ROZDZIAŁ 37

111 7 0
                                    

  Po paru minutach staliśmy już przed wejściem do policyjnych celi. Może to dziwne, ale byłam podekscytowana. Pragnęłam zobaczyć człowieka, który mnie uprowadził i próbował wysadzić w powietrze, a jeszcze przed tym perfidnie okłamał i zauroczył.

  Weszłam do długiego korytarza. Po obu stronach rozmieszczone były zakratowane pokoje. O ile celę na komisariacie policji można nazwać pokojem.

  Skierowałam się na sam koniec. Obok mnie szedł napakowany gliniarz, który miał zaprowadzić mnie do mojego startego porywacza. Przede mną dumnie kroczył Alex, wąchając wszystko dookoła.

  Kiedy znaleźliśmy się już na końcu, gliniarz dotrzymujący mi kroku wskazał na celę po mojej lewej stronie. Dałam mu znak, że może stać parę metrów ode mnie, a sama podeszłam do krat.

  Naprzeciwko na twardym, metalowym łóżku siedział Parker. Był zwrócony bokiem do mnie i wpatrywał się w ścianę, którą miał przed sobą. Jego oczy utkwiły w jednym punkcie, a dłonie skrobały metal, wydając przy tym bardzo irytujący dźwięk.

  Chwyciłam kraty rękami, podchodząc bliżej Petera. Chłopak nadal nie spuszczał wzroku ze ściany. Alex usiadł obok mnie, wpatrując się w Parkera. Postanowiłam w końcu się odezwać.

  - Peter.

  Chłopak przeniósł wzrok na mnie. Jego oczy były puste i nie wyrażały żadnych emocji.

  - Poznajesz mnie? - zapytałam sarkastycznie. - To mnie kilka dni temu zamknąłeś w jakiejś starej fabryce i chciałeś wysadzić w powietrze.

  - Nie zapominaj, że to dzięki mnie w to powietrze nie wyleciałaś. - Odezwał się pewnym siebie głosem.

  - Liczą się chęci. W twoim przypadku... mojej śmierci.

  - Uratowałem cię.

  - Nie. - Zaprzeczyłam. - To policjanci mi pomogli.

  - Ale beze mnie, by tego nie zrobili. A to oznacza, że ja też mam w tym udział.

  - Mam ci podziękować?! Po tym wszystkim. Chyba kpisz! - zaśmiałam się sztucznie.

  - Przyszłaś się tu ze mną wykłócać? Bo jeśli tak, to lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz.

  - Spokojnie, nie zamierzałam tu długo siedzieć. Chcę ci tylko powiedzieć, że przez chwilę nie chciałam, aby cię szukali, ale teraz jakoś zmieniam zdanie.

  - Czyli nie pamiętasz, jak miło spędziliśmy czas przy pianinie? Jak świetnie się razem bawiliśmy?

  - Pamiętam to bardzo dobrze. Ale byłam wtedy z Woodem, a nie Parkerem. Swoją drogą... dzięki za instrument.

  - Wiedziałem, że ci się spodoba. - Peter uśmiechnął się do mnie, a ja tylko pokiwałam głową.

  - Daruj sobie.

  - Jesteś piękna, kiedy się złościsz. - Poszerzył uśmiech, odsłaniając rząd białych jak śnieg zębów.

  - Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Za ujawnienie miejsca, w którym mnie przetrzymywałeś, może dostaniesz mniejszy wyrok. I lepsze żarcie w pudle.

  Odwróciłam się i opuściłam celę wraz z towarzyszącym mi policjantem. Na zewnątrz czekał na mnie Nick. Poklepał mnie po ramieniu, widząc moją zdenerwowaną i oburzoną minę. Nic nie mówił, za co byłam mu wdzięczna.

  Skierowaliśmy się do windy, aby wrócić do gabinetu. Ale oczywiście na mojej drodze musiał pojawić się diabeł. No dobra...osoba gorsza nawet od szatana. Przed oczami ujrzałam Jennifer Moore. Tą przeklętą bestię.

Komisarz Cooper - Zagadki LondynuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz