20

1.1K 125 41
                                    

Ashley

Ciepłe powietrze, wpada do mojego pokoju przez otworzony balkon. Śnieżnobiała firana powiewa w pomieszczeniu i przybiera postać ludzką. Księżyc góruje wysoko, a w moim pokoju świeci się tylko lampka przy łóżku. 

Siedzę zdenerwowana na krześle, a w ręku trzymam telefon. Max powinien już tutaj być. 

Kilka dni temu pomiędzy naszymi nocnymi igraszkami, a porannym śniadaniem zgodziłam się na randkę z Maxem Blackiem. Ja upojona winem i jego osobą, pozwoliłam sobie na coś tak karygodnego jak randka, z największym idiotą w Brooklynie. 

Na zewnątrz spokój zagłusza, głośne buczenie nadjeżdżającego motocykla. Maszyna zatrzymuje się blisko. Wyglądam przez okno i zerkam na skąpanego w ciemności Maxa, ubranego w czarne ciuchy. Nonszalancko opiera się o czarną karoserie i odpala papierosa. 

Łapię torebkę i skórzaną kurtkę z łóżka. Zbiegam po schodach, łapiąc po dwa stopnie. Po drodze zahaczam jeszcze kuchnie i biorę łyk wody mineralnej. Sprawdzam swój wygląd w lustrzę.

– Panie mądralo – zaczepiam chłopaka, gdy przekraczam prób mieszkania. – Jak pan sobie wyobraża moją podróż? 

Max unosi głowę i częstuje mnie diabolicznym uśmiechem. Strzepuje popiół na ulice i wkłada jedną dłoń do kieszeni. Czarne włosy opadają na jego czoło i rzucają cień na twarz. 

– Jak dla mnie, to idealny strój – komentuje. 

– Ależ z ciebie gnojek – Podchodzę do niego śmiało i chwytam jego dłoń, w której ma papierosa. Zaciągam się nim i oddaje chłopakowi. Jednak ten łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Chwyta moją twarz w dłoń i kieruje swoje usta w moją stronę. Wypuszczam w jego wargi dym a on się nim zaciąga. 

– Przyznaj, że przystojny gnojek. 

Uśmiecham się i wspinam na palce. Częstuję go małym buziakiem w policzek. 

– Może trochę.

– Ash, nie oszukuj siebie samej.

Puszcza do mnie oczko, a metal na brwi błyska. 

– Lubię trochę oszukiwać samą siebie, wtedy wszystko nie wydaje się aż tak, cholernie poważne. 

– Spokojnie skarbie – odpowiada i chwyta moje włosy. Lubi się nimi bawić. – Wyluzuj.

Skarbie, odbija się echem w mojej głowie. Prawie nie czuję ręki, która głaszcze mój policzek. Wznoszę się do góry. 

– Co powiedziałeś? – pytam szybko.

– Żebyś wyluzowała? – pyta.

– Niee, wcześniej...

– Skarbie? – Unosi brwi do góry.

– Podoba mi się – Posyłam mu promienny uśmiech. Gdybym miała teraz czarodziejską moc, słońce by wzeszło, niezależnie od tego, że przed chwilą zaszło.

– Zapamiętam, że spodobało ci się to zdrobnienie.

– W takim razie, gdzie jedziemy? 

Max wręcz mi kask i czeka, aż usiądę na swoim miejscu. Zapina pasek pod moją brodą i zadowolony obserwuje jak, moją spódniczkę podrywa wiatr. 

– Niespodzianka – odpowiada. 

Gdy ruszamy w stronę centrum jest cudownie. Latarnie uliczne oświetlają krajobraz, a w tle słychać ocean. Max wybrał jedną z najlepszych przybrzeżnych dróg na wycieczkę. Wiatr muska moją skórę, a moje ręce owijają się dookoła tułowia chłopaka. 

without emotions ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz