•22•

155 15 0
                                        

Przekręciła klucz w zamku, co spotkało się z lekkim oporem przestarzałych drzwi. Po chwili zmagań z przełożeniem odpowiedniego ciężaru na klamkę i kilku zniecierpliwionych, a także rozbawionych, spojrzeniach Chris'a i Demetrii, w końcu udało jej się ukazać środek małego mieszkanka. Vasilieva weszła tuż za niebieskowłosą, rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu.

Każdy skrawek mieszkania ukazywał ukryty pedantyzm Melissy. Na pierwszy rzut oka można było także zauważyć, że jej długie zmiany w szpitalu odbijały się piętnem na wyglądzie miejsca zamieszkania. Nie było tu wiele rzeczy, z którymi mogłaby się utożsamić lub, które mogłaby przypasować do charakteru Melissy. Tak naprawdę mieszkanie wyglądało jak po wprowadzeniu się.

Kilka zapełnionych pudeł stało w kącie, ułożonych w idealnie wymierzoną kupkę. Na przetartej od nadmiernego użytku kanapie leżała jasna poduszka i koc w biało-czarne cętki. To właśnie tu musiała spędzać noce między zmianami w szpitalnej pracy. Przed sofą stał kawowy stolik, na którym znajdował się jedynie zamknięty laptop i pełna butelka wody. W salonie nie było telewizora, co Melissa od razu wytłumaczyła brakiem chęci do słuchania szerzącej się propagandy w mediach. Kuchnię i pokój codzienny oddzielał plastikowy stół, do którego zasiedli wraz ze swoim przyjściem.

– Dopiero się wprowadziłaś? – zapytał Chris, taksując spojrzeniem całe otoczenie, ukazując przy tym zaciekawioną minę.

– Mieszkam tu od dwóch lat, słodziaku – odpowiedziała, mrużąc oczy z niechęcią schowaną w jej głosie. Ostatnie słowo zaakcentowała dobitnie, nie kryjąc się z tym, że mężczyzna nie należał do osoby, z którą od pierwszego momentu zaiskrzył jakiś przyjazny kontakt.

Demetria parsknęła śmiechem na jej postawę, którą spłoszyła wiecznie zadowolonego Chrisa. Pamiętała ją właśnie taką. Zawsze przesadnie dokładną zwolenniczkę leczniczej marihuany, która miała głęboko gdzieś zdanie innych.

– Zmieniłaś się – Melissa skierowała zaciekawiony wzrok na przemęczoną twarz Demetrii.

– Od naszego ostatniego spotkania odwiedziłam szkołę wdzięku – odparowała szybko, kryjąc prawdziwy powód jej zmiany, który sama wyczuwała nawet w różnym podejściu do pewnych spraw.

– Cofam to. Jesteś taka sama. – Niebieskowłosa parsknęła śmiechem i wstała z okupowanego miejsca, aby podejść do kuchennej szafki, z której wyjęła metalowe pudełeczko. – Herbaty? Wydajecie się strasznie spięci.

Demetria kiwnęła przecząco głową, co nakazała powtórzyć także Chrisowi. Ten z niechęcią ponowił jej czynność.

– Uwierz mi, nie chcesz – szepnęła, aby sentencja nie dotarła do uszu Melissy.

Lekarka wlała wodę do czajnika, postawiła go na kuchence, która lśniła niczym nowa i stanęła obok, czekając na charakterystyczny gwizd.

Atmosfera sięgnęła do lekko niezręcznego uczucia, który ciążył na co najmniej dwóch z osób. Chris siedział wygodnie na krześle, spoglądając na swoje palce, którymi imitował grę na perkusji. Demetria ujrzała jego poczynania i razem z Melissą wtopiły w niego niezrozumiały wzrok. Czując na sobie ich spojrzenie, uniósł głowę, aby po chwili uśmiechnąć się ze skrytym zdezorientowaniem.

– Drugie drzwi na lewo w korytarzu to pokój gościnny – odparła Melissa.

– Dzięki, na przyszłość – powiedział Chris, kompletnie nie wyczuwając ukrytych intencji w jej zdaniu.

Wrócił do rozglądania się po pomieszczeniu, co jeszcze bardziej zirytowało kobiety.

– To znaczy, że masz tam iść i dać nam porozmawiać na osobności – rzuciła niemalże wściekle Demetria, kryjąc rozbawienie jego ciągłym nieogarnięciem.

DisharmonyWhere stories live. Discover now