•17•

225 24 4
                                    


Wcześniej

Blade światło rzucało cienie na sylwetki mieszczących się w środku osób. Tańczyły jak języki ognia w kominku, który oddawał przyjemne ciepło. Nie zdawało się to jednak ochłodzić wręcz skutych lodem serc, których bicie wytwarzało równomierny wydźwięk.

- Jak długo mamy czekać? – odezwał się mężczyzna o bladoróżowych wypiekach na policzkach. Jako jedyny zdawał się odczuwać niepokój. Co po raz wystukiwał nogą znany jedynie sobie rytm, po chwili opanowując widoczne zdenerwowanie. Pomimo iż garnitur leżał na jego ciele w idealnym dopasowaniu, to kilka kropelek krwi znajdujących się tuż przy kołnierzyku, niszczyły efekt szyku i elegancji.

- Kto przyprowadził ze sobą szczeniaczka? – głos zabrała najstarsza z kobiet, której ręce i szyję zdobiły przepiękne diamenty. Pomimo iż lata świetności dawno ją minęły to lekko zakręcone, siwe włosy zdawały się błyszczeć. Zmarszczki w kącikach oczu wzrosły wraz ze wstąpieniem uśmiechu na jej twarz. Ktokolwiek by jej nie znał, to w tym momencie pomyślałby o domu i babci, która zawsze była dla swoich pociech opoką. Z zewnątrz sprawiała wrażenie damy, natomiast wewnątrz budziła odrazę swoim charakterem.

- Margaret, proszę. Kiedyś przejmie fortunę, więc musi wiedzieć, jak kontynuować spisane dziedzictwo.

- Niech lepiej uczy się szybko, bo zaraz zacznie się przedstawienie.

Jak na zawołanie do przestronnego pokoju wpadła z hukiem pchnięta osoba. Upadła momentalnie na ziemię i przywarła do niej całym ciałem, nie mogąc podnieść się o własnych siłach. Tuż za nią maszerował Żołnierz o lodowacącym spojrzeniu i jego przełożony, który dumnie kroczył w miejsce zebrania.

- Przepraszam za tak długie wyczekiwanie – odezwał się stwarzającym strach ostrym jak brzytwa tonem głosu. Poprawił frak swojej marynarki i ruszył na przód, zagłębiając się w pomieszczeniu.

Podszedł do wielkiego, mahoniowego biurka, które stało między dwoma małymi szafkami. Przysiadł na jego krawędzi i przyjrzał się zgromadzonym z wyższością.

- Możesz zaczynać – skierował swój rozkaz do Żołnierza, który jak na zawołanie stanął przy leżącej kobiecie.

Uniósł ją na wysokość oczu zebranych. Obraz jaki zobaczyli był wręcz stwarzający ból. Zdawało się jednak, że tylko najmłodszego z nich, przyszłego dziedzica, poruszył tenże widok. Odwrócił wzrok, za co został momentalnie skarcony przez swojego ojca.

Na twarzy poszkodowanej znajdowały się liczne zadrapania i odłamki drzazg, którymi została trafiona podczas wybuchu. Włosy straciły swój wcześniejszy odcień przez pokrycie się popiołem. Cały ubiór wyglądał mizernie tak jak ona sama. Poszarpana bluzka, a gdzie nie gdzie braki sporych kawałków materiału. Bose stopy były całe pokryte w krwi ofiar i brudzie.

Jęknęła, czując rwący ból, który dochodził wprost ze ściskanego ramienia. Nawet chłód metalu nie zdawał się ostudzić jej rozgrzanego ciała. Teraz był jedynie wrogiem.

- Emma Clemons, szpieg, który zawiódł – Aleksiej zabrał głos. – Co masz na swoje usprawiedliwienie?

Teraz

Zapach świeżo zaparzonej kawy rozniósł się po całym pomieszczeniu, powodując zadowolenie czekających klientów. Pomimo iż ruch nie był duży, to pracownicy mieli nie lada wyzwanie, aby zdążyć z zamówieniami gorących napojów, które napływały z coraz to większym rozmachem.

Starannie namalowane róże na czarnej ścianie idealnie wpasowywały się w czerwony kolor stolików, między którymi lawirowali kelnerzy z tackami pełnymi słodkości. Pracownicy przechodzili z punktu A do punktu B, którym było wejście za barek stojący tuż przy zielonkawej ścianie. Na półkach zawieszonych na całej jej objętości znajdowały się przeróżne ciasta i smakołyki, z których szczycił się ten biznes tętniący życiem.

DisharmonyWhere stories live. Discover now