Rozdział 5

7.3K 400 316
                                    


Powrót do sypialni okazał się koszmarny. Przemierzając mroczne korytarze rezydencji, miałem wrażenie, że wszyscy śmierciożercy już wiedzą o moim głupim występku. Prostowałem sztywno plecy i zaciskałem mocno szczękę, gdy kogoś mijałem, by przypadkiem nie zareagować zbyt emocjonalnie na potencjalne pytania. Starałem się jednak nie zwracać na siebie uwagi, więc unikałem niczym ognia bezpośrednich wymian spojrzeń. W środku targały mną tak sprzeczne ze sobą emocje, że marzyłem tylko o tym, by skryć się w mroku swojej komnaty.

Gdy w końcu wszedłem do najbezpieczniejszego pomieszczenia w tym budynku, poczułem, jak spływa ze mnie coś, co wcześniej miało kształt poczucia winy, a zastępuje je ulga i... duma? Duma, że zrobiło się coś... dobrego? Nie wiem, czy mogę to tak nazwać, przecież nawet nie oddałem ciała Ginny Weasley do końca z własnej woli. To był tylko chwilowy odruch, wręcz manipulacja. Wiem jednak, że ów uczynek nie wymaże z mojego życiorysu poprzednich zbrodni i tortur. Wykazał natomiast, że ciągle mam w sobie ludzkie uczucia. Chociaż ich maleńki kawałek. Wciąż... jestem człowiekiem.

— Popadasz w paranoje, Malfoy — szepnąłem sam do siebie, rzucając się na łóżko. Dopiero teraz poczułem, jak wszystkie mięśnie się rozluźniają po okropnym dniu. Przymknąłem powieki, starając się uspokoić myśli. Po moim ciele prześliznął się dreszcz. — Co ja najlepszego zrobiłem? Gdyby Czarny Pan się dowiedział...

Byłem świadom, że śmierciożerca nie powinien czuć nawet cienia współczucia. Powinien być okrutny i bezwzględny. Zabijać z zimną krwią i cieszyć się z ludzkiego cierpienia. Jednak ja zaprzeczyłem wszystkim tym zasadom jednego wieczora. Jestem beznadziejnym sługą. Kara i tak mnie dopadnie, prędzej czy później.

Westchnąłem cicho, a następnie zaśmiałem się nerwowo. W końcu z poczuciem beznadziejności przyszedł również upragniony sen. Czułem, że i tym razem noc nie pozwoli moim myślom spokojnie odpłynąć w niepamięć.

~~*~~

Od miesięcy śnią mi się koszmary. Każdej, pieprzonej nocy. Nie chcą odpuścić nawet na chwilę i prześladują mnie, gdy mogę oddalić się w tak naprawdę jedyne bezpieczne miejsce. Mogłoby się wydawać, że nie powinienem ich miewać. Przecież jestem bezpieczny pod skrzydłami Czarnego Pana. Żyję, niektórzy powiedzą, że prawie po królewsku. To nie jest prawda, czego część ludzkości nigdy nie pojmie. Wojna również mnie dotknęła, chociaż nie w ten sposób, co innych ludzi. Nie robię z siebie ofiary. To JA jestem oprawcą. Nie jestem torturowany, to JA torturuję. To JA przysparzam cierpienie innym.

W snach jednak wszystko do mnie powraca na nowo. Wszystkie moje ofiary lub ludzie, których śmierć widziałem, ale nie zrobiłem nic, by im pomóc. Nie zamierzałem się wychylać, ratować życia innym, więc oni powracają do mnie. Jako senne demony. Widzę tylko ich puste, martwe źrenice. Słyszę rozdzierające czaszkę krzyki lub płacz dzieci, nim zostały skazane na najokrutniejszy z wyroków. Czuję także odór śmierci i krwi, która obklejała ściany pokoju egzekucyjnego. Resztki ich ciał... Dotykają mnie... Próbują zacisnąć palce na moim gardle...

Dzisiejszy sen był, jednak o wiele gorszy. Nie mogłem się z niego zbudzić, jakby coś, a raczej ktoś, trzymał mnie w nim siłą. Chciał, abym przeżywał najgorsze katusze, jakie mogłem przeżywać. Jakby chciał mnie ukarać za wszystkie przewinienia, których się dopuściłem.

Na początku oplatała mnie tylko ciemność. Nie mogłem zidentyfikować niczego ani nikogo w pobliżu. Nie widziałem nawet własnych dłoni, nie czułem swojego ciała. Po chwili usłyszałem roznoszący się niczym echem głos. Był to głos Granger.

Historia Oczami Śmierciożercy // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz