Na pustym korytarzu (freorge)

2.2K 53 5
                                    

Po skąpanym w blasku zachodzącego słońca korytarzu rozlegał się odgłos kroków. Dwoje chłopców szło powolnym, spacerowym krokiem, trzymając się za ręce. Wyglądali identycznie, mieli taką samą rudą czuprynę, oboje byli szczupli i wysocy. Mimo pokrewieństwa widać było, że ich relacje wykraczają poza braterskie.


Chłopak idący po prawej zerknął na bliźniaka. Ten szedł w milczeniu, co było do niego zupełnie niepodobne. Fredowi drgnął kącik warg. A więc nawet George czasem potrzebował wyciszenia... Myśl o tym sprawiła, że Fredowi nagle zachciało się śmiać. Jednocześnie poczuł, jak coś ciepłego rozlewa się w jego klatce piersiowej. Westchnął i z delikatnym uśmiechem ścisnął mocniej dłoń brata. Była ciepła i nieco szorstka w dotyku.


-Hej, George – odezwał się nieco przymilnym tonem.


-No? – chłopak w końcu spojrzał na niego.


-Chodźmy do łóżka - wypalił beznamiętnie Fred. Nie miał przy tym nawet najlżejszego rumieńca.

-Odpada.


-Okej, no to wracamy do dormito... COOO? –  dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, co powiedział George. Zatrzymał się wpół kroku.


-No, powiedziałem, że nie. Zaiste, zacny masz tyłeczek, ale przypominam, że jutro są klasyfikacje do Qudditcha. Później jeszcze byś zwalił na mnie, że cztery litery cię bolą i przez to zostałeś zdyskwalifikowany. To coś dziwnego, że nie mam ochoty wysłuchiwać twoich wyrzutów? – George uniósł jedną brew, kiedy Fred spojrzał na niego z niedowierzaniem.


-Zdecydowanie. Na pewno nie jesteś chory?


George mu nie odpowiedział. Ponownie wbił wzrok w pusty korytarz przed sobą, kompletnie ignorując Freda. Ten zazgrzytał zębami z bezsilności i założył ręce na piersi z miną identyczną do tej, jaką robi sześciolatek, gdy rodzic odmówi mu kupna wymarzonej zabawki.


Jego foch nie potrwał jednak zbyt długo, bo zaledwie niecałą minutę później zaczął dyskretnie zerkać na George'a. Po jego głowie ponownie zaczęły krążyć zboczone myśli. Bardzo zboczone. I bardzo chciał je zrealizować. Poniekąd mu schlebiało, że jego brat i kochanek zarazem się o niego troszczył, ale wolałby odłożyć te bzdety na kiedy indziej. Westchnął cicho i rozżaleniem zaczął się zastanawiać, jak dostać to, czego w tej chwili tak bardzo chciał.


Tuż przed oczami mignął mu obraz siebie dominującego nad George'em. Ledwie o tym pomyślał, a już twarz rozjaśniał mu uśmiech rasowego zboczeńca. Spojrzał na brata ukradkiem. On, o dziwo, dalej szedł w milczeniu. Jego nowy rekord w niegadaniu, muszę to zapisać w kalendarzu, pomyślał sarkastycznie Fred.


Bez zbędnych ceregieli wyrwał rękę z uścisku George'a i zaszedł mu drogę. Ten zatrzymał się gwałtownie, by nie wpaść na bliźniaka. Jego oczy rozszerzyły się lekko z zaskoczenia spowodowanego zachowaniem brata.


-Co ty ro... - nie dokończył, gdyż Fred przerwał mu mokrym, gorącym, namiętnym pocałunkiem.


George zamrugał szybko, wbijając wzrok w chłopaka. Ten niedelikatnie wepchnął mu język do ust i docisnął do ściany, łapiąc za nadgarstki. Po kilku długich sekundach oderwał się i nieco zirytowany zmarszczył brwi.


-Czemu nie oddajesz pocałunku? – spytał, wyraźnie naburmuszony.


-Bo zastanawiam się, co ty odwalasz – odpowiedział rzeczowo George.


-Jak to co? Bawię się w aktywa.


-Hęęę?!


Fred nic nie odpowiedział, tylko zajął się całowaniem szyi brata. Ten przez chwilę lub dwie stał w bezruchu, pozwalając mu na pieszczotę, ale po chwili westchnął ciężko i odepchnął go lekko.


-Wiesz, w ogóle ci nie wychodzi dominowanie – stwierdził krótko. – Puść mnie lepiej. Wracajmy już do dormitorium, bo chłodno się zrobiło. Jutro, po egzaminie na nowych członków drużyny się zabawimy. Chodź.


-Dalej się przy tym upierasz? Nawet jeśli pożyczyłem strój pokojówki na nasz rozmiar, który jutro mam oddać? – mruknął Fred, sugestywnie poruszając brwiami.


Jego bliźniak uniósł jedną brew, ale pokręcił lekko głową, by się ostudzić.


-Nie, nie możemy... Nie powinniśmy... Ale fakt, bez fałszywej skromności, seksowne z nas bestie, a w tym stroju musiałbyś wyglądać jeszcze lepiej... No ale... Eeech! Nawet nie myśl dominować ani jutro narzekać, gdy Angelina uzna, że twój potencjał się wypalił i można cię zastąpić kimś innym – mruknął, biorąc Freda na ręce i stękając pod jego ciężarem.


-Czyli się zgadzasz?! Jeeej!


-Uhm. Jaki ze mnie idiota, że ci uległem... Cholera, ciężki jesteś!


Po czym zniknęli za rogiem, zmierzając do dormitorium.






*w*w*w*w*w*w*w*w*w*w*w*w*


Tutaj Meyrin! Mam nowinkę, iże to już przedostatnie opowiadanie z mojego bloga. Wrzucę jeszcze jedno, snamesa, po czym zacznę dodawać to, co piszę na bieżąco. Dotychczas publikowałam jedynie stare dzieła rzucone gdzieś w głąb internetu (to jest na mojego bloga), dlatego od teraz poziom się znacznie poprawi, zarówno pod względem stylu, kanonu, wszelakich błędów i logiki! :)

Meyrinowskie miniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz