30

632 31 1
                                    

Szykowałam się do wyjścia do szkoły i z racji, że zostało mi niecałe dziesięć minut, jak oszalała biegałam z kąta w kąt, zbierając potrzebne rzeczy. Nie ułatwiał mi tego trzymany przy uchu telefon. Nie chciałam przełączać na tryb głośnomówiący, gdyż wiedziałam, że krzątająca się na dole mama natychmiast wychwyciłaby każde słowo mojej rozmowy.
- Na pewno możesz rozmawiać?- upewnił się Josh.
- Tak, przecież to ja zadzwoniłam.- zaśmiałam się, zasuwając zamek w torbie.- I co mówią lekarze?
- Nic nowego.- odparł. Mogłam wyczuć, że się uśmiecha przez co sama nie mogłam się od tego powstrzymać.- Ale od tych wszystkich badań dostaję fioła.
- Ty przynajmniej nie zaczynasz dnia lekcją przedsiębiorczości z panią Merch.- skrzywiłam się na samo wspomnienie nielubianej nauczycielki.
- Z Merch? Woah no to masz przewalone.- stwierdził.
- Znasz ją?- zdziwiłam się. Przecież Josh nie chodził do mojej szkoły.

- Ta, zastępowała naszego nauczyciela przez dwa miesiące.
- A ja będę musiała ją znosić aż do końca szkoły.- mruknęłam z rezygnacją.
- Nie zazdroszczę. Teraz może i mogę sobie poleżeć, ale nie zapominaj, że za jakiś czas przez kilka godzin będą mi grzebać w mózgu.
- Kto wie, może zyskasz jakieś super moce?- powiedziałam fałszywie podekscytowanym tonem. 
- Tak, zostanę supermanem.- sarknął. Cieszyło mnie, że chłopak ma do tego taki dystans. Utrzymywaliśmy kontakt głównie telefoniczny, przez co bardzo za nim tęskniłam. Do tego miałam wyrzuty sumienia, że przez inne problemy poświęcam mu za mało uwagi.
- Daj znać, gdy wyznaczą datę operacji.- poprosiłam.
- A co, chcesz wysłać kwiatki i pokrzepiającą kartkę?- zaśmiał się.

- Coś w tym stylu.- mruknęłam, przelotnie patrząc na zegarek.- Muszę kończyć.
- Powodzenia na przedsiębiorczości.- rzucił. Uśmiechnęłam się i zakończyłam połączenie.
----
Cała szkoła została zebrana na wyjątkowo nudną prezentację o budowie i historii Alp. Na nieszczęście nie był to żart. Przez pół godziny siedzieliśmy, umierając ze znudzenia i słuchaliśmy co wchodzi w skład surowców budujących Alpy. Do tego przez Ashley spóźniłyśmy się i musiałyśmy usiąść na podłodze z tyłu sali. Do tego obok nas umoszczona na krześle siedziała Ciocia, która całym przedsięwzięciem była chyba znudzona bardziej od swoich uczniów.
- Przypomnij mi proszę, o czym mowa?- pochyliła się nade mną ze znudzonym wyrazem twarzy.
- Geologia i historia powstania Alp.- mruknęłam od niechcenia, czując, że zaraz zasnę.
- Długo jeszcze do końca?- spytała z nikłą nadzieją kobieta.
- Z tego co wiem, jesteśmy w połowie tej prezentacji, a czeka na nas jeszcze część historyczna i biologiczna.
- Mój Boże, kto to wymyślił?- jęknęła nauczycielka.
- Pani.- włączyła się Ashley.
- Co? Niemożliwe.- zdziwiła się kobieta.
- Na początku roku mówiła pani, że dobrze byłoby zrobić coś na temat Alp, bo jakiś komitet z Waszyngtonu uznał ten rok, rokiem Alp.- wyjaśniła znużona dziewczyna.

- Kto by pomyślał, że wezmą to na poważnie...- zamyśliła się kobieta. Na ekranie przeskakiwały slajdy a z każdym kolejnym wydawało mi się, że coraz dalej nam do końca tej mordęgi.
- Macie może pilniczek?- zwróciła się do nas Ciocia, uważnie kontemplując swoje paznokcie.
- Niestety.- pokręciłam głową, na co westchnęła zrezygnowana. Skupiłam się na tym co mówili prezenterzy, ale choćbym nie wiem jak się starała nie rozumiałam za grosz o co chodzi.
- A teraz coś, co na pewno każdego zainteresuje.- zaczął spiker. 
- No na pewno nie mnie.- parsknęła nauczycielka dalej zajęta swoimi paznokciami, chyba nie zdając sobie sprawy z tego, że powiedziała to dość głośno i przez pogłos usłyszała ją cała szkoła. Kilkaset osób natychmiast wybuchło śmiechem i rozległy się gromkie brawa. Nauczycielka podniosła zdezorientowany wzrok i uświadamiając sobie co się stało, również wybuchła śmiechem. Niestety szybko przywrócono wszystkich do porządku i tortury rozpoczęły się na nowo. 

- Która godzina?- spytała Ashley. Będąc zbyt zaspana, żeby odpowiedzieć, pokazałam jej znajdujący się na moim nadgarstku zegarek.
- Ooo, synchronizujemy zegarki?- zaciekawiła się kobieta. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu, gdy kobieta przestawiła wskazówki w swoim zegarku, by godzina zgadzała się z moją.
- Czy naprawdę muszę tu siedzieć?- jęknęła po dziesięciu minutach.
- W zasadzie nie.- odparła Ashley.- I tak nie pilnuje pani żadnej klasy.
- Dopiero teraz mi to mówisz?!- ożywiła się nauczycielka.- W takim razie, przykro mi dziewczęta, ale mam bardzo ważne klasówki do sprawdzenia.
Uśmiechnęłam się wodząc wzrokiem za odchodzącą kobietą i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Odwróciłam wzrok i niespodziewanie napotkałam spojrzenie brązowych oczu. Widziałam Shawna pierwszy raz od ponad tygodnia i nie mogłam ukryć, że cieszył mnie ten widok. Odwzajemniłam spojrzenie jednak szybko odwróciłam wzrok udając, że historia pierwszej wyprawy wspinaczkowej na terenie Alp, była szalenie interesującym zagadnieniem. Nadal czułam na sobie wzrok chłopaka, lecz uporczywie go ignorowałam. Ashley popatrzyła to na mnie, to na Shawna, ale nic nie powiedziała. Sama też była na niego zła, bo jakby nie patrzeć do niej też nie odzywał się przez ten czas, różnica polegała na tym, że ona nie wiedziała dlaczego. Postanowiłam dać Shawnowi szansę, by skończył z tym całym gangiem. Musiałam tylko dowiedzieć się, czy coś zrobił w tym kierunku. Wiedziałam, że Ashley nie chciałaby mieć z nim do czynienia, gdyby wiedziała czym się zajmuje. Było to związane z tym, że kiedyś jej ojciec omal nie zginął po postrzeleniu przez członka gangu. Płatni zabójcy to tylko część rozmaitych i nieciekawych person należących do Węży. Powiedziałam dziewczynie, by dała mi porozmawiać z chłopakiem, na co przystała, bo wiedziała, że łączy mnie z nim głębsza relacja. W moim przypadku przyjaźń z Shawnem polegała na pewnego rodzaju pokrewieństwu dusz, doskonałym zrozumieniu i po prostu czułam, że nie jesteśmy pierwszą lepszą parą przyjaciół z liceum. Natomiast przyjaźń Ashley i Shawna polegała raczej na tym, że uwielbiali razem żartować i sobie dogryzać. Była to prosta, licealna przyjaźń. Czasem zazdrościłam tego blondynce, bo gdyby moja relacja z chłopakiem była tak prosta i zwyczajna, na pewno byłoby mi o wiele łatwiej. I może łatwiej byłoby mi ignorować to palące spojrzenie, które od dłuższego czasu czułam na sobie. Okropnie nudną i długą godzinę później apel się zakończył i nareszcie mogliśmy opuścić parną salę. Na szczęście reszta zajęć była odwołana. Chyba doszli do wniosku, że po takiej dawce nudy nikt nie będzie wstanie choćby pomyśleć o uczestnictwie w lekcji. Odłożyłam rzeczy do szafki i pożegnałam się z przyjaciółką. Z zaskoczenia aż pisnęłam, gdy po zatrzaśnięciu szafki zauważyłam Shawna stojącego obok. Złapałam się za serce starając się uspokoić jego rytm. Nie wiedzieć czemu, nie chciało mnie posłuchać.

- Musimy porozmawiać.- odezwał się. Pokiwałam głową.
- Rzeczywiście, musimy.

-----
Heeej, rozdział trochę wcześniej. Sytuacja z Ciocią to zmodyfikowana wersja tego co ostatnio się zdarzyło w mojej szkole XD To już trzydziesty rozdział :O Dziękuję, że jeszcze to czytacie, ale muszę Was uprzedzić, że nie jesteśmy nawet w połowie haha. Postaram się trochę częściej pisać, bo w takim tempie to nigdy nie skończę. Kocham! <3 

Do I ever cross your mind? /S.M. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz