Rozdział 10

3.3K 163 18
                                    

Diana pov.

Dziś jest sobota. Wstałam około dziesiątej i zeszłam na dół, by zrobić sobie śniadanie. Jamesa nie było w domu, więc albo nie wrócił jeszcze, albo wyszedł wczesnej.
Podeszłam do szafki i wyjęłam miskę oraz moje ulubione płatki cynamonowe, które wsypałam do naczynia, po czym zalałam je mlekiem. Wzięłam swoje jedzenie i poszłam usiąść w salonie, żeby coś pooglądać. Gdy przeskakiwałam po kanałach, natrafiłam na jeden z odcinków Spongebob'a. Mimo że mam osiemnaście lat, to kocham tę bajkę.

Kiedy obejrzałam już dwa odcinki, stwierdziłam, że zadzwonię do mojego brata. Wybrałam jego numer i czekałam chwilę, ale nie odbierał.
Wzięłam pustą miskę i włożyłam ja do zmywarki, a sama poszłam do łazienki wziąć prysznic. Po około dwudziestu minutach wyszłam z łazienki, kierując się do swojego pokoju. Podeszłam do szafy i wzięłam szare dresy ze znaczkiem nike oraz zwykłą, białą bokserkę. Ubrałam się tak, ponieważ nie miałam w planach dzisiaj wychodzić. Usiadłam na moim łóżku, biorąc laptopa na kolana i zaczęłam przeglądać różne portale społecznościowe. Po chwili zawibrował mój telefon, jak się okazało, dostałam sms-a.

Nieznany: Myślisz, że tak łatwo ci odpuszczę, to co zrobiłaś? Mówiłem, że się zemszczę, a ja zawsze dotrzymuje słowa.

Ja: Co? Kim ty jesteś? Nie śmieszą mnie takie żarty.

O co chodzi? Pewnie jakiś chłopak robi sobie ze mnie żarty, mało śmieszne, ale cóż.

Nieznany: Myśl sobie co chcesz. Radzę Ci pilnować swoich bliskich.

Nie no naprawdę bardzo zabawne. Ktoś ma niezłe poczucie humoru, jeśli takie żarty go śmieszą.
Postanowiłam zignorować tę wiadomość i odłożyłam telefon na szafkę nocną, powracając do wcześniejszego zajęcia.

Gdy dochodziła godzina 16:30, zrobiłam się głodna, więc postanowiłam zejść na dół do kuchni. W salonie zauważyłam siedzącego Jamesa, wpatrzonego w ekran komórki.

- Nie słyszałam, kiedy wszedłeś. Dawno wróciłeś? - zapytałam.

- Jakąś godzinę temu, a co?

- Tak pytam, a gdzie byłeś? I czemu nie odbierałeś ode mnie telefonu? - spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, po chwili kierując się do kuchni z zamiarem zjedzenia czegoś.

- Telefon mi się rozładował, sory. - chyba jest nie w humorze. Nawet nie odpowiedział, gdzie był. Cóż, nie będę go wypytywać, jakby chciał, to by mi sam powiedział, prawda?

-Eh, okej. - odpowiedziałam, po czym ugryzłam jabłko i poszłam do góry, ale na schodach zatrzymał mnie głos mojego brata.

- Powiesz mi, co robiłaś wczoraj na wyścigu i dlaczego byłaś we krwi?

- Przecież ci powiedziałam. Przyjechałam do Justina, a potem uciekałam przed nim i się przewróciłam. Nic takiego.

-I ty myślisz, że ja Ci w to uwierzę? - prychnął. Chyba wiedział, że kłamie, no ale nie powiem mu prawdy.

- Nie masz wyjścia, bo to jest prawda. A tak właściwie, to co Ty tam robiłeś?

- Załatwiałem interesy.

- Jakie interesy? - zapytałam podejrzliwie. Co on mógł załatwiać na wyścigach motocyklowych?

- To jest naprawdę, bardzo mało istotne. Lepiej się tym nie interesuj, mała. - Jak zwykle nie chciał mi nic powiedzieć, wiec najzwyczajniej w świecie poszłam do swojego pokoju.

Do końca dnia nie męczył mnie już o to, co tam robiłam, wiec miałam spokój, jeśli chodzi o Jamesa, bo ten żartowniś wysłał mi jeszcze kilka sms-ów, które zignorowałam. Było w nich coś typu, że mam tego nie ignorować, bo on nie żartuje i, że jest do wszystkiego zdolny. Powoli i mnie zaczynało to śmieszyć, bo to tylko głupie żarty. Zastanawiało mnie tylko to, kto i dlaczego tak sobie żartuje. Nie wiem, czy to ja mam takie słabe poczucie humoru, czy on.

Mój(nie)PrzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz