Do jej uszu docierały ciche rozmowy osób znajdujących się w pomieszczeniu. Nie otworzyła oczu, ponieważ wydawały się, jakby ważyły kilka ton. Z tyłu głowy czuła ciągły ucisk i zbierające się ciśnienie, które nie ustępowało. Do jej ciała były przyczepione rurki, które doprowadzały kroplówkę mającą niby pomóc, czego w ogóle nie wyczuwała. Ruszyła ręką, co sprawiło jej niemiłosierny ból. W końcu po wielkich staraniach otworzyła oczy. Białe światło błyskawicznie poraziło ją, dlatego przymknęła lekko powieki.
- Drugi raz w ciągu kilku dni? Chyba się starzejesz. - Chris siedzący obok niej, zaśmiał się cicho pod nosem.
W jego oczach mogła zobaczyć iskierki szczęścia. Wiedziała, że zareagował tak na jej wybudzenie. Usiadł na krześle umiejscowionym przy łóżku i oparł obie dłonie o krawędź materaca.
- Wybacz, nie mogłam się powstrzymać. - Na jej twarz wstąpił grymas bólu, czując jak rana na wardze z każdym słowem zostaje podrażniona.
- Miałaś na nas poczekać. - Zrezygnowany opuścił głowę i zaczął wpatrywać się tępo w swoje ręce.
Dopiero teraz miała okazję przeanalizować jego zachowanie. Wykazywał nadmierne zmęczenia, jakby od kilku dni nie robił nic, oprócz siedzenia przy jej łóżku. W końcu nie wiedziała ile była nieprzytomna, ale czuła, że mężczyzna nie odpuszczał jej na krok, chociaż wiedział, że w siedzibie jest bezpieczna.
- Miałam czekać na to, aż przywleczecie swoje tyłki i mi pomożecie? Wiesz, że nie lubię tak działać – odparła, cmokając w poirytowaniu.
- I patrz, gdzie przez to wylądowałaś – powiedział, unosząc swój głos.
Zmarszczyła brwi i spojrzała na jego przemęczoną twarz. Miał racje. Mogła chociaż raz zrobić to jak należy, poczekać na nich. Była, jednak zbyt nabuzowaną adrenaliną, żeby myśleć o tak istotnych sprawach. Działała bez zastanowienia. Stracili przez to cel, który mógł ich doprowadzić do rozwiązania całej sprawy raz na zawsze. Czy czuła się winna? Nie nazwałaby tak tego. Czuła się źle, ponieważ sama nie mogła poradzić sobie z zadaniem. Chciała być samodzielna, tak jak nauczyła się tego od jej młodzieńczych lat. Nie przemyślała jedynie, że będzie potrzebować kogoś do ratunku i to ją zgubiło.
- Przepraszam – wypaliła szybko, unikając jego palącego wzroku.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę to z twoich ust. Czuję się zaszczycony – powiedział z nutką rozbawienia w głosie.
- Oh, zamknij się, bo to cofnę – wysyczała, podśmiewając się pod nosem.
**
Jego wojskowe buty uderzały rytmicznie w czarne kafelki, które z każdym nadepnięciem zbliżały się do nieuchronionego rozpadu. Korytarz jaki go otaczał był oświetlany przez dwie zwisające z sufitu pożółkłe żarówki. Musiał wytężyć wzrok, aby trafić bez pomyłki do jego celu. Korytarz był długi, a ilość drzwi i sekretów jakie za nimi się znajdowały, przerażały nawet jego. Za każdym krył się tylko ból i cierpienie. Właśnie zmierzał do jednego z takich pomieszczeń.
Otworzył mosiężne wejście i wszedł do środka. Wszystkie spojrzenia zostały skierowane wprost na niego, wypalając w nim dziurę zaciekawienia zebranych. Przeszedł obojętnie obok ludzi i stanął w rogu. Dźwięk rozmów, ponownie wypełnił całe pomieszczenie. Ściągnął ze swojej twarzy czarną maskę i zaciągnął się nieświeżym powietrzem. Jedyne co poczuł to zapach stęchlizny zmieszany z alkoholem.
Przy jego boku stanął strażnik, który nakazał mu złożyć broń. Coś w środku niego hamowało jego ruchy. Nie chciał tego robić, czuł, że musi się stąd wydostać, ale jakaś wewnętrzna siła wykonała rozkaz i po chwili stał zupełnie bezbronny. Wątły doktor podszedł do niego i drżącymi rękoma złapał za ramię. Posadził go na krześle i nakazał zdjąć górną część ubrania. Do zagłębienia w zgięciu jego ręki zostały przyczepione dwie rurki, które wprowadzały kroplówkę. Położył swoją głowę na oparciu krzesła, a jednej nodze pozwolił zwisać bezwładnie z siedzenia.

YOU ARE READING
Disharmony
FanfictionDemetria Vasilieva operuje jednym z wielu oddziałów organizacji S.H.I.E.L.D. Na co dzień mierzy się z przeciwnościami losu i potworami, jakie kryją się głęboko zakorzenione w ludziach. Nie wierzyła, że ktoś może wybiegać poza skalę okrucieństwa, ja...