Rozdział 2 - Melisa

3.1K 72 11
                                    


Hej Kochani Zapraszam do czytania. Zostaw Gwiazdkę!


*Melisa*

Ciepłe, majowe słońce rozgrzewałoby moje chłodne ciało. Jednak mury szkoły do, której chodziłam były grube, bynajmniej nie stanowiły ciepłego oraz przytulnego miejsca i na pewno nie były zbiornikiem promieni słońca.  Był to jeden w minusów wybranego przeze mnie rok temu liceum. Kochałam słońce. Kochałam czuć jego promienie. Kochałam patrzeć jak rozświetla każdy dzień. Było to moje małe dziwactwo.
- Melisa Montgomery! - wyrwał mnie z rozmyśleń głos nauczycielki. Rozejrzałam się szybko, po czym pobiegłam do biurka chwytając mój egzamin z angielskiego. Usiadłam na miejsce spoglądając na pracę.
- Rose Martin! - wykrzyczała sorka. Moja przyjaciółka powoli wstała z krzesła i ruszyła po test. Już po chwili czarnowłosa siedziała koło mnie.
- Otwieramy? - zapytała. Pokiwałam głową. Dziewczyna przerzucała kartki, szukając karty odpowiedzi. Po chwili uśmiechnęła się promiennie. - Mam B, czyli cztery.
- Gratuluję. - odpowiedziałam. Teraz ja, zaczęłam przewracać strony arkusza. Serce biło mi tak szybko, że pędzące metro by go nie dogoniło. To był ważny dla moich rodziców test. Dlaczego? Jako córka znanych prawników, a w ich oczach ich następczyni, musiałam doskonale się uczyć. Nie ważne, że do matury mam jeszcze 2 lata. Teraz pewnie pomyślisz - fajnie ci, masz ustawione życie i zawód. Problem w tym, że ja mam inne marzenia, którym poświęcam czas. Wracając. Przewracałam kartki gdy nagle w moje ręce trafiła szukana kartka. Zerknęłam na ocenę. B+
- Melisa, świetnie! - krzyknęła Rose. Pół klasy popatrzyło się na nią z zaciekawieniem. Ona jednak nie bardzo się tym przejmowała.
- Zdecydowanie świetnie. - stwierdziłam ucieszona. Po chwili zadzwonił dzwonek. Zaczęłam pakować swoje rzeczy, gdy nagle koło mojej ławki stanął dobrze znany mi chłopak.
- Cześć kochanie - powiedział blondyn.
- Hej Mike. - przywitałam się, po czym cmoknęłam go w policzek.
- Zabierasz się z nami? - zapytał.
- Jasne. Tylko wezmę rzeczy z szafki. - odparłam.

Po kilku minutach staliśmy już na parkingu przed szkołą. Chłopak obejmował mnie w pasie, a drugą ręką gładził mnie po włosach. Znałam Mike od zawsze. Był wysoki, umięśnionym blondynem. Miał mały, srebrny kolczyk w nosie i mały tatuaż na nadgarstku. Był to ptaszek w klatce. Zawsze twierdził, że póki nie skończy szkoły to bd właśnie jak ten ptak - zniewolony. Zaczęliśmy chodzić jeszcze 1,5 roku temu, za nim postawiłam stopy w liceum. On był wówczas w pierwszej klasie w tej szkole. Przez ten czas moje życie stało się wspaniałe. Zapomniałam o moich sfiksowanych rodzicach i o ich szalonych wymaganiach. No i oczywiście o tej tragedii z przed dwóch lat. Ale może o tym kiedy indziej.
Po chwili zobaczyliśmy czarne BMW, które powoli wjeżdżało na parking. Uczniowie wychodzący akurat ze szkoły z podziwem i z zazdrością patrzyli na piękne auto. Tymczasem Mike pociągnął mnie w stronę samochodu. Chłopak podbiegł i otworzył mi drzwi. Podziękowałam i weszłam do środka.
- Cześć Zayn! - przywitałam się.
- Siema Melisa. Elo bracie - odpowiedział chłopak, kiedy Mike usiadł kolo mnie. - Podjedziemy jeszcze po Kim, ok?
- Jasne. - odpowiedzieliśmy zgodnie. Samochód ruszył wyjeżdżając z terenu liceum. Przyjrzałam się Zaynowi. Był przeciwieństwem swojego brata. Miał gęste czarne włosy, tatuaże na rękach, wyrzeźbiony tors. Nie nosił białych koszulek i obdartych spodenek, lecz skórzane kurtki.
- Melisa, jak twoje plany? - zapytał chłopak. Popatrzyłam na niego zmieszana. - Dalej chcesz być modelką?
- Oczywiście, że ona chce - odezwał się za mnie Mike. - Gorzej z rodzicami.
- No, niestety to prawda. - odpowiedziałam.
- Młoda wiesz, że w mieście są castingi.
- Jakie castingi? - zapytałam zaciekawiona.
Zayn uśmiechnął się.
- Na modelki. Można przynieść portfolio, ale na miejscu i tak robią ci zdjęcia. - wyjaśnił. Nagle samochód zatrzymał się, a do środka wpadła podekscytowana Kim. Dziewczyna miała piękne, długie brązowe włosy, nosiła okulary, ale była jedną z nielicznych osób, na których one dobrze wyglądały.
- Melisa! Nie uwierzysz! - krzyknęła.
- Już jej powiedziałem. - skwitował jej chłopak. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę.
- A ty skąd wiesz?!
- Na uczelni o tym trąbią. Każda panienka chce tam iść.
- Młoda, musisz iść! Na pewno Cię przyjmą.
- Sama nie wiem. Co na to moi rodzice..? - odezwałam się.
- Taka szansa się nie powtórzy. - przekonywała.
- Kim ma rację. Idź. - powiedział łagodnie Mike.
- A moi rodzice? - zapytałam smutno.
- Jak się spodobasz i cię wybiorą to wtedy im powiesz - rzekł Zayn.
- Nie głupi pomysł - uśmiechnęłam się.

Już po chwili znajdowaliśmy się pod moim domem. Była to wielka, biała willa, ogrodzona niewysokim murem. Samochód zajechał pod bramę i stanął.

- Dzięki Zayn. Pa Mike - pocałowałam chłopaka. - Kim zgadamy się.

Wszyscy pomachali mi na pożegnanie.

Kiedy weszłam do domu uderzył mnie zapach naleśników. Powiesiłam rzeczy na wieszaku i udałam się do kuchni. Zastałam tam naszą gosposię.

- Hej Helen - powiedziałam siadając przy małej wysepce  między kuchnią, a jadalnią.

- Cześć skarbie. Zrobiłam naleśniki. Masz ochotę?

- Jasne! - krzyknęłam. Starsza pani podała mi pancakesy z bitą śmietaną i truskawkami. Zabrałam się za jedzenie. Przeżuwając kolejne kęsy wyciągnełam telefon i otworzyłam przeglądarkę. Postanowiłam wejść na stronę tego konkursu. Zaczęłam szukać odpowiedniej witryny jednak niczego konkretnego ni znalazłam. Nabijając truskawkę na widelec wybrałam numer mojej starszej przyjaciółki.

- Co tam młoda? - odezwała się. Usłyszałam cichy śmiech Zayna.

- Kim kiedy jest ten casting? - zapytałam. Poczułam na sobie spojrzenie Heleny.

- Dzisiaj o 18.00. Masz ubrać sukienkę czy coś takiego. - powiedziała.

- Spoko. Dzięki. - opowiedziałam i rozłączyłam się.

- Co panienka kombinuje? - zapytała zaniepokojona gosposia.

- Nic Heleno. Nie martw się. Idę do Kim. -skłamałam. Podziękowałam za obiad i pobiegłam do swojego pokoju. Od razu weszłam do garderoby i zaczęłam przeglądać sukienki. W końcu zdecydowałam się na jasno granatową, zwiewną, lekko opinającą w talii, na szerokich ramiączkach sukienkę. Do tego założyłam złoty wisior i zrobiłam lekki make up.  Wyszłam z pomieszczenia i zerknęłam przelotnie w lustro. Zobaczyłam w nim dziewczynę z lekko pofalowanymi, jasno-brązowymi włosami. Idealnie gładka twarz, spore piersi. Idealne proporcje ciała. To byłam ja.

Wzięłam torebkę i zeszłam na dół.

- Wychodzę! - krzyknęłam.

- Panienko! - odezwała się Helena. - Dzwonili pańscy rodzice wrócą jutro.

- Domyśliłam się. - odparłam zakładając ramoneskę.

- Prosili by przypomnieć panience, że jutro wychodzicie na kolacje, z okazji rocznicy Avy.

- Wiem. - powiedziałam. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Pod bramą czekała już zamówiona wcześniej taksówka.

- Na Backsword proszę. - powiedziałam. Taksówka ruszyła w drogę.


SprzedaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz