Rozdział 26

5.3K 261 32
                                    

Rose POV

Obudziłam się w nocy z dziwnym uczuciem w brzuchu. Wzięłam głęboki oddech z nadzieją, że odruch wymiotny zaraz minie, ale tak się niestety nie stało. Zerwałam się z łóżka i biegiem ruszyłam do łazienki, by zwrócić wszystko co miałam na żołądku. Nie znoszę wymiotować. To jest najgorsze co może być. Na trzęsących się nogach wstałam i oparłam się o umywalkę. Odkręciłam kran i przemyłam twarz zimną wodą. Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi, więc automatycznie odwróciłam się w ich kierunku.

- Co się stało? - spytałam widząc Dylana.

- Co ci? - spytał uważnie mi się przyglądając.

- Nic kochanie. Chodź, idziemy się położyć.

Podeszłam do niego i chciałam złapać go za rękę, ale nagle przed oczami zaczęły pojawiać mi się mroczki, a nogi zrobiły się jak z waty. Chciałam cofnąć się do umywalki, by się jej podtrzymać, ale nie zdążyłam i upadłam na ziemię. Słyszałam jak Dylan coś jeszcze do mnie mówi, ale wszystko wydawało się być echem. Chwilę później oddałam się w ramiona ciemności.

Luke POV

Śniłem sobie o mojej nocy poślubnej z Rose, gdy poczułem na swojej twarzy czyjeś małe rączki. Otworzyłem ociężałe oczy i dostrzegłem mojego zapłakanego synka.

- Hej, co się stało? - spytałem zaniepokojony i wziąłem go na swoje kolana.

Kątem oka zauważyłem, że nie ma mojej brunetki. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, bo dziewczyna często w nocy się budzi i przesiaduje wtedy w kuchni.

- Bo ja nie mogłem spać i mami była w toi toi. No to poszłem do niej i ona siedziała na ziemi przy desce. To spytalem co jej, a ona do mnie poszła i tak nagle bum zrobiła.

- Jak to bum zrobiła? - spytałem nie wiedząc o co mu chodzi.

- No bum! I teraz śpi na ziemi.

Słysząc słowa syna gwałtownie się poderwałem i pobiegłem do łazienki. Gdy tylko wpadłem do środka, moim oczom ukazała się nieprzytomna dziewczyna leżąca na ziemi. Kucnąłem obok niej i potrząsnąłem jej ciałem, ale nie zareagowała.

- Rose! Rose, obudź się! - krzyczałem przerażony.

- Luke? - usłyszałem zaniepokojony głos Ashton'a.

- Dzwoń po karetkę! - warknąłem, a z moich oczu zaczęły spływać łzy.

Nim się zorientowałem do łazienki wbiegło kilku mężczyzn i wzięło moją ukochaną na nosze. Gdy dowiedziałem się do jakiego szpitala ją zabierają, poszedłem do pokoju, gdzie siedział Dylan i zacząłem się ubierać.

- Tata! - zawołał chłopiec, a ja podszedłem do niego i mocno go do siebie przytuliłem - Gdzie mami? - spytał, a po moich policzkach zaczęło spływać jeszcze więcej łez.

- Za chwilę się z nią zobaczymy - powiedziałem i udałem się z nim na rękach do jego pokoju. 

Wybrałem pierwsze lepsze ubrania i przebrałem w nie synka. Gdy oboje byliśmy gotowi, pobiegłem do pokoju naszego ochroniarza i poprosiłem go, by zawiózł nas do szpitala. Po zaledwie 15 minutach byliśmy już na miejscu.

- Przepraszam, przywieziono tu nie dawno Rosalie Collins, w jakiej sali ona leży? - spytałem recepcjonistki.

- Jest pan kimś z rodziny?

- Jestem jej narzeczonym.

- 2 piętro, sala 24.

Rzuciłem ciche "dziękuję" i pobiegłem we wskazanym kierunku. Gdy znalazłem się pod odpowiednią salą, nie myśląc długo wszedłem do środka. Niestety sala była pusta.

- Przepraszam! - zawołałem jedną z pielęgniarek, gdy wyszedłem z powrotem na korytarz.

- Coś się stało?

- W tej sali miała leżeć moja narzeczona.

- Ah... panna Collins. Jest w tej chwili na badaniach. Proszę tutaj poczekać na jej lekarza i uspokoić trochę synka.

Uśmiechnęła się do mnie ciepło, po czym poszła w swoją stronę. Spojrzałem na blondyna, którego miałem na rękach i dopiero teraz dostrzegłem jak bardzo był przerażony.

- Gdzie mama? - spytał cicho i przetarł oko swoją piąstką.

- Musimy tutaj na nią trochę poczekać - powiedziałem z lekkim uśmiechem, na co kiwnął głową i się we mnie wtulił. 

Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, usiadłem na krzesełku i wysłałem sms'a do chłopaków z prośbą o przyjazd. Po kilkunastu minutach pojawiła się reszta zespołów wraz z Sam.

- Wiadomo już coś? - spytała dziewczyna i posłała mi smutny uśmiech.

- Nie. Dalej jest na badaniach. Mam nadzieję, że to nic poważnego.

- Nie martw się stary. Nic jej nie będzie - powiedział Michael.

- Przepraszam, który z panów jest narzeczonym pani Collins? - spytał się lekarz podchodząc o nas.

- Ja - podniosłem się z siedzenia.

- Moglibyśmy porozmawiać w moim gabinecie?

Kiwnąłem głową, po czym dałem Sam synka i poszedłem za lekarzem. Już po chwili znaleźliśmy się w nie wielkim pomieszczeniu.

- Czy to coś poważnego?

- Pana narzeczona ma lekką anemię co z reguły jest nie groźne, jednak w jej stanie jest to dość niebezpieczne...

- W jakim stanie? - przerwałem mu nie wiedząc o co chodzi.

- Pani Collins jest w 5 tygodniu ciąży

***************************************************************

Wiem, że się tego spodziewaliście, ale od razu mówię, że jeszcze nie raz was czymś zaskoczę w tej książce xD

Stracona MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz