ROZDZIAŁ 1

1K 35 10
                                    

  Podróż na Baker Street dłużyła mi się niemiłosiernie. Od dwóch godzin siedziałam bezczynnie w taksówce, czekając na spotkanie ze słynnym detektywem geniuszem i jego nudnym bratem ważniakiem. W myślach próbowałam ułożyć sobie mowę powitalną. Niestety nie wiedziałam, co powiedzieć niewidzianym od 10 lat kuzynom. Co prawda wysyłaliśmy sobie kartki świąteczne dwa razy w roku, ale to nie to samo, co spotkanie twarzą w twarz po tak długiej rozłące.

  Ostatni raz widzieliśmy się, kiedy miałam 13 lat. Nie jest to miłe wspomnienie, ponieważ okoliczności dotyczyły pogrzebu mojego ukochanego taty.

  Był on policjantem. Zmarł podczas ścigania groźnego przestępcy. Jimmie Parker zabił wtedy wiele osób, więc nietrudno było mu strzelić również w mojego ojca, kiedy ten po 3 latach wpadł na trop nieuchwytnego zabójcy. Mimo starań policjantów z Harlow oraz wielomiesięcznych poszukiwań, Parker nigdy nie został złapany. Jednakże 2 lata później jego zwłoki zostały wyłowione z rzeki przez przypadkowego rybaka. Morderca Parkera nie został jednak aresztowany.

  To właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że chcę zostać policjantką. Pragnęłam łapać wszystkich przestępców, takich jak Jimmie. Po skończeniu studiów policyjnych, mama namówiła mnie na wyjazd do Londynu, twierdząc, że mój talent bardzo przyda się londyńskiej policji. Chciała także, abym odnowiła kontakty z kuzynami, których ledwo pamiętam.

  I tak, na prośbę mamy, siedzę w taksówce prowadzącej mnie na Baker Street 221b. To właśnie tam umówiłam się na rodzinne spotkanie.

  Teraz, mijając zatłoczone ulice Londynu, pragnęłam wrócić do mojego przytulnego domku w Harlow, usiąść wygodnie w fotelu, poczytać ciekawą książkę i zajadać się ulubionym budyniem, który w dzieciństwie robiła mi mama.

  Jednakże kiedy taksówka zatrzymała się pod dużymi czarnymi drzwiami, na których widniał napis ,, 221b", wiedziałam, że nie ma już odwrotu i pora wrócić do rzeczywistości. Zapłaciłam za podróż i powoli udałam się do drzwi. Nim zdążyłam zadzwonić, usłyszałam kroki z wewnątrz budynku. Po chwili stanął przede mną dość niski mężczyzna z lekko siwymi włosami, ubrany w czerwony sweterek. Jego mina świadczyła o dosyć przyjaznym nastawieniu do osoby, którą miał przed oczami, czyli mnie. Jednak ja nie bardzo wiedziałam, co mam powiedzieć.

  - O witaj! Jestem John Watson, przyjaciel Sherlocka. Ty pewnie jesteś Jessie? - mówił dość spokojnie i w przeciwieństwie do mnie, wcale nie był zestresowany tą rozmową.

  - Jessie Cooper, miło mi. Czy...

  - Tak, Sherlock i Mycroft są na górze. Zaprowadzę cię.

  Z lekkich zawahaniem ruszyłam za Johnem do ciemnego holu. Wchodząc powoli po skrzypiących schodach, coraz bardziej się stresowałam. Ta chwila ciągnęła się niesamowicie. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Co prawda wcale nie chciałam tu przyjeżdżać, ale wiedząc, że za kilka chwil spotkam się z ludźmi, z którymi ostatni raz rozmawiałam na pogrzebie ojca, zaczęłam się bać. Spotykaliśmy się często przed pogrzebem, ale nigdy zbytnio z nimi nie gadałam. Nie mieliśmy wspólnych tematów, a poza tym żadne z nas nie miało ochoty zagadywać do tego drugiego.

  Gdy do moich uszu dobiegł dźwięk skrzypiec, na których jak mi wiadomo, grał Sherlock, zorientowałam się, że dotarliśmy do celu.

  Weszliśmy do dużego pomieszczenia. Po mojej prawej stronie stała błękitna kanapa, która zapewne służyła jako łóżko dla osoby, do której należał ten pokój, a widząc gazetkę wiszącą nad kanapą, z wycinkami z gazet, zdjęciami tajemniczych i kompletnie nieznanych mi osób, uznałam, że to pokój Sherlocka. To on był przecież tym wielkim detektywem, który wtrącał się w sprawy tajemniczych śledztw.

Komisarz Cooper - Zagadki LondynuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz