35

523 26 2
                                    

Samolot podchodził do lądowania, gdy wreszcie zamknęłam zakupioną kilka tygodni temu książkę o nowotworach mózgu. Głowa pulsowała mi nieznośnie, protestując przed przyjmowaniem tylu informacji z samego rana. Ja jednak chciałam być jak najlepiej przygotowana, by mieć jakiekolwiek pojęcie, o czym mówią lekarze. Cień zgryźliwości, który od czasu do czasu pojawiał się w obrębie mojej podświadomości, mówił mi, że powinnam się cieszyć, że jest to nowotwór mózgu, a nie jakiegoś innego, nie tak ciekawego, narządu. Mi jednak nie było do śmiechu, gdy przeglądałam fotografie przedstawiające przebieg operacji. Wiedziałam, że rokowanie nie były najgorsze. W końcu była to raczej niezłośliwa forma guza, ale mimo wszystko to nadal był nowotwór. Josh miał przebyć operację, przy której wiele rzeczy mogło pójść źle. Jeden nieostrożny ruch skalpela i można zniszczyć istotną część mózgu. Spojrzałam na moją mamę, przysypiającą w fotelu obok. Doceniałam, że ze mną poleciała, mimo że dałabym sobie radę. Zastanawiałam się nad tym, kiedy zamierza przeprowadzić ze mną zapowiedzianą rozmowę, ale nie pytałam, zważywszy na to, że obydwie zapewne miałyśmy inne rzeczy na głowie. Wbrew mojej woli powracały do mnie słowa Ashley, zasiewając cień wątpliwości w moim postanowieniu, co do wyjazdu i całego związku z Joshem. Starałam się nie rozważać słów przyjaciółki, ale mimo wszystko dużo nad tym myślałam. Spojrzałam przez okno, na coraz większe budynki i ulice i z cichym westchnieniem schowałam czytaną książkę. 
------
Przygotowywałam się do spotkania z Joshem, denerwując się bardziej, niż powinnam. Mama wyszła, tłumacząc, że musi odbyć spotkanie z jakimiś przedstawicielami partnerskiej firmy z Kanady. Czasami miałam wrażenie, że nawet gdyby wyjechała na Saharę, znalazłby się ktoś z kim musiałaby się spotkać w służbowych sprawach. Josh nie wiedział o moim przyjeździe i miałam nadzieję, że zareaguje pozytywnie na tę małą niespodziankę. Mimo że nie chciałam przyznawać tego przed samą sobą, chciałam udowodnić sobie i innym, że mogę być przy nim szczęśliwa. Chciałam, by wszystko wypadło idealnie. Czułam presję, którą sama nie siebie narzuciłam, ale wiedziałam, że już za późno na zmianę planów. Przekroczyłam próg kliniki, starając się swoim pewnym krokiem, przekonać siebie samą, że wiem, co robię. Rozejrzałam się po nowoczesnym wnętrzu i skierowałam się do recepcji. Pomieszczenie było praktycznie puste, poza kobietą siedzącą za kontuarem. Podeszłam do szklanej konstrukcji i uśmiechnęłam się lekko do brunetki.
- Dzień dobry.- przywitałam się uprzejmym tonem.
- Dzień dobry. Pani w jakiej sprawie?- spytała z charakterystycznym akcentem i odwzajemniła uśmiech.
- Przyszłam w odwiedziny do Josha Hunta.- wyjaśniłam, starając się utrzymać w górze kąciki ust.
- Chwileczkę.- kobieta zaczęła szukać czegoś w komputerze, przybierając przy tym skupioną minę.- Była pani umówiona?
- Nie.- odparłam. Dopiero wtedy przyszło mi do głowy, że to może być jakiś problem, ale postanowiłam nie poddawać się tak łatwo.- To miała być niespodzianka.
- Rozumiem.- kobieta zamyśliła się, najwyraźniej rozważając moje słowa.- Może to nie do końca zgodne z zasadami, ale niech już będzie. Pokój 37.
- Dziękuję.- rzuciłam, posyłając jej szeroki uśmiech. Brunetka wskazała mi kierunek i już po chwili przemierzałam korytarz, szukając odpowiednich drzwi. Gdy w końcu znalazłam pokój należący do chłopaka, wzięłam głęboki oddech i weszłam, uprzednio pukając. Pomieszczenie było dość spore, z pewnością większe od szpitalnych pokoików. Miało duże okna i jasne ściany, podłoga była drewniana, a na ścianach wisiały rozmaite fotografie i obrazy. Na środku pokoju stało łóżko a na nim, z laptopem na kolanach, siedział Josh. Podniósł na mnie wzrok w chwili, gdy weszłam do pomieszczenia i z oszołomieniem wypisanym na twarzy odwzajemnił mój uśmiech. Wyglądał nieco gorzej niż przed wyjazdem. Kości policzkowe wyraźnie się odznaczały, cała skóra była dość blada, oczy nie błyszczały jak kiedyś. Ale takie były skutki choroby. I to jedne z najłagodniejszych.
