14

775 46 1
                                    

Dałam Joshowi drugą szansę. Mieliśmy spotkać się wieczorem w parku. Co nasłuchałam się od Shawna i Asley, to moje. Oczywiście żadne z nich nie chciało puścić mnie tam samej. Problem w tym, że Josh i Ashley się nie lubią a Shawna chyba by na zabił na miejscu. Poza tym Shawn ma dzisiaj jakąś sprawę do załatwienia. Coraz częściej gdzieś wychodzi i nie chce powiedzieć gdzie. Trochę mnie to martwi ale co mogę zrobić.
Postanowiłam nie przygotowywać się zbytnio do spotkania z Joshem. To on powinien martwić się co mi powiedzieć. A rozmyślanie o rozmowie z nim przyprawało mnie o mdłości. Także siedziałam przed laptopem i oglądałam durne filmiki na Youtube. Dochodziło wpółdo osiemnastej, więc zaraz powinna przyjść Ashley. Oczywiście, jak na nią przystało, przyszła dziesięć minut później niż miała, no ale taki już jej urok.
- Hej.- przywitałam się, wiążąc szalik.
- Cześć, gotowa?- zapytała. Skinęłam niewyraźne głową i ruszyłśmy w stronę parku. Powoli zaczynałam żałować, że nie przemyślałam co powiedzieć chłopakowi. Mój żołądek zwinął się w supeł a serce biło jakby zaraz miało wyskoczyć. Z przerażeniem patrzyłam na zbliżające się wejście do parku i nerwowo wykręcałam palce. Ashley na szczęście była pogrążona we własnych myślach. Gdy zbliżałyśmy się do umówionego miejsca zauważyłam, że Josh już czeka na naszej ławce. Robił coś na telefonie ale zauważył nas, gdy podeszłyśmy bliżej. Spojrzał na Ahley z rezerwą i cierpliwie czekał, aż do niego podejdę.
- Zostanę tutaj.- oznajmiła blondynka. Usiadła na ławce, na tyle blisko nas, by móc zobaczyć i usłyszeć jeżeli coś pójdzie nie tak. Z ulgą stwierdziłam, że w okolicy kręci się sporo ludzi. Co ja właśnie robię? Spotykam się z chłopakiem  z którym nie boję się przebywać jedynie w obecności innych ludzi? Chore. Podeszłam powoli do chłopaka i nie wiedząc do końca co zrobić, usiadłam obok niego na ławce, zachowując jednak bezpieczną odległość.
- Chyba rozumiesz, że chciałam ją wziąć ze sobą...- zaczęłam nie pewnie. Chłopak był odwrócony bokiem i z uwagą przypatrywał się swoim palcom.
- Tak... rozumiem.- westchnął i spojrzał na mnie. Bałam się, że w jego oczach dostrzegę nienawiśc, odrazę, cokolwiek co oznaczałoby, że dla niego to już koniec. Ale zoabaczyłam w nich żal i głęboki smutek.- Dobrze, że przynajmniej tego chłoptasia tu nie ma.
- Nie mów tak o nim.
- Powinienem mu podziękować ale jakbym go teraz zobaczył, to sam nie wiem co bym zrobił.- wyznał, przewiercając mnie wzrokiem.
- Nie musisz się o niego martwić, to przyjaciel.- zapewniłam.
- Nie rozmawiajmy teraz o twoich przyjaciołach. Słuchaj... wiem, że schrzaniłem. Przepraszam.
- Tak... rzeczywiście.
- Byłem pijany, pokłóciłem się z chłopakami i jakoś tak to się potoczyło.
- Ja też nie byłam święta. Trochę wypiłam, może rzeczywiście za dużo tańczyłam z Ashley zamiast z tobą...
- Nie, Van... masz prawo pić i tańczyć z przyjaciółką. To ja nie powinienem był się na tobie wyżywać. Wybaczysz mi? Nie chcę kończyć naszego związku przez swoją głupotę.
- Tak, wybaczę. Ale to się nie powtórzy, prawda?
- Nie.- odpowiedział. Przysunęłam się do niego i położyłam mu głowę na ramieniu. Zaśmiał się nagle, na co spojrzałam na niego zdziwiona.
- To dziwne, nie sądzisz?- spytał tajemniczo.
- Co?- nie rozumiałam.
- Zawsze jak coś się chrzani, to przychodzimy tutaj i się godzimy.- wyjaśnił.
- Może to miejsce ma jakąś moc.- zażartowałam.
- Tak, z pewnością.- dodał z uśmiechem brunet.

Siedzieliśmy z Shawnem na łózku i oglądaliśmy jakiś film. W ogóle nie wiedziałam o co w nim chodzi, bo praktycznie cały czas rozmawiałam z chłopakiem, zamiast skupić się na fabule. Opowiedziałam mu o dzisiejszym spotkaniu z Joshem. Mimo, że widziałam, że tak samo jak Ashley nie był zadowolony z tego, że się z nim pogodziłam, to cieszył się razem ze mną. Chumor nam dopisywał i ciągle śmialiśmy się tak, że aż czasem nie mogliśmy oddychać.
- Zostajesz na noc, nie?- spytałam po chwili ciszy.
- No nie wiem... ale skoro już zapraszasz.- sugestywnie poruszył brwiami. Rzuciłam w niego poduszką, zanosząc się śmiechem.
- Nie po to godziłam się z chłopakiem, żeby składać ci niemoralne propozycje.- oznajmiłam.
- No ja nie wiem, co ci głowie siedzi.- stwierdził. Odrzucił poduszkę, ale uchyliłam się przez co spadła za łóżko. Parsknęłam i walnęłam go drugą.
- To nieprawda.- stwierdziłam.
- Co?- spytał, sięgając po broń.
- Doskonale wiesz co siedzi w mojej głowie. I to bywa frustrujące.- powiedziałam trzepiąc go poduszką. Brunet zaśmiał się i oddał mi swoją.
- No cóż, musisz to jakoś...- nie dokończył ponieważ poduszka znowu wylądaowała na jego twarzy.
- O nie, tak się nie bawimy! Chcesz wojnę? No to masz!- oświadczył i zaczął mnie okładać. Pisnęłam i starałam się mu oddać, ale ten wyrwał mi poduszkę i zaczął łaskotać.
- To... nie fair!- krzyknęłam chcichocząc.
- I kto tu jest królem poduszkowej wojny?- spytał triumfalnie. Wykożystując to, że na chwilę przestał mnie łaskotać zepchnęłam go z siebie i przygwoździłam ciężarem ciała.
- Na pewno nie ty!- powiedziałam i przypieczętowałam zwycięstwo waląc go poduszką.
- I co mi teraz zrobisz?- prychnął. Zaczęłam go łaskotać co w efekcie spowodowało, że zaczęłam śmiać się razem z nim.
- Dobra... dobra, już sprzestań!- prosił brunet.
- Jeśi powiesz, że to ja jestem królową poduszkowej wojny!
- Jak dziecko.- mruknął.
- Możesz powtórzyć?- uniosłam ręce w geście gotowości do ataku.
- Jesteś królową poduszkowej wojny! Zadowlona?
- Bardzo.- wyszczerzyłam się do niego.
- To teraz ze mnie złaź!
- No nie wiem... całkiem tu wygodnie.- stwierdziłam. Chłopak chwycił mnie za ramiona, ściągnął z siebie szybkim ruchem i oboje spadliśmy z łóżka nie mogąc opanować śmiechu.
- O popatrz! Co za zbieg okoliczności! Tutaj dzisiaj śpisz!- oznajmiłam wskazując na podłogę.
- Chyba sobie kpisz.- udał naburmuszonego.
- Ja się swoim łózkiem nie dzielę.- ostrzegłam.
- Masz tu tyle pokoi, żę jeszcze ze trzy osoby mogłyby zanocować.
- Dobra, ja idę się myć. Nie rób niczego głupiego.- powiedziałam podnosząc się z podłogi.
- O nic się nie martw!- powiedział zakładając ręce za głowę. Wywróciłam oczami i skierowałam się do łazienki. Wzięłam długi prysznic i nuciłam jedną z usłyszanych w radiu piosenek. Nie przepadałam za tym rodzajem muzyki, ale ten utwór na nieszczęście utkwił w mojej głowie. Przebrałam się w piżamę i umyłam zęby. Gdy wróciłam do pokoju zastałam Shawna śpiącego w moim łózku. Cwaniak zmienił bluzkę, założył dresy i w najlepsze drzemał pod moją kołdrą. Westchnęłam zirytowana i podeszłam do łóżka.
- Przesuń się grubasie.- mruknęłam, wślizgując się pod kołdrę. Podłączyłam telefon do ładowania i wyłączyłam światło. Leżałam chwilę czując, że zachwilę odpłynę.
- Ładnie śpiewasz.- usłyszałam z drugiej strony łóżka.
- Idiota.- mruknęłam na wpół przytomna.
- Dobranoc.

Do I ever cross your mind? /S.M. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz