Banan (drarry)

1.7K 104 18
                                    

Kiedy pewnego słonecznego dnia zaproponowałem Harry'emu Potterowi chodzenie, widziałem w nim słodkiego, niewinnego chłopca, którym muszę się opiekować i go chronić przed wszystkim złym. Cieszyłem się jak przedszkolak ze słodyczy, że będę mógł podziwiać jego nieco nieśmiały, ale przez to piękny uśmiech, że będę mógł go trzymać za tą małą, smukłą dłoń, że będę mógł wymieniać z nim miękkie, niewinne pocałunki. Harry był dla właśnie takim cukiereczkiem.


A przynajmniej miał być. Bo okazał się zboczonym prowokatorem.


-Merlinie, Harry... - jęknąłem, kiedy chłopak znowu wsunął sobie banana do gardła, a następnie szybko i płynnie go wyciągnął, liżąc owoc po całej długości i seksownie się rumieniąc.


W odpowiedzi otrzymałem złośliwe spojrzenie spod rzęs.


-No co? Wiesz przecież, że bardzo lubię... banany – wymruczał zmysłowo . nie omieszkując zahaczyć koniuszkiem języka o początek jeszcze nienadgryzionego owocu. – Są pyszne.


Ponownie westchnąłem, już nawet nie próbując ukryć twardej erekcji. To było po prostu bezcelowe. Harry i tak wiedział, jak na mnie działa, i uwielbiał to bezczelnie wykorzystywać. Zatopił delikatnie zęby w miąższu, ciągle spoglądając mi śmiało w oczy.


-Mmm... A moim bananem też się zajmiesz? – podjąłem gierkę.


Harry odsunął banana od ust (przy okazji się prowokująco oblizując) i udał, że się zastanawia. Widziałem złośliwe iskierki w jego pięknych, zielonych oczach. Westchnął ostentacyjnie i położył się na łóżku, podpierając się na łokciach.


-To zależy – powiedział, przeciągając sylaby. – jak ty się zajmiesz moim.


Jęknąłem. Cholerny prowokator. Wiedział, jak mnie wykorzystać, ale czy on, cóż... weźmie odpowiedzialność za swoje czyny, to nigdy nie było w stu procentach pewne. Mimo to posłusznie umościłem się między jego udami i zabrałem za rozpinanie paska.


Bo jakże mógłbym odmówić mojemu zboczonemu cukiereczkowi.

Meyrinowskie miniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz