*Alison*
Obudziłam się w zupełniem innym miejscu niż zasnęłam. Przypomniał mi się facet, który mnie zaatakował. Co to kurwa miało być? I gdzie ja kurwa jestem?
- Jesteś... - usłyszałam. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Był podobny do tych, w naszym klubie, ale różnił się kolorami. Jednak nie miałam problemu, by powiedzieć gdzie jestem. Drugi klub mojego ojca. Spojrzałam na dziewczynę wypowiadającą te słowa.
- Znam Cię. - powiedziała. - Byłaś w klubie w Waszyngtonie.
- Zgadza się. - przytaknęłam.
- Co ty tu robisz? Zaczęłaś pracować?
- Nie. Doszło do pomyłki. - wyjaśniłam. - Nie orientujesz się może, czy Andy jest w klubie?
- Pojechali wczoraj w nocy. - odezwała się. Ze zmartwieniem pokiwałam głową. Na szczęście znają mnie tu. Przy odrobinie szczęścia wrócę jutro do domu. Spojrzałam na moją współlokatorke. Była wysoka, miała ciemne lekko kręcone włosy, niebieskie oczy. Była na prawdę ładna.
- Nie zdążyłam Ci podziękować. - powiedziałam. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Kiedyś się odwdzięczysz.Był późny wieczór. Siedziałam przy barze w klubie i patrzyłam jak Melody i Anastasia wywijają na rurach. Napaleni faceci gwizdali, popijając drink za drinkiem.
- Młoda, daj mi 15 minut i już idziemy do domu. - powiedział David zza baru. Już jako 16-latek pomagał ojcu w obsłudze klubu. Kiedy jednak było dużo pracy, a mało ludzi mnie też angażowali do pomagania. Poprzedniego wieczoru jednak przywieźli nowe, a ani Andy'ego ani Philipa nie było na miejscu, więc sami wszytko ogarnialiśmy.
- Dobra. - odpowiedziałam. Chłopak zniknął na zapleczu, a już po chwili do baru zatoczył się jakiś nawalony facet. Spojrzał na wówczas 15-letnią mnie i zagwizdał. Potem wstał i chwycił mnie za łokieć.
- Spierdalaj. - powiedziałam, ale facet uderzył mnie tylko w policzek.
- Idziemy się pieprzyć. - wybełtach. Już mieliśmy wychodzić, kiedy nagle jakaś dziewczyna rozbiła mu szklankę na głowie. Facet krzyknął, ochrona wleciała jak na wezwanie. Wyprowadzili moją wybawczynie, a Dawid ewakuował mnie z miejsca wypadku. Potem dowiedziałam się, że została solidnie ukarana. Następnego dnia jednak opowiedziałam Dawidowi co się stało, ale ten nic nie zrobił.- Mieszkasz sama? - zapytałam.
- Tak się złożyło.
- Co u Melody? - nagle twarz dziewczyny zbladła.
- Melody... jej już tu nie ma. - odparła. Nie musiała tłumaczyć. Doskonale wiedziałam co to znaczy. Melody zawsze była bardzo kłótliwa i wybuchowa. Krążyły plotki, że zamierza zacząć odwet. Podburzała inne dziewczyny. Ojciec pewnie ją zlikwidował. Nigdy do końca nie wierzyłam w morderstwo. Licytacje, wyprowadzka, odseparowanie, ale nigdy nie śmierć. Nie wierzyłam, że mógłby zabić jedną z dziewczyn albo pracownika. Po prostu nie wierzyłam. Pokiwałam głową i położyłam się na łóżku. Nie było sensu walić w drzwi czy krzyczeć. I tak ktoś przyjedzie po nas - kiedyś.
- Chcesz zagrać w karty? - zapytała moja współlokatorka. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się. Odkryłam właśnie co robią dziewczyny kiedy nie śpią. Wstałam i podeszłam do niej. - W co umiesz grać?
- Alison, tylko Remik - zaśmiała się. Przetasowała karty i rozdała po 14. Ona już od początku mnie zadziwiała. Tak na prawdę miała twardą dupe i nigdy się nie załamywała. Pogodziła się z sytuacją, w jakiej się znalazła.
- Wygrałam - zakomunikowała i niczym małe dziecko klasnęła radośnie.
- Dobra jesteś - stwierdziłam.
- Nie. Po prostu się nie skupiłaś.
Nagle drzwi otworzyły się i do środka wpadł facet, z którym niedawno walczyłam.
- O jesteś. Nareszcie. Wybaczam Ci ten katastrofalny błąd, a teraz odwieź mnie do domu.
- Coś ty szmato powiedziała?
- Uważaj jak do mnie mówisz - wycedziłam. Facet podszedł do mnie i złapał mnie za włosy.
- Jestem tutaj szefem. I mam dość twoich wybryków suko. Postawie Cie przed Panem Panów. A na razie masz się przygotować na wieczór. Niech jeszcze na tobie zarobią. - zaśmiał się. Po chwili opuścił pokój.
- Alison nic Ci nie jest? - zapytał.
- Gdzie tam. Ten gnój jeszcze nie wie z kim zadarł.*Izzy*
Siedział w moim gabinecie na komendzie w Polsce. Transport ciała mam z głowy. Amy pojechała do rodziny. Teraz tylko muszę znaleźć ludzi, którzy są odpowiedzialni za jej śmierć. Wrzuciłam dokumenty do szuflady. Nagle drzwi się otworzyły i do mojego gabinetu wpadła kobieta, z którą rozmawiałam kilka dni temu o jej zaginionej córce.
- Przepraszam bardzo Agentko Greefin. Chciałem ją zatrzymać, ale uparła się, że musi wejść. - wydyszał gruby policjant. - Chyba muszę iść do pielęgniarki.
- Proszę, niech Pani wejdzie. - wskazałam ręką krzesło. - W czym mogę pomóc?
- Są jakieś ślady, tropy? Niech mi Pani powie kiedy zobaczę córkę.
Westchnęłam i oparłam się o fotel.
- Pani Sworst...
- Kristina...
- Pani Kristino. Nie chcę Pani oszukiwać. Amerykanie nie lubią kłamać. Nie mamy nic. Nie jestem w stanie Pani nic powiedzieć.
- To znaczy, że moja córka zniknęła z powierzchni ziemi, a wy nic nie zrobicie????
- Och, proszę się uspokoić. Chcę odnaleźć Hane, ale to nie będzie proste. Dziewczyny, które są porwane, rzadko wracają do domu.
Kobieta rozpłakała się. Nie byłam sobie w stanie wyobrazić co przeżywa.
- Proszę - podałam jej chusteczki. - Mogę Pani obiecać, że zaangażowane będą wszelkie możliwe służby. Jestem z FBI, naprawdę chcę Pani pomóc.
- To niech ją Pani znajdzie.Witajcie! Kolejny rozdział! Pozdrawiam was serdecznie i dzięki za 1000 wyświetleń. <3
CZYTASZ
Sprzedane
Mystery / ThrillerMarihuanę można sprzedać i wykorzystać tylko raz. Z dziewczynami jest inaczej. Bezkonkurencyjny sposób by zarobić wielkie pieniądze. Co roku na świecie porywane są setki niewinnych dziewcząt, zmuszonych do uprawiania seksu za pieniądze. Wiele z nich...