- Niespodzianka!- zaśmiałam się, zamykając za sobą drzwi.
- O mój Boże- odparł zdumiony chłopak.
- Póki co, Vanessa.- powiedziałam, wywołując śmiech u bruneta. Podeszłam do niego, nadal szeroko się uśmiechając. Chłopak odłożył laptopa na łóżko i wstał, by złożyć na moich ustach pocałunek i zamknąć w szczelnym uścisku. 
- Jak cię tu w ogóle wpuścili?- zdziwił się, nadal trzymając mnie w ramionach.
- Miła pani z recepcji, stwierdziła, że mogę iść, mimo że to niezgodne z zasadami.- wzruszyłam ramionami. Josh wypuścił mnie z objęć, uważnie przyglądając się mojej twarzy.
- Brunetka, w średnim wieku?- dopytywał. Skinęłam głową na potwierdzenie.- Wszystko jasne. To Lily. Wspaniała kobieta. Dużo z nią rozmawiałem, ratowała mnie przed zanudzeniem się na śmierć. Opowiadałem jej o tobie, pewnie cię rozpoznała i dlatego nagięła zasady.
Usiedliśmy na łóżku chłopaka.
- Twoi przyjaciele pewnie nie są szczęśliwi z powodu twojego wyjazdu?- domyślił się brunet.
- No wiesz, dopiero co wróciłam z Hiszpanii, a już znowu musiałam wyjechać.
- Ja cię do niczego nie zmuszałem.- uniósł ręce w obronnym geście.
- Czyli mam rozumieć, że nie cieszysz się, że przyjechałam?- odparłam, sztucznie obrażonym tonem i założyłam ręce na piersi.
- Tego nie powiedziałem.- odparł, powtarzając mój gest.
- No mam nadzieję, bo wstawanie o czwartej rano, by zdążyć na samolot, nie należy do moich ulubionych czynności.- mruknęłam.- Jak z tą operacją, co mówią lekarze?
- No cóż, albo nie mówią mi wszystkiego, albo rokowania są wyjątkowo dobre.- zaśmiał się chłopak.- Może nawet nie będzie konieczna radioterapia.
- To wspaniale- ucieszyłam się, przyciągając do siebie chłopaka.
- Też się cieszę.- mruknął chłopak, wciągając mnie na swoje kolana. Nic nie mogłam poradzić, na uporczywy głosik z tyłu głowy, który wytykał mi, brak jakichkolwiek reakcji na bliskość, czy dotyk chłopaka. Moje serce nie biło, tak szybko jakby chciało wylecieć z mojej piersi, oddech nie przyspieszał, nie czułam motylków w brzuchu. Ale powtarzałam sobie, że to przyjdzie z czasem. A jeśli nie, to będę musiała z tym żyć. Większym problemem, był fakt, że nie mogłam w pełni skupić się na Joshu. Moje myśli krążyły wokół słów Ashley. Zadawałam sobie pytanie, czy teraz, będąc z Joshem, jestem szczęśliwa. Z całego serca chciałam, by tak było. Wręcz starałam się zmusić do tego każdą komórkę mojego ciała, ale one uparcie mnie nie słuchały. Do tego, jak bumerang powracało pytanie o moją relację z Shawnem. Mimo, że odpowiedź wydawała się oczywista i prosta, to ciągle napadały mnie wątpliwości. Czy między nami mogłoby zaistnieć coś więcej? Powtarzałam sobie, że to nonsens, a zastanawianie się nad tym jest bezcelowe. Ale mimo wszystko, nie mogłam wyrzucić tego ze swojej głowy.
Mimo, że nie chciałam tego przyznać, Josh nie był mężczyzną, który dawał mi szczęście.

-----
Hej! Zapomniałam Wam podziękować za dwa tysiące wyświetleń! Jesteście wspaniali! <3 Przypominam, że przy pierwszym rozdziale dodałam zwiastun "Do I ever cross your mind?", więc jeśli ktoś nie widział, to zapraszam. Jeśli chodzi o najbliższe rozdziały, to spokojnie- fabuła zaraz się zacznie rozwijać. Będę wstawiać rozdziały częściej, bo chcę już dobrnąć do tych ciekawszych momentów. Trzymajcie się! <3

Do I ever cross your mind? /S.M. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz