rozdział 7

24 2 0
                                    


Dziewczyna weszła do salonu. Ja zamknąłem drzwi i oparłem się o ścianę dzielącą salon od kuchni. Patrzyłem na nią i zastanawiałem co mam jej powiedzieć. Przyznac się że wiem już o niej wszystko co powinienem? Z jednej strony co mi zależy, przecież ona jest dla mnie obca i dlaczego miałbym ją chronić? A z drugiej strony...no własnie... Jest w niej coś co mnie do niej ciągnie. Nie potrafie tego wytłumaczyc co sie ze mną dzieje kiedy ją widze, kiedy jest obok mnie i patrzy swoimi pięknymi oczętam.Jeszcze chwile wczesniej byłem wściekły na nią, że tak mnie oszukała a na siebie że tak sie dałem wrobic. Teraz kiedy ona tu jest, ta cała złość minęła. To takie dziwne uczucie... Kurwa o czym ja myśle! Przecież ona ma dopiero siedemnascie lat...Szlak!

- Dobrze sie czujesz?- przyglądała mi się uważnie.

- Co...yy tak- ocknąłem się- tak tak, a dlaczego pytasz?

- Bo tak dziwnie na mnie patrzysz i nic nie mówisz.

- Poprostu zastanawiam się co tu robisz?- wymyśliłem szybko.

- Ta, wiem że ostatnio troche przegięłam przepraszam Cię za tego liścia- powiedziała, a ja widziałem na jej twarzy smutek.

- Spoko, nie było tak boleśnie- zakpiłem.

- Dobra, sorry że wogóle przyszłam- burknęłą szybko, kierując się ku wyjściu.

- Hej hej- zatrzymałem ją- To ja powinienem cie przeprosic za to głupie zachowanie.

Spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami, w których widziałem smutek i jednoczesnie gniew. Chciałbym z nich wyczytac wszystkie jej myśli.

- Chciałbym Ci pomóc ale musisz mi na to pozwolić- zacząłem- Ciągle wpadamy na siebie lub Ty przychodzisz do mnie, a ja nadal o Tobie nic niewiem i chce zrozumiec o co w tym wszystkim chodzi. -wytłumaczyłem.

-Nie potrzebuje pomocy- oznajmiła.

- Ale ja widze, że tak, tylko że nie chcesz sie do tego przyznac- zaprzeczyłem.

- Nic o mnie niewiesz...- przerwała.

- Więc mi powiedz.

Spuściła wzrok i usiadła na kanapie opierając łokcie na kolanach, zakrywając dłońmi twarz. Czekałem aż cokolwiek mi odpowie bo wiedziałem, że chce ale boi się. Wiem że glina to nie najlepszy psycholog i ngdy wczesniej nie spotkałem sie z taką sytuacją, że jakaś obca dziewczyna mnie nachodzi. Co bardzo mi sie to podobało bo bardzo chciałbym jej pomóc. Ciekawiła mnie jej osoba i pragnąłem czegos sie o niej dowiedziec, choć z akt które dostałem widziałem chyba juz wszystko na jej temat.

- Chciałałabym- w końcu sie odezwała- ale to nie jest takie proste.

- Domyślam sie- powiedziałem opierajac sie o ściane i przyglądając sie jej.

- Wtedy w klubie stanąłeś w mojej obronie, chociaż nie musiałes bo Karol jest moim kumplem i troche sie posprzeczaliśmy, ale spodobało mi sie to. Poprostu wydawało mi sie, że możesz mi pomóc, ale cholera Ty jestes gliną...

- I co...?- zapytałem, przerywając jej.

- Jak można zaufac gliniarzom?- zapytała jakby siebie.

- Może czasem można- powiedziałem.

- Jasne- burknęła pod nosem

- Ale mimo to nadal tu przychodzisz? zapytałem.- Mam rozumieć, że mój urok osobisty tak na ciebie działa? zasmiałem sie

- Ta jasne , nie pochlebiaj sobie - przewróciła oczami

- Tylko, że mnie nie pociągają takie małolaty- rzuciłem po czym żałowałem.

Serio? Pomyslałem.

- O co Ci chodzi? - zapytała zdezorientowana, po czym nagle jej wzrok przykuło uwagę na cos co leżało na stoliku.

Kurwa... akta.

- Skad to masz?!- szybko przerzuciła kartki- Nie to nie mozliwe, nie możliwe- mówiła z niedowierzeniem, a ja zrozumiałem że popełniłem własnie błąd, pozwalajac żeby to zobaczyła. Musiałem ją jakoś uspokoić.

- Nie wierze jak mogłam byc taka głupia!- rzuciła ze złości próbujac znówu uciec alą ja złapałem za ramiona chcąc ją zatrzymac .- Ty cholerny glino! Pusc mnie- krzyczała.

Teraz widziałem w jej oczach gniew i nienawiść. Źle zrobiłem i trzebabyło to jakoś jej wytłumaczyc zanim zbudzi wszystkich mieszkanców w kamiennicy.

- Uspokój się wariatko- potrząsnąłem nią, ale dziewczyna mnie nie słuchała.

- Jestes pojebanym hujem, zostaw mnie!- krzyczała, szarpiąc się.

- Zamknij się bo jak Boga kocham- traciłem już cierpliwosc

- To co?! Zastrzelisz mnie?!- zapytała krzycząc- Prosze! Strzelaj kretynie!- podniosła ręce poddając się.

- Przestan, kurwa!- w koncu zakryłem jej usta w ten sposób uciszając ją.

Patrzyła na mnie ze wsciekłością i łzami w oczach. Widziałem różne rzeczy ale zeby taka drobna kobietka miała tyle siły w gniewie. Ledwo ja powstrzymywałem by mnie nie uderzyła. Próbowała takze ugryzc rekę którą przytkałem jej usta, ale nie udało jej sie.

- Uspokój się, ok?- patrzyłem jej w oczy, które po dłuższej chwili zaczęły łagodniec.- Usiądziemy i pogadamy ale musisz sie uspokoić.- łagodnym głosem wyszeptałem.

Poczekałem jeszcze chwile, po czym dziewczyna mrugnęła powiekami przy tym kiwiąc głową że sie zgadza. Wtedy odsunałem reke z jej ust. Była jeszcze zła ale juz spokojna. Usiadła na kanapie a ja stanąłem naprzeciw niej, zastanawiajac sie od czego zacząc.

- To sa tylko jakies głupie kartki- zacząłem, wskazujac na akta.- Niewazne co w nich pisze i co inni o tobie myślą. Wazne jest to że chcesz się zmienic i być lepszą osoba niż dotychczas, bo z pewnością chcesz i chce Ci pomóc, ok- zapytałem.

- Po co?- wzruszyłą ramionami.

- Chcesz, bo inaczej bys tu nie przychodziła- usiadłem obok niej.- Mam rację?

- Może- cicho powiedziała, patrząc przed siebie.

- Musisz wrócic do szpitala...

- Nie nie nie - przerwała wpadając znowu w panike- Nie tylko nie tam, nie!

- Dobra cicho, uspokój sie- złapałem ją za ramiona, obracając w swoją stronę.- Dlaczego stamtad uciekłas?- zapytałem łagodnie.

- Nie chce tam wracac, prosze- błagała a w jej oczach zobaczyłem łzy, które zadziałały na mnie jak piorun. - Wszedzie tylko nie tam, prosze.

Nie wiedziałęm co teraz zrobic. Czy zawieżc ją tam nie zwracajac na jej błagania, czy poprostu wysłuchac jej i zastanowic sie nad innym rozwiazaniem. Bede musiał porozmawiac o tym z Kacprem kiedy wróci, bo to przeciez on był jej psychiatrą, a on z pewnością bedzie wiedział co z tym wszystkim robic. Z drugiej jednak strony czego tak panicznie boi sie Paula w tym szpitalu, ze tak strasznie boi sie tam wrócic. Wiem że takie miejsca nie sa przyjemne ale to jest dla jej dobra by wyzdrowiec.

- Dobra, już sie uspokój- popatrzyłem jej w oczy- dzisiaj zostaniesz tu na noc a jutro zastanowimy sie nad tym co dalej, w porządku?

- Dziekuje- wwiercała swoim wzrokiem we mnie z czułością a ja sie juz rozpływałem.

Uspokój sie idioto, przeciez to wariatka.

Pozwoiliłem jej spac w mojej sypialni a sam poscieliłem sobie w salonie na kanapie. Kiedy upewniłem się że już spi, połozyłem się tez , ale cały czas wracałem do naszej rozmowy i tego co sie wydarzyło. Co ja najlepszego robię? Jestem gliną a nie pomocą dla nie zrównoważonych psychicznie kobiet. Ta dziewczyna dziwnie na mnie działa i wiem że bede miał jeszcze przez nia kłopoty. W innym przypaku byłbym skurwysynem i nie dałbym sobie takimi rzeczami zawracac głowy, ale przy niej jestem jakis inny.

Kurwa...

ZielonookaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz