Rozdział 22

5.6K 315 315
                                    

Uczucie niepokoju narastało z każdą chwilą. Biegłem ile sił w nogach, powoli czując, że moje płuca odmawiają posłuszeństwa. Nie wiedziałem dlaczego, ale miałem wrażenie, że nie zastanę w pracowni Theodora niczego dobrego. Poprzednim razem również moje przeczucia się sprawdziły, co jeszcze bardziej pogarszało sytuację.

Gdy zbliżyłem się do wejścia, usłyszałem głośny wrzask należący do Granger. Przyspieszyłem kroku, w pośpiechu łapiąc za klamkę, ale drzwi pomieszczenia odrzuciły mnie na kilka metrów do tyłu. Przekląłem głośno i spróbowałem raz jeszcze, ale gabinet Theodora został zablokowany zaklęciami ochronnymi, prawdopodobnie rzuconymi przez Astorię. Ze środka pomieszczenia co chwilę dochodziły głośne krzyki i hałasy, zagłuszone głośnym śmiechem Greengrass.

— Widziałam, jak na niego patrzysz, suko! Draco nigdy nie dotknie takiego ścierwa jak ty, rozumiesz?! — wrzeszczała Astoria. — Chciałabyś, żeby cię zerżnął jak zwykłą szmatę, co?! Muszę cię jednak rozczarować, dziecinko. On nigdy nie upadnie tak nisko, żeby cię tknąć! Jeżeli jednak brakuje ci rozrywki, myślę, że skrzaty domowe z chęcią wykonają moje rozkazy...

— Jesteś żałosna — usłyszałem odrobinę zachrypnięty, zmęczony głos Granger. — To przecież ty próbujesz dobrać się do jego spodni, jak zwykła tania dziwka. Chyba nie myślisz, że jeżeli Malfoy cię posunie, to będziesz miała go tylko dla siebie? Wykorzysta cię, zrobi z ciebie swoją zabawkę. Jeżeli myślisz, że obdarzy cię jakimś uczuciem, to żal mi cię...

Zamarłem, słysząc ostre słowa z ust byłej Gryfonki. Astoria musiała ją naprawdę wyprowadzić z równowagi, ponieważ zazwyczaj panowała nad sobą. Tym razem jednak miałem wrażenie, że coś w niej pękło. Po chwili usłyszałem sapnięcie i dźwięk upadania na posadzkę.

— Zabiję cię, szlamo — wysyczała Astoria. — Już nigdy nie ośmielisz się na niego spojrzeć!

Ponownie wrzask Granger potoczył się po pomieszczeniu, a ja załomotałem z całej siły w drzwi, jednak nikt nawet nie zareagował. Wyszarpnąłem w końcu różdżkę z kieszeni szaty i odsunąłem się na kilka kroków, mierząc w klamkę. Jako doświadczony śmierciożerca nie mogłem pozwolić na to, by powstrzymała mnie jakaś żałosna blokada podstawowych zaklęć ochronnych.

Machnąłem kilka razy ręką, a drzwi rozpadły się z hukiem na kilka części. Wpadłem do pomieszczenia, rozglądając się z paniką wokoło. Granger siedziała na podłodze, oparta o ścianę, drżąc. Krew spływała po jej twarzy z rozciętego łuku brwiowego, ale mimo to wpatrywała się z nienawiścią w stojącą przed nią Astorię, która mierzyła w jej serce różdżką. Bez namysłu rzuciłem się w ich stronę.

— Przykro mi, że nie zdążysz się z nikim pożegnać przed śmiercią, ale zapewne i tak wszyscy szybko zdążą zapomnieć o twoim istnieniu — wycedziła Astoria z pogardliwym uśmiechem i machnęła dłonią. — Avada...

Doskoczyłem do dziewczyny, zanim dokończyła formułkę zaklęcia i odepchnąłem ją z całej siły na bok, powodując, że zatoczyła się na biurko. Greengrass spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie nie mogła uwierzyć, że złamałem jej zaklęcia ochronne, po czym zrobiła przestraszoną minę i zadrżała. Nim zdążyłem zareagować, podbiegła do mnie, rzucając się w moje ramiona z płaczem. Skrzywiłem się ze złością, gdy łzami zamoczyła przód mojej szaty i złapałem za jej ramiona.

— Tak się cieszę, że wróciłeś, Draco! — zawyła, na co moje usta wygięły się z obrzydzeniem. — Gdy tylko wyszedłeś, szlama zaczęła mnie obrażać, a następnie zaatakowała mnie!

— Przecież zapewniałaś, że sobie poradzisz ze zwykłą szlamą — warknąłem i odsunąłem ją na długość ramion, wpatrując się ze złością w jej oczy. — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jednak ci się nie udało obronić przed kimś, kto nawet nie posiada różdżki?

Historia Oczami Śmierciożercy // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz