Mówią na to działaniem w amoku. Niepamięć zalega w ostatnich czynnościach, jakie się zrobiło. Ludzie wpadają w szał, niszcząc na swojej drodze każdą wadzącą rzecz. Może być nią nawet człowiek, który teraz zdawał się nie być nawet zaskoczony jej reakcją. Obrona z jego strony nie była nawet zainicjowana, pozostał mu jedynie dźwięczny śmiech, który kierował wprost w jej twarz. To drażniło ją jeszcze bardziej, a żądza jaka teraz w niej buzowała, nie była świetnym połączeniem z jego zachowaniem.
Wszystko prowadziło do prostego w odczytaniu werdyktu, jednak trzask drzwi i tuzin kroków wybudził ją z okropnego stanu. Odskoczyła do przeciwległej ściany, przylegając do niej plecami. Przyglądała się poczynaniom strażników, którzy okrążyli jej skulone w kłębek ciało. Wyglądała tak niewinnie i nowo przybyły nie byłby w stanie osadzić ją o czyn, który przed chwilą wykonała, jednak krew na całych dłoniach niszczyła ten wizerunek.
Dwóch z umundurowanych mężczyzn skuło ją w grube kajdany i złapało za ręce, niemalże ciągnąc za sobą w stronę celi.
Cała droga przez zawiłe korytarze wyglądała jak ostatni spacer skazańca. Każde spojrzenie, które skrzyżowało się z jej, kryło za sobą obrzydzenie i niezrozumienie. Ludzie czasami szeptali różne obelgi w stronę domniemanej zabójczyni ich szefa.
Wszystko wchłaniała w siebie niczym kąpielowa gąbka wodę. Każde słowo wywierało na jej skórze skazę, której nie była w stanie się wyzbyć. Chciała wykrzyczeć kłamstwa, jakie wpojono im niepostrzeżenie. Nikt by jej nie uwierzył, bo kłamstwo wypowiedziane wiele razy w końcu musi stać się prawdą. A prawdą okazała się jej zdrada, jednakże nie wobec S.H.I.E.L.D., jak większość przypuszczała, a wobec Gorbunova, któremu przyrzekła kiedyś doprowadzanie każdej sprawy do końca. Zawiodła go.
••
Leżała na zimnej posadce niezliczoną ilość czasu, próbując poukładać w głowie ostatnie godziny, jakie sprowadziły ją do tego miejsca. Za drzwiami słyszała kłótnie i głośny stukot butów, wskazujący na poruszanie się dużej ilości osób. Dałaby sobie nawet rękę uciąć, że usłyszała Chrisa, który domagał się wejścia do niej. Jednakże żadna interakcja z nią nie została wykonana do czasu, aż drzwi otworzyły się, ukazując w przejściu niska kobietę.
- Narozrabiałaś – szepnęła prawie niesłyszalnie, w międzyczasie siadając na krześle, jakie stało w rogu pokoju. Jej ruchy były kompletnie wycofane, jakby nie chciała złapać żadnego kontaktu z niedawnym dowódcą oddziału, którym była Demetria.
- Mówisz, jakby cię to zdziwiło – odparła, beznamiętnie wpatrując się w skute metalem dłonie. – Proszę powiedz, że im nie wierzysz – szepnęła błagalnie i podciągnęła się na łokciach, aby zmierzyć się wzrokiem z przybyłą. W głębi duszy ufała własnym instynktom i czuła, że mało kto z natury jest zły. W tej chwili wiedziała jedynie tyle, że Emma nie należy do grona ludzi, których powinna się obawiać.
- Wiem, że nie zabiłaś Gorbunova – odparła, przybierając zmartwiony wyraz twarzy. – Ale wiem też, że sprzeciwiasz się ich nakazom.
- Pamiętasz, jak zadzwoniłam do ciebie wczoraj? Prosiłam o pomoc – przerwała, aby nasłuchać dźwięków zza ściany, które na czas ich rozmowy zdawały się ucichnąć. – Mniejsza o to... Spotkałam wtedy Aleksieja. Nie jest typem, który należy do tych dobrych. Ma powiązanie z Hydrą i nie możesz mu ufać – powiedziała tonem, który był aż przesiąknięty do korzeni swoim błaganiem.– Proszę cię o pomoc. – Mrugnęła kilka razy, aby odpędzić od siebie krople łez, które usilnie próbowały zebrać się w kącikach jej oczu.
Emma wstała z siedzenia i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu, które poprzez nieumeblowanie nie pozwalało na zawieszenie wzroku na jakiejkolwiek rzeczy. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę, próbując zebrać myśli, które i tak wydawały się jej zbytnio chaotyczne i kompletnie nieznajome nawet dla niej samej.

YOU ARE READING
Disharmony
FanfictionDemetria Vasilieva operuje jednym z wielu oddziałów organizacji S.H.I.E.L.D. Na co dzień mierzy się z przeciwnościami losu i potworami, jakie kryją się głęboko zakorzenione w ludziach. Nie wierzyła, że ktoś może wybiegać poza skalę okrucieństwa, ja...