15

1.1K 125 58
                                    

Ashley

Zatrzymuję samochód Iana, po drugiej strony pracowni Maxa. Parkuję go tuż za jeepem i przed lśniącym, czerwonym mustangiem. Silnik mam nadal włączony. Zastanawiam się czy to dobre posunięcie. 

Zastanawiam się co by na ten temat powiedział tata, albo mama. Są strasznie staroświeccy i ciągle powtarzają, że wygląd człowieka jest najważniejszy. Chciałabym powiedzieć, że będą mieli w nosi to co zrobię ze swoim ciałem, ale prawdę mówiąc, mają na ten temat więcej do powiedzenia, ode mnie. 

Więc oto ja, stoję przed salonem tatuażu Maxa, skłonna zrobić sobie mały malunek w dole brzucha. 

Dreszcz ekscytacji przebiega po moim kręgosłupie, ale szybko się krzywię ponieważ, gdzieś tam pod skórą skrywa się lęk. Boli? Ale to chyba złe pytanie, powinnam zapytać jak mocno boli.

Kate by powiedziała, żebym zaszalała i zrobiła coś ze swoim życiem. 

Budynek przed którym stoję, jest dwupiętrowy, ma białą elewację i duże szyby, przez nie można zobaczyć mnóstwo plakatów. Duże przeszklone drzwi, są dookoła otynkowane w ciemniejszy kolor. Natomiast grafiti na północnym murze dodaję temu miejscu charakter.

Pomimo strachu, który właśnie zapanował w moich nogach, zmuszam się do opuszczenia samochodu. Wchodzę przez główne drzwi do pomieszczenia i wita mnie sterylny zapach i ciężka, rockowa muzyka.  

– Co dla ciebie piękna? – pyta mnie blondyn. Jest piękny. I nie zrozumcie mnie źle, ale naprawdę jest piękny. Ma skórę która promienieje w słońcu, cudowne włosy z niebieskimi końcówkami i oczy, które błyszczą jak dwa, oszlifowane diamenty. 

– Chciałam zapytać, czy jest... Uhh... Jest może... – zaczynam się jąkać, ponieważ ten chłopak robi na mnie wrażenie. 

– Spokojnie kochana, mamy czas – podchodzi bliżej i obejmuje mnie szczupłym ramieniem. Nie jest chudy, jest w sam raz. Delikatnie mięśnie da się wyczuć, pod białym t-shirtem, natomiast długie nogi są odziane w czarne motocyklowe spodnie. 

– Ja... – Znów nie potrafię dokończyć, ponieważ do moich nozdrzy dochodzi zapach cudownych perfum. Nuta drzewa sandałowego i piżma całkowicie przyćmiewa mój umysł. Jeśli te perfumy noszą jakąś nazwę, powinna ona brzmieć Uwodzenie

– Ty – mówi za mną, piękny nieznajomy. – Może zaczniemy od tego, jak masz na imię?

– Ashley – odpowiadam na jednym wdechu.

– Pięknie kochana, ja jestem Logan – posyła mi uwodzicielski uśmiech. 

– Chciałam widzieć się z...

Tym razem już się nie jąkam, ale moja przemowę przerywa aksamitny głos właściciela. 

– Ash?

Razem z Longanem odwracamy się niemal automatycznie. I skanujemy wzrokiem chłopaka. Wygląda rewelacyjnie w znoszonych i poobdzieranych spodniach, białym t-shirt i czerwoną koszulą przewiązaną w pasie. Jego kowbojskie buty dodawaj mu uroku, a kropelki potu na czole wydawaj się dziwnie podniecające. 

– Max – mówię radośnie i podchodzę do niego. Chcę się zwyczajnie przywitać, lecz ten porywa mnie w ramiona i kładzie swoje ręce, zdecydowanie za nisko moich pleców. Nie zwracam mu jednak uwagi, ponieważ jest to zbyt przyjemne, żeby to przerwać. 

– Co cię do mnie sprowadza? – pyta puszczając mnie i obcierając pot. Jego piękne włosy są zaczesane do tyłu, ale jeden niesforny kosmyk wypadł na czoło. 

– Postanowiłam zrobić sobie tatuaż.

Jego oczy jaśnieją, jak dziecka podczas Bożego Narodzenia. Ściąga z dłoni białe rękawiczki i wrzuca je do kosza. Podchodzi do umywalki i myje dokładnie ręce, kilka razy je namydlając. 

without emotions ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz