Rozdział 26

2.1K 123 10
                                    

Diana pov.

Od śmierci Justina minął tydzień, a dziś jest pogrzeb. Nadal nie wyjaśniono, kto go zabił, ale ja i tak jestem przekonana, że to sprawka Zacka. Chociaż on nadal nie pojawił się w mieście.

Przez te kilka dni wszyscy chodzili przygnębieni, a najbardziej James. W sumie nie wiem dlaczego, skoro oni tak naprawdę się mało znali i z tego, co wiem, mój brat go nie lubił. Był nastawiony przeciwko niemu, bo Justin był moim chłopakiem. Martwił się o mnie i każdego chłopaka chciał spławić. Próbowałam się dowiedzieć, dlaczego aż tak przejął się śmiercią Justina, ale on z nikim nie rozmawia. Siedzi tylko u siebie w pokoju i nikogo do tam nie wpuszcza.
Dziś, gdy zobaczyłam, że siedzi w salonie na kanapie, postanowiłam, że spróbuje z nim porozmawiać.

- James, wszystko dobrze? - zaczęłam.

- Tak. - odparł obojętnie.

- Właśnie widzę. O co chodzi? Czemu aż tak przejąłeś się tym, co stało się z Justinem? - zapytałam niepewnym głosem, bo sama nie wiedziałam, czy dobrze robię.

- O nic nie chodzi. Przyjmuję się jak każdy, to chyba normalne.

- Tak, normalne. Tylko że ty go tak naprawdę nie znałeś i nawet za nim nie przepadałeś.

- Mało wiesz. Po prostu się nie interesuj. - powiedział to tak, że sama przestałam go poznawać. Nigdy nie był tak oschły w stosunku do mnie.

- Nie musisz być dla mnie chamski. Chcę tylko wiedzieć, kim dla Ciebie był Justin, że tak się tym wszystkim przejmujesz ?

- Nikim. Koniec tematu. 

- Jezu, uspokój się. Jak ci przejdzie i będziesz chciał mi wszystko wytłumaczyć, to jestem u siebie. - powiedziałam i poszłam do swojego pokoju.
Nie mogłam uwierzyć w zachowanie mojego brata. On nigdy taki nie był. Nie wiem, co się stało, ale muszę się dowiedzieć. Mam nadzieję, że on sam mi to wytłumaczy, bo nie chcę wypytywać się o to innych.

Siedziałam u siebie w pokoju około godzinę, gdy tak, jak się spodziewałam, przyszedł mój brat. Wiedziałam, że prędzej czy później przeprosi mnie i wszystko mi wytłumaczy. On po prostu już taki jest.

- Diana? - zapytał, gdy stanął w drzwiach.

- Hm? - odparłam obojętnie, udając, że jestem zła.

- Przepraszam. - powiedział i podszedł bliżej mnie, wcześniej zamykając drzwi od pokoju. - Nie chciałem być taki chamski, ale rozumiesz. Sam przejmuję się śmiercią Justina.

- Dobrze, rozumiem. Tylko dlaczego aż tak Cię to przygnębiło? Kim on dla Ciebie był? – zapytałam.

- Proszę, nie wypytuj. Nie mogę Ci powiedzieć, chociaż naprawdę bym chciał.

- Nie żartuj sobie. Możesz mi powiedzieć, ale z jakiegoś powodu nie chcesz tego zrobić. - powiedziałam lekko uniesionym głosem.

- Naprawdę nie mogę, zrozum mnie. - próbował się wytłumaczyć.

- Albo mi powiesz, o co w tym wszystkim chodzi, albo się wyprowadzam. - mój ton był pewny siebie, a to, co mówiłam, mogło brzmieć jak kompletna bzdura, ale wiem, że to na niego zadziała. Chociaż tak naprawdę nie miałam zamiaru się wyprowadzić. To taki mały szantaż, żeby mi powiedział, bo wiem, że nie pozwoliłby mi się stąd wyprowadzić.  

 - Diana, proszę Cię. To dla Twojego bezpieczeństwa.

- Ja też Ciebie proszę. Myślisz, że mnie okłamując, będę bezpieczna?

- Nie zrozumiesz tego. - widać było zmieszanie w jego oczach.

- Dlatego chcę, żebyś mi wszystko wytłumaczył.

- To nie takie proste.

- Powiesz mi czy nie? - zapytałam ponownie.

- Dobra, wyjaśnię Ci wszystko. Tylko nie bądź zła, bo to wszystko naprawdę było dla Twojego bezpieczeństwa.

- Dobrze.

- Zejdź na dół za piętnaście minut, bo wyjeżdżamy. - powiedział trochę niepewnym głosem - Wyjaśnię Ci wszystko po pogrzebie. - powiedział i wyszedł z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Nie wiem, czego mogę się spodziewać, ale mam nadzieję, że to nic aż tak strasznego.

Na pogrzebie było wiele znajomych chłopaka, jak i jego rodzina. Przez całą uroczystość nie mogłam się na niczym skupić, bo ciągle myślałam o tym, czego dowiem się w domu. Co mogło być aż takie straszne, że James nie chciał mi tego powiedzieć, żeby mnie chronić. Mam tylko nadzieję, że on nic nie wie o tym, co robię. Może on mi w końcu wyjaśni, na czym polega jego "praca". Chciałam wiedzieć, o co chodzi, ale teraz to już sama się boję tego, co usłyszę.

W drodze do domu wszyscy siedzieliśmy cicho w samochodzie. Gdy podjechaliśmy pod budynek, wyszłam z auta i skierowałam się do drzwi wejściowych. Byłam tak roztrzęsiona, że nie mogłam trafić kluczem w zamek. Kiedy w końcu otworzyłam drzwi, weszłam do salonu i stanęłam na środku pokoju z założonymi rękoma na klatce piersiowej, czekając na wyjaśnienia.  

Mój(nie)PrzyjacielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz