a ?!", bo właśnie taki był i może nie powinno się źle mówić o zmarłych, ale muszę ci to przyznać- odwrócił się w stronę trumny z lekkim uśmiechem- zawsze znajdowałeś najmniej odpowiednie żarty do najmniej odpowiednich sytuacji. Ale właśnie między innymi za to cię pokochałem. Zawsze byłeś dla mnie jak brat i mimo że nie zawsze dobrze się między nami układało, zawsze będę dumny  tego, że byłeś moim przyjacielem. Wiem, że pewnie nie chciałbyś, żebyśmy nad tobą płakali ale... Boże tak ciężko jest tu bez ciebie.- Pojedyncze łzy spływały chłopakowi po policzkach, a ja czułam, że zaraz sama nie dam rady ich powstrzymać.- To trochę jakbym stracił rękę- mogę próbować żyć bez niej, ale to już nie będzie to samo, nie będzie tak jak wcześniej, nie będę mógł grać w koszykówkę, ani football, ani w żadną inną grę którą uwielbiałem. A najgorsze są te pytania: czy mogłem coś zrobić, żeby uratować swoją rękę? Pójść z nią do lekarza? Nakrzyczeć na nią, kiedy jeszcze miałem na jej zachowanie jakiś wpływ...? Życie bez ciebie już nigdy nie będzie takie samo, już nigdy nie znajdę takiego przyjaciela. Jeśli kiedyś się gdzieś tam spotkamy, będziesz się ze mnie śmiał, że się tak mazgaiłem, ale teraz to nie ma znaczenia. Po prostu będzie mi ciebie brakowało, bo odkąd pamiętam byłeś częścią mnie, a teraz... a teraz zwyczajnie odszedłeś i zabrałeś ze sobą tę część, bez której ja teraz będę musiał żyć.- Podszedł  do trumny, tocząc łzę za łzą i przyglądając się twarzy zmarłego.- Do zobaczenia bracie.

-------------
Hej! Rozdział dodaję dzisiaj, bo nie wiem, czy jutro będę miała czas na pisanie. *To taki smutne, że nie wiem, co napisać, więc po prostu popłaczę w samotności*. Miłego tygodnia <3



Do I ever cross your mind? /S.M. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz