ROZDZIAŁ 11

219 10 0
                                    

  Kiedy stałam już przez białymi drzwiami do gabinetu szefa Charlie'ego, ogarnęła mnie panika. Poczułam jak umieszczony przy moim pasie pistolet i odznaka znajdująca się na mojej szyi nagle zrobiły się ciężkie. Naprawdę nie chciałam tego stracić. Marzyłam o tej pracy, odkąd mój tata został zastrzelony przez Jimmiego Parkera. To było moje marzenie, które nagle stało się rzeczywistością.

  Zapukałam niepewnie do drzwi, a kiedy usłyszałam ciche ,, Proszę", nacisnęłam klamkę. Charlie Robertson siedział na czarnym obrotowym krześle i spoglądał w stos papierów leżących na biurku.

  - To może ja przyjdę później. - Był zajęty. Nie chciałam mu przeszkadzać.

  - Nie, nie. Siadaj. I tak miałem po ciebie pójść.

  Wykonałam polecenie szefa, siadając naprzeciw niego na dość twardym i niewygodnym krześle. Spojrzałam na jego stopy wystające spod biurka. Miejsce niebieskich trampek zajęły czarne eleganckie lakierki, które o wiele lepiej komponowały się na nogach szefa niż ich poprzednicy.

  - Kiedy przebrał pan buty? - zapytałam zaciekawiona.

  - Jaki pan? Mów mi Charlie, tak jak inni, dla których wyglądam jak ich własny dziadek.

  Zaśmiałam się. Rzeczywiście przypominał staruszka. Był niski, miał siwe włosy, a na jego biurku dostrzegłam okulary, które zapewne pomagały mu w czytaniu. Brakowało mu tylko gazety pod pachą, wtedy wyglądałby jak dziadek z fotela zdjęty.

  - Dobra, przejdźmy do konkretów. Zauważyłem, jak zaangażowałaś się w śledztwo, co mnie bardzo cieszy. Jutro sobota, daję ci wolne, tak samo jak w niedzielę...

  - Obawiam się, że to zły pomysł. - Przerwałam szefowi. - Jesteśmy w trakcie prowadzenia śledztwa. Porwano dziewczynę. Nie mogę siedzieć w domu i odpoczywać, kiedy ona może w każdej chwili odejść z tego świata.

  - I takie podejście do pracy lubię. Cooper, jesteś moją ulubioną policjantką.

  Uśmiechnęłam się na słowa Charlie'ego. Naprawdę polubiłam tego staruszka. Wiedziałam, że szybko stąd nie odejdę. Bardzo się z tego cieszyłam.

  - Wiesz, jaki jest największy adtrybut pracy gliniarza? - skinęłam głową na znak zainteresowania. - To, że musisz się w niej zjawić w chwili, gdy pojawi się ważny telefon, nawet jeśli będzie on o godzinie drugiej rano. - Odparł z sarkazmem. - I tego od ciebie oczekuję.

  - Oczywiście szef...Charlie. - Uśmiechnęłam się, chcąc pokazać, że ta ,,atrakcja dla gliniarza" nie jest dla mnie żadnym problemem.

  - Świetnie. Ale jak na razie początkowe godziny pracy to 8:00 rano. Zrozumiano?

  - Żadnych drugich zmian? - zdziwiłam się.

  - Dopiero co zaczęłaś pracę, a ty już chcesz drugie zmiany? Zmykaj, mam dużo roboty. - Wskazał ręką na stertę teczek i papierów, leżących na biurku.

  - Jasne. - Odparłam, po czym wyszłam z gabinetu szefa Robertsona.

  Udałam się z powrotem do gabinetu mojego i Nicka. Musiałam wrócić do pracy i zająć się śledztwem. Nicole Clark nie mogła czekać. Musiałam jej pomóc. Musiałam.

  Gdy moje nogi przekroczyły próg pomieszczenia, stałam się świadkiem dość zabawnej sytuacji. Nick leżał na podłodze, a zaraz na nim wyłożony był mój pies, który jak widać nie planował szybko z niego zejść.

  Oparłam się o ścianę i zaczęłam przyglądać się partnerom. Obydwoje nie zwrócili uwagi na to, że weszłam do gabinetu. Carter nadal usiłował zepchnąć Alexa za swojego brzucha, lecz było to niewykonalne.

Komisarz Cooper - Zagadki LondynuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz