Rozdział 7

7.2K 347 262
                                    


Biegłem przed siebie, nie potrafiąc się zatrzymać. Nogi same niosły mnie jak najdalej od lochów. Nie wiedziałem, dlaczego właściwie uciekałem. Dlaczego ponownie straciłem panowanie nad sobą? Dlaczego pozwoliłem, by przejęły nade mną władzę bezużyteczne uczucia? Przecież one nie miały prawa bytu. Nie mogłem ich posiadać. Dobrze zdawałem sobie sprawę, co za sobą niosą. Śmierć, ból, strach. Uczucia były dla słabych.

Czy właściwie kiedykolwiek w życiu jakichkolwiek doświadczyłem? Miałem przyjaciół — Blaise'a oraz Theodora — którzy byli ze mną w każdej chwili mojego życia. Miałem rodzinę. Tak, kiedyś posiadałem uczucia. Potem zostałem naznaczony Mrocznym Znakiem, stając się jednym ze śmierciożerców. Mimo tego, że każdy z nas był zwyczajnym człowiekiem, po prostu dla bezpieczeństwa uczyliśmy się nie okazywać emocji, zakopując je głęboko pod ziemię. Staraliśmy się o nich zapomnieć. Od czasu, gdy zacząłem nakładać na twarz srebrzystą maskę, przestałem być sobą, a każda bliska mi osoba odczuła to dosadnie. Chciałem chronić przede wszystkim siebie.

Zostałem zniszczony już na samym początku i naprawdę niewiele momentów potrafiło mną poruszyć. Moje serce miało tylko za zadanie pompować krew, jednak w tej chwili uderzało o ścianki klatki piersiowej tak potężnie, że nie potrafiłem go uspokoić. Wytrąciło mnie to z równowagi. Wszystko dlatego, że jakimś cudem, nie potrafię sobie dokładnie wytłumaczyć jakim, Granger okazała się jednym z czynników, które potrafiły na mnie wpłynąć. Od ponad dwóch tygodni starałem się to zrozumieć, znaleźć odpowiedź. Nie miałem jednak pojęcia, co miała w sobie zwykła szlama, którą od lat gardziłem i na każdym możliwym kroku poniżałem.

Jedynym, co przychodziło mi do głowy, były jej słowa, które rzuciła tak lekko w moją stronę. Krótkim zdaniem sprawiła, że zacząłem zastanawiać się, kim jestem. Wywołała w mojej głowie zamieszanie. Zaszczepiła wiele pytań. Zastanawiałem się, pierwszy raz w życiu, czy pozostawałem zwykłym mordercą, czy może posiadałem w sobie jeszcze odrobinę człowieczeństwa. Nie miała powodów, a mimo to zauważyła we mnie coś, co powinno być głęboko skryte. Doszukała się tego, czego nie chciałem nikomu pokazywać. Granger podczas swojego krótkiego pobytu w moim domu mi zaimponowała. Jej spojrzenie było pełne pewności siebie, siły, a jednocześnie pełne bólu, współczucia i łagodności. Potrafiło wywołać we mnie niechciane dreszcze oraz poczucie winy, które stawało mi się obce. Pomimo cierpienia, jakie otrzymywała, wciąż poświęcała się dla swoich bliskich, walczyła o nich. Na przekór okrucieństwom w życiu, miała wciąż siłę, by być... dobrym człowiekiem.

Myśli tak mocno mnie zaślepiły, że nie miałem pojęcia, gdzie jestem. Na następnym zakręcie uderzyłem w coś z impetem, co doprowadziło mnie do natychmiastowego porządku. Złapałem się z jękiem za klatkę piersiową, rozmasowując obolałe miejsce. Sarknąłem niezadowolony i uniosłem głowę. Moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Theodora.

— Merlinie, Draco! — sapnął i potarł swoje ramię, krzywiąc się. — Coś się stało? Dokąd tak pędzisz?

— Wystarczy Draco, Merlinem nie jestem — mruknąłem kpiąco i odwróciłem się, by uniknąć jego wzroku. — Właśnie wracam do swojej sypialni. Chyba muszę się napić i...

Nie musiałem dodawać niczego więcej. Theodor przejrzał mnie na wylot. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, złapał za poły mojej szaty i przycisnął do ściany. Wpatrywał się we mnie, ciężko dysząc. Przełknąłem boleśnie ślinę, wpatrując się w jego różdżkę spoczywającą niedaleko mojej twarzy.

— Wracasz z lochów, prawda?! Byłeś na przesłuchaniu! — krzyknął, wzmacniając uścisk palców na mojej szacie. — Co jej jest?! Co się stało Hermionie?!

Historia Oczami Śmierciożercy // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz