23

965 108 20
                                        

Max 

Dzisiejszy dzień jest do bani. Właśnie włóczę się samochodem w korku i marze tylko o tym żeby znaleźć się w domu. Uśmiecham się na myśl o domu, ponieważ jest w nim Ashley i pewnie szykuje dla mnie kolację.

Od dwóch tygodni dziewczyna okupuje mój dom, a mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie jej seksowny tyłeczek kręci się po pokojach, a ja mogę sobie patrzeć. 

Cieszę się z tego że mieszkam z Ashley. I nie chodzi tu tylko o to, że to jest seksowna Ashley, w moim domu. Ale o normalność. Potrzebuję normalności i potrzebuję Ashley. A ona idealnie z nią współgra. Od kiedy rodzice zmarli, a Nina miała nieprzyjemną akcję z tym popaprańcem, siedziałem w domu albo w pracy i zarabiałem na życie. 

Ashley idealnie wyprowadza mnie z tej rutyny. 

Parkuję pod domem i patrzę na budynek skąpy w ciemności. W kuchni nie świeci się światło, tak jak zazwyczaj. To powoduję, że staję się ostrożniejszy. Wysiadam z auta i zamykam go na klucz. Podchodzę do drzwi wejściowych i ciągnę za klamkę, ta ustępuje. 

Może Ashley, szybciej poszła spać? 

Wewnątrz budynku, panuje grobowa cisza. Nie słychać najmniejszego szmeru, ani włączonego telewizora. Zaglądam do salonu, w którym również nic się nie dzieje. Zrzucam sportową torbę i buty w przed pokoju i wspinam się na schody. 

Staję przed drzwiami do pokoju, w którym od kilkunastu dni śpi Ashley i pukam. 

Słysze pociągnięcie nosem, po czym następuje ogromny rumor. Co jest?

Otwieram drzwi i patrzę na nagą Ashley. No prawie nagą. Ma na sobie krótkie spodenki i stanik sportowy. Stoi do góry nogami opierając się na łokciach i ma zamknięte oczy. Oddycha równomiernie, w końcu rozchyla powieki i częstuje mnie kpiącym uśmiechem. 

Staję jak wryty i pewnie wyglądam jak wariat.

– Hej – bąka Ash, wstając z fioletowej maty do ćwiczeń. – Poważnie, prawie przyprawiłeś mnie o zawał serca. Nie skradaj się tak więcej.

– Co ty wyprawiasz? – pytam rozbawiony. 

Dziewczyna tylko przewraca oczami i siada na łóżku. Masuje swoje stopy i w końcu zaszczyca mnie spojrzeniem. 

– Salamba Sirsasana* –odpowiada obojętnie. 

– Aha – mówię śmiejąc się.

– To joga.

– Co cię nagle wzięło na jogę? 

Dziewczyna pochmurnieje i staje przede mną. Ostatnio jej humorki są nie do wytrzymania. 

– Zen, moje zen wariuje – odpowiada śmiertelnie poważnie. Nie zamierzam się z nią sprzeczać, ponieważ wiem ze jest bliska przywaleniu mi w głowę. 

– A od kiedy przejmujesz się swoim Zen?

– Jak chodziłam z Bradem, bardzo często uprawialiśmy jogę.

Mój humor trochę wyparowuje, gdy wspomina tego patafiana. Jestem pewien, ze uprawiali coś innego, ale nie mówię tego głośno.

– Dzwonił do mnie – mówi w końcu. 

– I kazał ci stać do góry nogami?

Ta znowu wywraca oczami i podchodzi do krzesła. Zakłada bluzę i patrzy na mnie posępnie.

– Nie.

– Więc w jakim celu dzwonił? 

Patrzy na swoje dłonie, gdy mówi: 

without emotions ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz