Starania (drarry)

1.3K 71 27
                                    

Harry ścisnął mocniej w ręku róże. Jego wzrok był ponury, a usta zaciśnięte wąską kreskę.

Kiedy proponował chodzenie Draco, wiedział, że to nie będzie bajka. Chłopak był humorzasty i uwielbiał mu dokuczać, więc spodziewał się częstych kłótni w zasadzie o nic. Tak, żeby tylko zrobić mu na złość.

Ale TO przekraczało jego wyobrażenia.

Obrażanie się z powodu LEKKIEGO przesolenia jajecznicy to przesada. Tym gorzej, że gdy zakwaterował się w ich sypialni, która zapewne przez kilka najbliższych dni stanie się wyłącznie JEGO sypialnią, musiał ganiać po sklepach w poszukiwaniu jego ulubionych truskawkowo-czekoladowych kulek, bo z okazji niedzieli Miodowe Królestwo było zamknięte, a nie wiedział, gdzie indziej sprzedają te rzadkie słodycze. Ostatecznie ich nie znalazł, więc w ramach przeprosin kupił jedynie parę białych róż z tak soczyście zielonymi listkami, że aż go zemdliło – chciał, by ten iście ślizgoński patriota miał kwiaty w swoich ulubionych barwach.

A teraz pozostało jeszcze przeprosić za coś, za co nie odczuwał potrzeby przepraszać. No bo hej, w zeszłym tygodniu to Draco przygotowywał na śniadanie rogaliki z marmoladą i przez niego Harry dorobił się tak ostrej niestrawności, że dwa dni spędził na oddziale św. Munga, a nawet nie przyszło mu do głowy narzekać!

Nie. Lepiej mieć to już za sobą.

Westchnął i tak niemożliwie nieszczęśliwy, tak straszliwie niezadowolony, zapukał.

-Czego?! – usłyszał stłumiony wrzask.

-Draco, to ja.

-Jaki ,,ja''?!

-No... Wiesz. Harry.

-Ach... Więc to ten bliznowaty kretyn. Czego chcesz?!

Harry zmarszczył nos, czując się coraz bardziej zirytowany. Mimo to policzył do dziesięciu (nie pomogło) i nacisnął ostrożnie klamkę. Wsunął się ostrożnie do środka (udekorowanej na zielono według dyktatorskiej decyzji Draco) sypialni.

-NIE WCHODŹ! NIE WIDZISZ, IDIOTO, ŻE W PRZECIWIEŃSTWIE DO CIEBIE PRACUJĘ I NIE WOLNO MNIE ROZKOJARZAĆ?!

CHLAST!

Harry zamrugał, po czym spojrzał powoli w dół. Na zbezczeszczone róże.

-Och... - Draco podparł się na łokciu. Jego twarz wykrzywiła się w irytująco-przepraszającym wyrazie ,,ups''.

Ale Harry nawet tego nie zauważył. Wpatrywał się w kwiaty, za którymi przeszedł całe kilometry w czasie wyjątkowo mroźnej temperatury minus trzech stopni, bez czapki ani szalika, bo nie założył, że dobre dwie godziny zajmie mu łażenie po sklepach, i za które zapłacił całe siedem galeonów... Zbezczeszczone kwiaty, w które Draco rzucił poduszką. Przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy: poodpadane białe płatki i listki, połamane łodyżki i rozsypane w chaosie szczątki... A obok leżał winowajca: biało-zielona poduszka w paski. Nie... Sama się nie rzuciła na te róże...

Powoli podniósł wzrok na Draco.

-Ojej. – Draco uśmiechnął się niewinnie jak ktoś, kto ma na sumieniu całe setki win. – Cóż... Przepraszam?

Podbródek Harry'ego zaczął podejrzanie drgać. Nagle młody mężczyzna tupnął jak dziecko i wrzasnął:

-WSADŹ SOBIE TO PRZEPRASZAM W D...!!!! JAK JUŻ MUSISZ BYĆ TAKIM CHAMEM, TO W ZAMIAN POZWOLIŁBYŚ MI CHOCIAŻ CZASEM BYĆ NA GÓRZE!

Po czym wybiegł. Drzwi zatrzasnęły się za nim z głuchym dźwiękiem.

Draco siedział w tej samej pozycji jeszcze przez kilka minut. Zerknął na zapisaną kartkę z reportażem do Proroka, nad którym pracował, jakby mógł mu pomóc, doradzić, rozwiązać za niego problemy. Ale ta oczywiście nic nie powiedziała. Nie uformowała się na niej żadna rada. Wobec tego Draco postanowił zrobić to, co w tej chwili wydało mu się słusznie: wstał z łóżka, by kupić Harry'emu jego ulubione tulipany.

Bo też musiał się postarać, jeśli nie chciał stracić dominującej pozycji.

Meyrinowskie miniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz