•2•

647 47 7
                                    


W samolocie panowała przyjemna atmosfera. Co chwilę można było usłyszeć dźwięk stukających kieliszków i ciche śmiechy kolegów z zespołu. Towarzysze Demi wydawali się bardzo zrelaksowani. Chcieli mieć misje już za sobą, a to, że wydawała się na łatwą, jeszcze bardziej polepszało im humory. Kobieta kompletnie nie podzielała ich opinii. Siedziała z dala od drużyny, rozkładając i składając broń na przemian. Robiła tak zawsze, gdy się czymś przejmowała. Nie lubiła świętować jeszcze przed rozpoczęciem misji, bo wiedziała, że wszystko może potoczyć się nie po ich myśli, chociaż bardzo tego nie chciała. 

Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę czwartą nad ranem. Lot do Moskwy był wyczerpujący, ale Demetria nie zmrużyła oka choćby na chwilę. Jej myśli krążyły wokół wydarzeń sprzed kilku lat, które w pewnym stopniu sprowadziły ją do tego miejsca.

Jej wychudzone ciało po raz kolejny upadło z łoskotem na czarną, treningową matę. Z jej wargi i nosa spływała krew, znajdując swój koniec ku jej brodzie, skąd skapywała kroplami na podłogę. Była przemęczona od ciągle powtarzanego i wyczerpującego treningu. Wydawało jej się, że spędziła na sali wieczność, w której minuta zamieniała się w godzinę.

- Wrogowie nie będą czekać, aż łaskawie wstaniesz z ziemi. - Masywny brunet krzyknął w jej stronę i splunął obok niej, szykując swoją postawę obronną.

Podciągnęła się na drżących rękach i powoli wstała z podłogi. Nie było jej jednak dane w pełni się podnieść, a co dopiero odeprzeć ataku, ponieważ mężczyzna wymierzył w jej brzuch prawą pięść, która powaliła ją ponownie na ziemię. Wydała z siebie rozpaczliwy jęk bólu, który można było porównać do skamlającego psa. Poddała się. Klepnęła w matę kilka razy otwartą dłonią. Podniosła wzrok na bruneta i wyraziła nimi błagalną prośbę o koniec. W kącikach jej oczu zebrały się słone łzy, które już po chwili torowały sobie drogę przez rozgrzaną skórę twarzy dziewczyny.

- Nic z ciebie już dzisiaj nie będzie, możesz się oddalić. -  Cmoknął z niezadowolenia, patrząc się na mizernie wyglądającą rudowłosą. Z jego oczu aż biło pewnego rodzaju obrzydzenie jej postawą. Był zbyt wyniosły, aby zrozumieć ból, jaki sprawiał kobiecie od początku ich wspólnych treningów. Odwrócił się i wyszedł, nie zaszczycając ją ponownym spojrzeniem.

Leżała tak na podłodze cała obolała, licząc odpryski od szarej farby na suficie. Wydawało się to idealnym zajęciem na obecną chwilę, które będzie w stanie odwieść jej myśli od poczucia pulsującego bólu w każdej części ciała. 

Mała dosyć tego, że się tu znalazła, że musiała im pomóc. Wiedziała, że to była jej jedyna szansa na ratunek, ale nie zmieniało to faktu, że traktowali ją tu tak samo jak w sierocińcu. Co prawda dostawała jedzenie, znalazła dach nad głową, mogła nauczyć się obrony własnej , ale codzienne katowanie jej ciała, nie należało do najmilszych rzeczy. Myślała, że S.H.I.E.L.D. będzie inne, jednak wszystko miało swoją cenę, a ona musiała się postarać, aby zrobić jak najlepsze wrażenie. Musiała być silna. Musiała im pokazać na co ją stać.

Z zamyślenia wyrwało ją chrząknięcie Chrisa. Uniosła swój wzrok na wysokość jego tęczówek i uśmiechnęła się niemrawo.

- Mogę? - Wskazał ręką na wolny fotel umieszczony obok niej.

Kiwnęła głową zachęcająco i wróciła do składania broni, ciągle jednak odbiegając myślami w zupełnie inny świat.

- Stresujesz się? - zapytał troskliwie, spoglądając na ręce kobiety, które były w nieustannym ruchu.

- Nie, chcę być po prostu skupiona. Dziwi mnie to, że możecie pić przed misją i się tak świetnie bawić - rzuciła w jego stronę niczym pocisk, powiedziała to trochę chłodniej niż planowała, ale taka była według niej czysta prawda.

DisharmonyWhere stories live. Discover now