21

890 38 0
                                    

O dziwo tuż po obudzeniu nie czułam potwornego bólu głowy, kataru czy czegokolwiek co wskazywałoby na przeziębienie. Po ubraniu i wyszykowaniu się do szkoły, podeszłam do jeszcze leżącego w łóżku Shawna. Podkreślmy, w moim, łóżku. Chłopak poprzedniego dnia za żadne skarby nie miał zamiaru korzystać z któregokolwiek z pokoi gościnnych. Z resztą dyskusja z brunetem nie trwała długo, gdyż chłopak zasnął po kilku minutach. Postanowiłam dać za wygraną i ułożyłam się obok, zasypiając równie szybko.
- Shawn.- mruknęłam, szturchając go w ramię. Jęknął niezadowolony i mocniej wtulił się w poduszkę. Chwyciłam za brzeg kołdry chcąc ściągnąć ją z chłopaka ale w rezultacie razem z nakryciem zrzuciłam z łóżka również chłopaka, który kurczowo ściskał materiał. Zaśmiałam się cicho, widząc jak z niezadowoleniem podnosi się z podłogi.
- Jeszcze się zemszczę.- syknął i skierował się do łazienki.
- Nie wiem jak ty ale ja mam zamiar iść do szkoły a przecież nie zostawiłabym cię samego w domu. Jeszcze byś coś zepsuł.- stwierdziłam i wyszłam z pokoju. Zeszłam schodami na dół, zastając rodziców jedzących śniadanie. Była to rzadkość, gdyż z reguły tata wychodził z domu jeszcze zanim wstawałam, więc zdziwiłam się widząc go z kubkiem kawy w ręku.
- Dzień dobry.- przywitałam się, starając się by mój głos brzmiał neutralnie.
- Dzień dobry, jak się spało?- spytała pogodnie mama. Najwyraźniej miała dziś wyjątkowo dobry humor.
- Dobrze.- mruknęłam, otwierając lodówkę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na śniadanie.
- Nie podoba mi się, że śpisz z nim w jednym łóżku.- powiedział tata, upijając łyk kawy. Zamarłam z kartonem mleka w ręku i powoli odwróciłam się w stronę mężczyzny.
- Przecież to normalne. Przyjaźnią się.- wstawiła się za mną mama. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się że chociaż ona nie chce z rana na mnie naskakiwać.
- Ja w jej wieku nie spałem w jednym łóżku z przyjaciółkami.- stwierdził, sprawdzając coś w telefonie.
- Ty przede wszystkim nie miałeś przyjaciółek.- mruknęła kąśliwie mama.
- Mówiłaś coś?- spytał gniewnie mężczyzna.
- Nie, nie.- odparła szybko.

- Z resztą róbcie co chcecie. Byle się nie kurwić w moim domu. Wychodzę.- oznajmił, zgarniając z blatu kluczyki i wyszedł. Westchnęłam z irytacji ale też ulgi. Nie mogłam uwierzyć, że własny ojciec podejrzewa, że się puszczam. Choć w zasadzie mogłam się tego spodziewać, nigdy nie darzył mnie nadmierną sympatią, a skoro nie szanował mnie to dlaczego miałby szanować moich przyjaciół? Zebrałam resztę składników potrzebnych do zrobienia koktajlu i wrzuciłam do blendera, stwierdzając, że będzie to najszybsze śniadanie, które będzie można wypić w drodze, gdyż zważając na to, że Mendes jeszcze się guzdrał, będziemy musieli się pospieszyć, żeby się nie spóźnić. Spojrzałam na rodzicielkę, która wpatrywała się we własne dłonie, nic nie mówiąc. Nie skomentowałam tego. Przelałam koktajl do przenośnych kubków i skierowałam się do przedpokoju.
- Shawn, idioto zaraz się spóźnimy!- krzyknęłam, zerkając na godzinę. Założyłam buty a po chwili dołączył do mnie chłopak.
- Na autobus już nie zdążymy, więc musimy iść na piechotę.- westchnęłam, zakładając kurtkę.
Chłopak wzruszył ramionami i lekko się uśmiechnął. Posłałam mu mordercze spojrzenie i wyszłam z domu.
- Co się wkurzasz? Ładna pogoda jest.- stwierdził. Wywróciłam oczami, choć pogoda rzeczywiście była ładna. Świeciło słońce i było kilkanaście stopni. Podałam chłopakowi kubek z koktajlem i upiłam łyk swojego, ruszając szybko przed siebie.
- To teraz będzie foch?- spytał oburzony. Nie odezwałam się i szłam dalej przed siebie. Kątem oka zauważyłam, że chłopak również ruszył się z miejsca i szybko mnie dogonił.
- Okej, więc ja też mam focha. Zobaczymy kto dłużej wytrzyma.- powiedział i założył ręce, robiąc naburmuszoną minę. Zagryzłam wargę starając się nie zaśmiać.

- To nieśmieszne, mówię serio! I nawet nie próbuj się do mnie odzywać.- rzucił.
Szliśmy w milczeniu, co jakiś czas upijałam koktajlu i spoglądałam na wyświetlacz kontrolując godzinę. 
- Ale nic do mnie nie mów!- kontynuował brunet. Odwróciłam się, żeby nie widział jak usilnie staram się zapanować nad uśmiechem cisnącym mi się na usta.
- Ale nic a nic! Bo mam FOCHA, tak?- mówił dalej a ja w końcu wybuchłam śmiechem, dając za wygraną.
- Ha! Wiedziałem, że przegrasz! Nie ma na mnie mocnych, gdy się fochnę.- mówił dumnie.

Do I ever cross your mind? /S.M. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz