56

401 24 1
                                    

Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi od mojego pokoju, po moich policzkach potoczyły się długo powstrzymywane łzy. Rozmowa z Manu bardzo mi pomogła, ale gdy znowu zostałam sama, nie mogłam pozbyć się poczucia bezradności i osamotnienia. Mama wciąż była w pracy, a dom wydał mi się jeszcze bardziej pusty niż zwykle. Zastanawiałam się, czy otworzenie się przed prawie obcym chłopakiem było dobrym pomysłem, ale te myśli szybko zostały zastąpione setkami innych, bardziej bolesnych. Wspomnienia zdawały się wbijać w moje serce, czułam się, jakby ktoś wbijał mi w nie gwoździe i zastanawiało mnie, jak długo to potrwa, zanim rozpadnie się na wałki. Chciałam po prostu przestać o tym wszystkim myśleć, ale nie byłam w stanie na niczym się skupić. Chodziłam z kąta w kąt, aż w końcu zrezygnowana położyłam się na kanapie. Stwierdziłam, że może uda mi się zasnąć, więc naciągnęłam na siebie koc. Jednak po kilku chwilach przekręcania się z boku na bok, doszłam do wniosku, że zasnąć też nie dam rady. Znowu zaczęłam płakać, wiedziona kolejną falą smutku i wtuliłam się w poduszkę, która wchłaniała moje łzy. Chciałam po prostu przestać istnieć, zniknąć albo stracić pamięć, byle tylko przestać to rozpamiętywać. Im bardziej starałam się uspokoić, tym rzewniej płakałam, aż w końcu zaczęłam się cała trząść. Z otępienia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zaskoczona przetarłam policzki wierzchem dłoni, ale ciągle nie byłam w stanie się opanować. Po usłyszeniu kolejnego sygnału, zrzuciłam z siebie koc i powlokłam się do drzwi. Wzięłam głębszy wdech, choć wiedziałam, że i tak wyglądam ja siedem nieszczęść. Gdy otworzyłam drzwi, moim oczom ukazał się Manu. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili, widząc w jakim jestem stanie, po prostu stanął i przyglądał mi się, nie wiedząc, co zrobić. Też czułam się dziwnie w tej sytuacji, więc po prostu stałam i błądziłam wzrokiem wokół. 
- Zapomniałem oddać ci telefon i chciałem... ale- zaczął i po prostu zamknął mnie w szczelnym uścisku. Momentalnie przylgnęłam do jego ciała, pozwalając płynąć łzom. Trwaliśmy tak przez chwilę, póki nie przestałam się trząść i poczułam się trochę lepiej. Istnieje pewna różnica między płakaniem w samotności, a wypłakiwaniem się komuś. Nie byłam pewna, na czym dokładnie polega, ale po chwili płakania w ramionach Manu poczułam się dużo lepiej, niż po godzinie płakania w pustym domu. Wsparcie drugiej osoby to czasem najlepsze lekarstwo. Nie oczekiwałam pocieszeń, ani ich nie chciałam, potrzebowałam po prostu by ktoś był obok. Po tym jak zostałam sama, dobrze było czuć, że ktoś jest obok, na wypadek gdybym potrzebowała towarzystwa. Z drugiej strony, nauczona doświadczeniem, starałam się nie przywiązywać zbytnio do czyjejś obecności, żeby znów nie czuć się tak sponiewierana, gdy ten ktoś odejdzie. I choć nie chciałam i każda komórka mojego ciała krzyczała, żebym nie dawała już nikomu się do mnie zbliżyć choćby odrobinę, pokładałam w Manu duże nadzieje, a moje roztrzaskane serce błagało go, by choćby spróbował je poskładać. Może wystarczy zebrać wszystkie kawałki i ścisnąć wystarczająco mocno, by znów scaliły się w jedność? Tego nie mogłam być pewna i bałam się, że to co we mnie zaszło może być nieodwracalne. Ne chciałam kusić losu, ale nasuwało mi się stwierdzenie: już chyba nie może być gorzej.
-------
Godzinę później leżałam z głową na kolanach Manu, a on bawił się moimi włosami. Na początku wzdrygałam się na każdy jego dotyk, ale później zaczęłam się coraz bardziej rozluźniać, a jego ruchy zaczęły mnie uspokajać. Wpadłam w stan połowicznego uśnięcia, co nie oznaczało, że co jakiś czas nie zaczynałam znowu płakać, gdy moje myśli zbaczały na zakazane tory. A wszystko wokół przypominało mi o tym, o czym myśleć nie chciałam- kanapa, na której dziesiątki razy przesiadywaliśmy z Shawnem, kuchnia, gdzie przygotowywaliśmy sobie w trójkę, albo dwójkę śniadania po nocowaniach, nawet na krześle w moim pokoju leżała bluza Shawna, której nie miałam siły schować. Bałam się, że gdy ją dotknę obróci się w pył i zniknie jedna z ostatnich rzeczy, która mi po nim została. Gdy tak leżałam, usiłując powstrzymać łzy, które za wszelką cenę chciały popłynąć po moich policzkach, poczułam wibracje telefonu, który oddał mi Manu, po tym jak zapomniał mi go oddać, po namówieniu mnie na to, żeby wpisał mi swój numer. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że mama wysłała mi esemesa.

Mama:
Skarbie, muszę dzisiaj pilnie gdzieś jechać. Wrócę jutro. Poradzisz sobie?

Po przeczytaniu wiadomości zrobiło mi się jeszcze ciężej na sercu. Nie chciałam jej obciążać kolejnymi zmartwieniami i, choć czułam się okropnie z myślą, że czeka mnie samotna noc, odpisałam, że nie ma sprawy i z ciężkim westchnieniem odłożyłam urządzenie na bok. Poddałam się w końcu i pozwoliłam płaczowi przejąć nade mną kontrolę po raz niezliczony tego dnia. Nie miałam siły, ani ochoty, by brać się w garść i cieszyłam się, że nikt tego ode mnie nie wymaga.
- Co się stało?- spytał Manu. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią i podniosłam na niego wzrok. Naprawdę doceniałam jego zaangażowanie, ale wciąż nie byłam pewna, czy mu ufać. To że się mu zwierzyłam było chwilą słabości i, mimo że mi pomogła, nie widziałam, czy powinna była mieć miejsce.
- Moja mama musi dziś wyjechać i nie będzie jej do jutra- odparłam w końcu, zdobywając się na szczerość. Nawet jeśli chłopak okazałby się seryjnym mordercą i tylko udawał zainteresowanego, by zebrać o mnie informacje i zabić w odpowiednim momencie, nie obchodziło mnie to. W jego towarzystwie czułam się odrobinę lepiej i to przeważało nad wszystkimi wątpliwościami.
- Dasz sobie radę?- założył mi za ucho kosmyk włosów, a ja wzruszyłam ramionami.
- Chyba nie mam wyjścia- mruknęłam. Leżałam tak, stopniowo się uspokajając i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.

-------
Koszmary nie nawiedzały mnie już od dłuższego czasu. Z resztą nigdy nie był to dla mnie duży problem, miewałam epizody po różnych traumatycznych przeżyciach, ale nigdy nie trwały one długo. Tym razem znowu miałam zły sen i to jeden z najgorszych w moim życiu. Nie mogłam sobie przypomnieć, o co dokładnie w nim chodziło, ale pamiętałam, że spadałam z ogromnej wysokości i wiedziałam, że gdy tylko zderzę się z ziemią, umrę. Mniej więcej w połowie drogi w dół chwytałam się za rękę Shawna albo Ashley, ale zanim zdążyłam się wdrapać na podest, na którym stali, puszczali mnie i ogarniało mnie jeszcze większe przerażenie niż wcześniej. Obudziły mnie czyjeś słowa i delikatne szarpanie za ramię  Zajęło mi chwilę zanim doszłam do siebie i zarejestrowałam jego słowa. Obok mnie siedział Manu, a jego twarz była pogrążona w półmroku. Łzy bezwiednie spływały mi po policzkach i ledwo mogłam złapać oddech. Poczułam na policzkach dłonie Manu, gdy ocierał mi kciukami łzy i z zaniepokojeniem studiował moją twarz. Wtuliłam się w jego pierś, nawet nie wnikając w to, czemu tu został. Zwyczajnie starałam się uspokoić galopujące serce, choć przerażenie nie chciało mnie opuścić. Dobiegały mnie jedynie słowa chłopaka:
- Już dobrze. Jestem tu. Wszystko będzie dobrze.

-----
Hej! Nie wiem do końca, jak skomentować ten rozdział, ale stwierdziłam, że wypada coś napisać. Mamy już prawie dziesięć tysięcy wyświetleń! Dziękuję! :* Jakiś czas temu ustaliłam sobie, że dziesięć tysięcy to taki złoty próg i jeśli kiedykolwiek uda mi się go przekroczyć, to będę się czuła w jakimś stopniu spełniona. Także czekam z niecierpliwością, aż uda się nam to osiągnąć. Kocham i życzę miłego tygodnia! <3 <3 

Do I ever cross your mind? /S.M. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz