Zdjęłam kurtkę, gdyż w samochodzie było strasznie gorąco. Miałam nadzieję, że tam dokąd jedziemy również jest tak ciepło.
Jechaliśmy już ponad pół godziny. Alex zaczął się lekko niecierpliwić. Ja także trochę się denerwowałam. W końcu, czemu Peter przygotował niespodziankę dla mnie tak daleko od domu?
O godzinie 14:45 Wood sięgnął do schowka naprzeciwko mojego siedzenia i wyciągnął z niego zieloną apaszkę. Podał ją mnie, co mnie dosyć zdziwiło. Wzięłam chustę do ręki i spojrzałam na Petera.
- Załóż sobie na oczy. To niespodzianka. Nie chcę, abyś zobaczyła ją zbyt wcześnie.
- Już jesteśmy? - spytałam, wiążąc apaszkę na oczach.
- Blisko.
Po następnych pięć minutach dojechaliśmy na miejsce. Przynajmniej tak twierdził Wood, który podszedł do mnie i pomógł mi wysiąść z auta. Chwycił mnie za rękę i poprowadził do wyznaczonego celu.
Weszliśmy po kilku schodach do jakiegoś budynku. W środku było trochę zimno, a ja zostawiłam kurtkę w samochodzie. Zaczęłam się niecierpliwić i denerwować. W końcu szłam, sama nie wiem gdzie, ze zawiązaną opaską na oczach i chłopakiem, którego znałam dopiero od pięciu dni.
- Ufasz mi? - zapytał znienacka Peter.
- Y...tak, chyba tak. - Odpowiedziałam, choć lekko mnie to zaniepokoiło.
- No to zaraz przestaniesz. - Odparł ponurym głosem.
Już miałam coś powiedzieć, kiedy nagle poczułam na nadgarstku chłód metalu. Próbowałam zdjąć chustkę, ale węzeł na jej końcu mi to uniemożliwiał. Chciałam się wyrwać, ale po chwili było to niemożliwe. Pies zaczął szczekać i nerwowo skakać, lecz po paru sekundach szczekanie umilkło.
Wood podszedł do mnie i zdjął apaszkę zawiązaną na moich oczach, a to, co zobaczyłam, sprawiło, że zamarłam. Na mojej ręce widniały kajdanki, których druga część została przypięta do rury, która była przy ścianie. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy było ciemne i ponure. Wydawało mi się, że jesteśmy w jakiejś starej fabryce: ściany metalowe, ogromne rury przy ścianach i pełno kurzu i brudu.
Próbowałam wyrwać się, ale po jakimś czasie mój nadgarstek zaczął mnie boleć. Kiedy zrozumiałam, że ucieczka jest niemożliwa, przestałam się wiercić. Moja druga ręka nie była obezwładniona, toteż powycierałam nią łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach. Czułam się okropnie.
Zauważyłam, że mój porywacz usiadł na jednej z grubych rur i z uśmiechem na twarzy, przyglądał się, jak bezsensownie próbuję się wydostać.
Nagle zorientowałam się, że Alexa nie ma z nami. Znowu rozpoczęłam nieudaną walkę z kajdankami. Peter zaczął się głupio śmiać, a ja miałam ochotę, aby do niego podejść i przywalić mu w ten głupi, pusty łeb.
- Gdzie Alex?! - zapytałam, a Peter pogłębił śmiech. - Gdzie, do cholery, jest mój pies?!
- Biedna, mała Jessie. Zawsze bardziej martwi się o innych niż o siebie. - Ten facet coraz bardziej mnie irytował.
- Gdzie on jest?! - krzyknęłam.
Zapadła cisza. Po chwili Peter w stał i udał się w moim kierunku.
- Nic mu nie jest. Zamknąłem go w schowku.
Znów zaczęłam się wiercić. Jeszcze mocniej niż wcześniej. Po dłuższym czasie poczułam, że z mojego nadgarstka zaczęła spływać krew. Momentalnie ustalam.
CZYTASZ
Komisarz Cooper - Zagadki Londynu
Dla nastolatkówJessie Cooper kończy studia policyjne. Opuszcza spokojne Harlow i razem ze swoim psem, Alexem, jedzie do Londynu w poszukiwaniu pracy. Na miejscu ma się zobaczyć ze swoimi nieodwiedzanymi od dziesięciu lat kuzynami, Holmesami. Jak przebiegnie ic...