Kilka głębokich wdechów postawiło ją na nogi, które i tak zdawały się uginać pod ciężarem emocji. Wzięła się w garść, wiedząc, że od teraz musi być czujna nawet na najmniejszy szelest. Podeszła do martwego ciała mężczyzny, którego pozbawiła życia i zabrała od niego schowane w ubrudzonej marynarce bronie. Przyglądała się każdej z uznaniem, widząc w jak bardzo dobrym stanie się znajdują. Jej uwagę przykuł długi sztylet, schowany w brunatnej pochwie zdobiącej gruby pasek. Jego ostrze odbijało od siebie rażące światło lampy, która migotała nieznacznie. Przy samym trzonie mogła zauważyć wyryty inicjał, którego zdążyła się już nauczyć nienawidzić, A.
Nie mogła pojąć jedynie tego, czemu w posiadaniu podrzędnego kundla znalazła się broń nowego przełożonego.
Wstała z kucek, strzepując z kolan niewidzialny kurz. Rozejrzała się po bałaganie, jaki sponiewierał wcześniej nieskazitelny pokój. Dwa ciała leżące równolegle w stosunku do siebie. W rogu pokoju rozwalone na części pierwsze krzesło, które zostało uderzone o grube na kilkanaście centymetrów ściany. Pomieszczenie nijak nie równało się temu, co zastała, wchodząc tu po raz pierwszy. Wtedy pedantyczna sterylność, teraz przykry i zdewastowany obrazek.
Zapukała w metalowe drzwi, tak jak robili to jej goście. Zdała sobie sprawę z tego, że musiał to być ich charakterystyczny znak, który zdołała zapamiętać.
Nie musiała czekać długo. Wrota otworzyły się, a jej oczom ukazała się sylwetka Emmy i jednego z podrzędnych urzędników. Mężczyzna w czarnym garniturze i posępnym wyrazie twarzy, zażarcie informował o czymś kobietę, która wydawała się być znudzona. Podczas, gdy nie zwrócili uwagi na jej osobę, zdołała zwinnym ruchem posłać otwierającego drzwi strażnika do krainy snu na zadowalająco długi czas.
Teraz dwójka zainteresowanych spoglądała w zszokowaniu i zdezorientowaniu na kobietę, która ośmieliła się zrobić hałas, przerywając tym samym ich konwersację. Nie spodziewali się, że Demetria wyjdzie z walki żywo. Ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą w niemym porozumieniu. Mimo iż na twarzach widniał spokój, to w głębi duszy nie zdawali się nawet brać pod uwagę takiego obrotu spraw.
Bez dłuższego zastanowienia Emma oddelegowała urzędnika, uprzedzając go, aby powiadomił resztę. Bez sprzeciwu wykonał powierzone zadanie, udając się nieco pokracznym truchtem w stronę klatki schodowej.
Obie kobiety stanęły naprzeciwko siebie, wpatrując się w swoje oczy niczym wojownicy, którzy mierzą się przed pojedynkiem na śmierć i życie. Rudowłosa wyjęła zza paska ostrze, które wcześniej zrobiło na niej oszołamiające wrażenie i pierwsza ruszyła do ataku. Próbowała zadawać ciosy w czułe miejsca, które ostatnimi czasy młodsza miała okaleczone. Znała jej każdą skazę na ciele, co zawdzięczała kilkoma laty obserwacji. Kopniakiem uderzyła ją w miejsce na nodze, w które niedawno została postrzelona przez Zimowego Żołnierza. Emma upadła z krzykiem na ziemię, oblewając się momentalnie strachem. Już teraz wiedziała, że nie ma jakichkolwiek szans na jej pokonanie. Ciągle leżąc, uniosła obie dłonie w geście poddania się. Demetria otaksowała ją wzrokiem z góry, patrząc z obrzydzeniem na dawną przyjaciółkę.
- Zrób to szybko. Zaraz tu będą, a wtedy nie uda ci się uciec - powiedziała, przyciskając dłoń do krwawiącej rany. Było jej już wszystko jedno, ponieważ wiedziała, że kiedyś łączyła je przyjacielska relacja, którą własnoręcznie zniszczyła.
- Nie mam zamiaru cię zabijać. - Kucnęła przy niej, chowając nóż we swoje wcześniejsze miejsce. - To by było za proste. - Odgarnęła rude kosmyki, które próbowały przysłonić jej widok twarzy zdrajczyni. - Będziesz patrzeć, jak wszystko upada i zdążysz pożałować, że odwróciłaś się od osób, które jako jedyne były w stanie ci pomóc.

YOU ARE READING
Disharmony
FanfictionDemetria Vasilieva operuje jednym z wielu oddziałów organizacji S.H.I.E.L.D. Na co dzień mierzy się z przeciwnościami losu i potworami, jakie kryją się głęboko zakorzenione w ludziach. Nie wierzyła, że ktoś może wybiegać poza skalę okrucieństwa, ja...