16

804 50 1
                                    

- Jak tam się ma nasza śpiąca królewna?- spytał uśmiechnięty lekarz, wchodząc do sali. Miał około sześćdziesięciu lat, ale jak na swój wiek był bardzo dziarski i zawsze tryskał chumorem. Cieszyłam się z tego powodu, chyba nie zniosłabym w tej chwili rzeczowego, zadającego dużo pytań doktora.
- Lepiej.- mruknęłam, jeszcze trochę zaspana.
- Nic nie boli? Głowa? Brzuch?- dociekał.
- Wszystko w porządku.- zapewniłam i posłałam mu krzepiący uśmiech.
- Kamień z serca.- oznajmił i westchnął teatralnie.- Ale chyba bardziej zależy na tych informacjach  tamtemu za drzwiami.
Uśmiechnął się konspiracyjnie i mrugnął. Wywróciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego się na moje usta.
- Niech wejdzie.- skinęłam głową. Była dziesiąta rano, w sobotę, a ten idiota już przyszedł. Lekarz wyszedł, a po chwili zobaczyłam uśmiechniętego bruneta, wchodzącego do sali.
- No i powiedz mi, jak ja mam niby odpocząć, kiedy Ty ciągle tu siedzisz?- obruszyłam się.
- Też się cieszę, że cię widzę.- sarknął, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy.- Jak się czujesz?
- Dobrze. Ale wolałabym już wrócić do domu, moje łóżko jest zdecydowanie wygodniejsze.- stwierdziłam. Niespodziewanie chłopak podszedł do mojego łóżka i położył się obok mnie. Było ono dość wąskie, ale nie wyglądało na to by mu to przeszkadzało.
- Shawn, kretynie co ty robisz?- zaśmiałam się.
- Porównuję.- wzruszył ramionami.- masz rację, twoje wygodniejsze.
- Głupek.- parsknęłam.
- Ashley przyjdzie po południu. Wiesz jak to z nią jest- zanim się wyszykuje to minie kilka godzin.
- Tak, wiem coś o tym.- westchnęłam z rezygnacją. Zaczęła się szkoła, więc przyjaciele nie mogli siedzieć ze mną całymi dniami, chociaż zapewniali, że bardzo by chcieli. Jeśli chodzi o Josha, to zaszył się gdzieś i nie wiadomo gdzie go szukać. Nie składałam na niego dosienia, mimo burzliwych próśb Shawna i Ashley. Nie miałam siły się w to teraz bawić. Policja, składanie zeznań, sąd. W tej chwili chciałam zwyczajnie zapomnieć. Widziałam, że dręczy to Shawna, ale na razie mie chciał chyba poruszać tego tematu. W szpitalu mam zostać jeszcze przez najbliższe dwa dni. W zasadzie nic poważnego się nie stało. Niedotlenienie mózgu, podduszenie, pare otarć, stłuczone żebro. No dobra, brzmi dość poważnie. Niewiele pamiętałam od momentu zemdlenia. Dowiedziałam się, że Shawn uratował mi życie. Musiał zrobić mi sztuczne oddychanie i zabrać do szpitala. Byłam mu bardzo wdzięczna i nie mogłam patrzeć na to jak się obwinia. Dużo o tym rozmawialiśmy, miałam wrażenie, że chłopak nadal nie potrafi sobie wybaczyć. Podkurczyłam nogi i założyłam jedną na drugą. Shawn zaczął się bawić falbanką mojej skarpetki.
- Shawn, to łaskocze.- powiedziałam.
- Mówisz?- spytał, kreśląc palcem kółka na mojej stopie.
- Tak się nie bawimy.- mruknęłam i szybko przeżuciłam przez niego nogę i zaczęłam go łaskotać. Miałam ten komfort, że rodzice wykupili prywatny pokój i nie musiałam przejmować się tym, że przeszkadzam innym pacjentom. Oczywiście rodzice odwiedzili mnie może dwa razy, ale niczego innego się nie spodziewałam. Nawet nie dociekali co się stało. Ale wolałam o nich nie myśleć. Ważne, że miałam Shawna i Ashley, którzy przychodzili do mnie codziennie.
- Nic się nie zmieniło.- stwierdził Shawn, gdy na chwile przestałam go napastować. Już pochylałam się by znowu przystąpić do ataku, ale powstrzymał mnie kładąc mi rękę na żebrach.- A jak coś sobie zrobisz?
Zaśmiałam się na troskę w jego głosie.
- Wszystko jest okej. Od tygodnia siedzę w tym cholernym szpitalu. Już praktycznie wyzdrowiałam.- zapewniłam. Widząc powątpiewanie w jego oczach znów zaczęłam go łaskotać. Oboje zanosiliśmy się śmiechem, nawet nie zauważając, że ktoś wszedł do pokoju.
- No, no. Pomidorek. Kto by pomyślał?- usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam uśmiechającą się znacząco Ciocię. Normalna dziewczyna spaliłaby się ze wstydu, ale kto powiedział, że jestem normalna? Uświadamiając sobie jak dwuznacznie i komicznie muszę wyglądać, siedząc okrakiem na Shawnie i trzymając ręce na jego brzuchu, dostałam napadu śmiechu, który udzielił się też chłopakowi. Zeszłam z niego, wciąż rozbawiona całą sytuacją.
- Nie spodziewałam się tu Cioci.- powiedziałam.
- Od dłuższego czasu zamierzałam cię odwiedzić. Chciałam porozmawiać.- wyjaśniła. Shawn wstał na te słowa i skierował się do drzwi.
- W takim razie zostawię panie. Jak coś to jestem na zewnątrz.- rzucił i wyszedł. Kobieta chwilę za nim patrzyła i z powrotem przeniosła wzrok na mnie.
- Uroczy chłopak. Tylko mu tego nie powtarzaj! Nie chcemy przecież podbudowuwać jego ego.- mrugnęła.
- Może być pani spokojna.- zapewniłam.
- Cieszę się, że się przyjaźnicie. Może myślisz, że tego nie widać, ale ja zauważyłam, że stałaś się bardziej otwarta, radosna. To dobrze, trzymajcie się we trójkę.- powiedziała zamyślona i jakby z nostalgią wpatrywała się w ścianę.
- O czym dokładnie chciałaś porozmawiać?- spytałam, czując się trochę niekomfortowo.
- Słyszałam o tym dlaczego tu wylądowałaś. Vanessa nie chcę wywierać na tobie presji, ale może porada kogoś starszego i bardziej doświadczonego, że tak nieskromnie o sobie powiem, trochę rozjaśni ci w głowie.- powiedziała dość poważnym, jak na nią, tonem. Zastanowiłam się nad jej propozycją. Rozmawiałam o Joshu z Ashley, trochę też z Shawnem, ale oni ciągle tylko powtarzali to samo. Może ktoś trzeci, lepiej mnie zrozumie?
- Kto cię pobił?- zapytała łagodnie nauczycielka. Milczałam chwilę, aż w końcu zdecydowałam się wyznać kobiecie prawdę.
- Mój chlopak.- odpowiedziałam niepewnie. Odpowiedziałam cioci o moim związku z Joshem, o jego agresji, wyzwiskach i o ostatnim ataku.
- To na prawdę niełatwa sprawa... Powiedz mi, kochasz go?- spytała. To samo pytanie zadali mi juz Shawn i Ashely, ale nie mogłam im wtedy powiedzieć prawdy. Nie zrozumieliby.
- Szczerze?... Nie.- wyznałam.
- Więc o co chodzi? Dlaczego byłaś z takim idiotą?
- Ja... Po prostu strasznie się boję samotności. No bo... Niech pani na mnie spojrzy. Nie ma we mnie krzty wyjątkowości, nie jestem nawet przeciętnie ładna, czy szczupła. Kto by mnie chciał? Josh był jedynym chłopakiem, który w ogóle chciał na mnie patrzeć...
- Vanessa, nie możesz tak mówić. Zasługujesz na każdego chłopaka. Jesteś mądra i piękna i mówię to mimo że jestem w stu procentach hetero.- powiedziała. Uśmiech mimowolnie wkradł mi się na usta, zamrugałam starając się pozbyć łez sprzed oczu.
- Żeby to było takie łatwe...- westchnęłam.
- Wiem, że niełatwo odbudować swoją samoocenę, ale myśląc  w taki sposób nie pomagasz sobie. Pozwól, że ci coś poradzę- zostaw Josha, nie szukaj sobie chłopaka, zobaczysz, dla każdego przewidzana jest wielka miłość, nawet jeśli w to nie wierzysz. Trzymaj się Shawna i Ashley i powtarzaj sobie, że jesteś silna i piękna. Każdy z nas miewa chwilę zwątpienia, nawet ja.
Siedziałam cicho, przetrawiając słowa kobiety. Może ma rację? Muszę to przemyśleć.
- Będę niestety musiała już iść. Pamiętaj co ci powiedziałam.- powiedziała wychodząc z pomieszczenia.- O! Pomidorek! Przygotuj się na następną lekcję, bo mam w planach niezapowiedzianą kartkówkę. Nie ma za co.
Położyłam się na łóżku i poczułam wibracje telefonu. Zobaczyłam na wyświetlaczu, że to wiadomość od Josha, nawet jej nie czytając, zaczęłam pusto wpatrywać się w ścianę i poczułam łzy spływające mi po policzkach. Co mam zrobić? A jeśli to nieprawda? Jeśli dla mnie nie ma prawdziwej miłości? Może jednak wcale nie jestem warta nikogo poza Joshem?
Shawn bezszelestnie wślizgnął się do pokoju i już po chwili poczułam jego ramiona na swoim ciele. Przytuliłam się do niego i płacząc z bezradności kurczowo ściskałam telefon. Brunet stanowczo wyjął mi urządzenie z ręki i odłożył na szafkę.
- Nessa, nie płacz. Na prawdę, zasługujesz na coś więcej.

Do I ever cross your mind? /S.M. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz